Cześć,
kochani.
Wybaczcie, że
rozdział dopiero teraz. Od razu proszę Was, abyście potraktowali go, jako wstęp
do czegoś, co już dla Was szykuję. Sądzę, że się Wam spodoba :).
Dziękuję za
opinie pod „Ekscytującym życiem…”, choć przyznam, że szkoda, iż było ich tak
mało. Mam nadzieję, że pod kolejną chętniej wyrazicie swoje opinie. Przy okazji
zapraszam na nią 31 stycznia.
Mam nadzieję,
że rozdział zaciekawi Was, co prawda nie jest aż tak przepełniony humorem jak
zwykły bywać poprzednie, jest to głównie wstęp do czegoś, co dla Was
przygotowuję, jak wspominałam.
Buziaki!
Charlotte
PS -->
Liczę na Wasze szczere opinie! :D
***
Niebezpieczna
gra
25 stycznia 2000
- Nawet nie
wiesz jak się stresuje, Lucjuszu! Doprawdy, ty nigdy nic nie rozumiesz!
- Cyziu,
przerabialiśmy już to! Wiesz doskonale, że mi trudno zrozumieć niektóre…
sprawy.
- Choć
udawałbyś, że się starasz! – Zacisnęła usta w wąską kreskę i spojrzała na męża
z wyrzutem. On nie rozumiał jak bardzo ważna była ta sprawa! Ile zależało od
podjęcia tej właściwej decyzji! To nie mogło być pochopne, a dokładne,
przeanalizowane. Ostatecznie: najlepsze!
- Lucjuszu,
proszę…
- Ty nie
prosisz – rzucił kąśliwą uwagę.
Westchnęła,
ale nie skomentowała tego, jedynie pokręciła głową i przygryzła wargę, jakby
się zastanawiając.
- No dobrze,
Cyziu. Pokaż mi to jeszcze raz. – Rezygnacja w jego głosie była dosłownie
namacalna. Wypełniła pokój i starała się przytłoczyć Narcyzę, ale jej
determinacja miała ostatnie słowo, wygrywała tę walkę.
- I…?
- Nie mogę,
Cyziu. Naprawdę nie mogę. Nie widzę różnicy między écru a kremowym,
przepraszam.
- Jak zawsze!
I kto mi teraz doradzi w kolorze serwetek? Idź, nie jesteś mi już potrzebny! –
Oburzona odwróciła się do niego plecami.
***
Nie miał, co
ze sobą robić! Hermiona zniknęła ponad dwie godziny temu zostawiając go samego
pośród stosu papierów. Rzekomo miała bardzo ważne i bardzo tajne zebranie, na
którym mieli być obecni przedstawiciele departamentów nie tylko brytyjskich,
ale i rosyjskich, francuskich i niemieckich, a także główni strażnicy Azkabanu.
Z tego, co mu było wiadomo szykowała się jakaś większa afera dotycząca
śmierciożerców. Robiło się coraz ciekawej! Ale cholera, czemu nie mógł tam
być?! Tylko musiał siedzieć tutaj i bawić się w sekretarkę?
- Nienawidzę
jej! – warknął prze zaciśnięte zęby i podstemplował kolejny akt.
- Kogo? – W
drzwiach pojawiła się młoda kobieta. Uśmiechała się kokieteryjnie. Zmarszczył
tylko brwi, niezbyt zainteresowany jej osobą. – Nazywam się Clarissa Clare i
szukam pani Granger.
- Draco
Malfoy. Jak chyba pani zauważyła jest nieobecna, chyba, że sądzi pani, iż
ukryłem ją pod tamtym plikiem kartek?
Zaśmiała się
głośno i zatrzepotała rzęsami. Draco spojrzał na nią z kwaśną miną. Nie miał
najmniejszej ochoty na flirt, zwłaszcza z kobietą, która nie była Hermioną.
Powoli się staczał, ale cóż poradzić? Miłość w jego przypadku całkowicie go
ogłupiła.
- W takim
razie może to pan mi pomoże? – zapytała z nadzieją Clarissa.
- Słucham?
Jaka to sprawa?
Clarissa
weszła do gabinetu i kokieteryjnie kołysząc biodrami podeszła do fotela przed
biurkiem. Z gracją na nim usiadała i swoimi dużymi oczami spojrzała na niego z
niekrytym zachwytem. Skrzywił się lekko.
- Widzi pan,
potrzebuje pewnej informacji… Jest ona wyjątkowo ważna, ale i niebezpieczna. –
Poruszył się na krześle wyraźnie zainteresowany. – Mianowicie mój szef, bardzo
cierpliwy, a zarazem potężny człowiek poprosił mnie bym ją zdobyła. Długo czasu
zajęło mu obmyślenie wszystkiego tak by nic nie przeszkodziło mu w
zrealizowaniu jego planów.
- Jakich
planów? Kim pani jest?
- Wiedza jest
zgubą, lepiej nie posiadać jej zbyt dużej. – Uśmiechnęła się drapieżnie i
powolnie wstała. Zaczęła przeglądać teczki leżące na biurku w nieładzie.
- Czego pani
chce?
- Waszej
strategii – odparła z uśmiechem i wyciągnęła różdżkę.
***
- Nie możliwe
jest, żeby udało im się dostać do więzienia. Ochrona jest zbyt silna, procedury
zbyt rygorystyczne, a strażnicy zbyt bezwzględni – odparł z powagą jeden z
dowódców.
- Wiadomość,
którą wczorajszego wieczoru odebraliśmy, mówi nam jasno, że więzienie zostanie
zaatakowane, tak samo jak główne archiwa poszczególnych departamentów – rzuciła
Hermiona i zmrużyła oczy.
- Nie
powinniśmy panikować. Nie jest on tak groźny, już raz został unieszkodliwiony –
powiedziała kobieta z wyraźnym rosyjskim akcentem. Jej twarz była pozbawiona
zmarszczek mimo wieku.
- Chciałaś
powiedzieć: prawie został, Maryse.
- Nie należy
panikować, panno Granger.
- To nie
panika, a stwierdzenie faktów, panie Fray.
- To aż
zabawne jak bardzo się nie znosicie – rzucił swobodnym tonem Harry. Spoglądał
na przyjaciółkę i szefa brytyjskiego Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów ze znudzeniem.
- Wracając do
tematu, Harry. Sądzę, że powinniśmy jeszcze raz przedyskutować sprawy akcji.
- Przecież
wszystko jest postanowione! – warknął Fray.
- Zaczyna mi
pan działaś na nerwy i jeszcze trochę, a nic nie stanie mi na przeszkodzie
rzucenia na pana drętwoty! – odparła gniewnie Hermiona.
- Widać, że ma
pani problemy emocjonalne, panno Granger. Ktoś taki nie może sprawować funkcji
szefa Biura Aurorów.
- Dla
przypomnienia: to ja jestem szefem, ona jest zastępcą – wtrącił się Harry. Może
i nie był tak wybitnym strategiem jak Hermiona, ale to on był szefem! Halo, czy
kogoś to interesowało?!
- Może to pana syn ma ją pełnić? – rzuciła
ironicznie. – Sądzę, że nie. Maksymilianie – zwróciła się do jednego ze
stojących pod ścianą aurorów – proszę wyprowadzić pana Fray’a zbrzydło mi
patrzenie na jego paskudną… buzię!
- Powiem o
wszystkim Ministrowi!
- Jak już
będziesz w gabinecie to zapytaj się go, proszę, kiedy w końcu zagra ze mną
partyjkę szachów. Wypadałoby, aby w końcu wygrał, możesz dodać, że jestem nawet
skłonna się poddać.
- To było
nieczyste zagranie, Hermiono – westchnął Harry, gdy Fray opuścił Salę. –
Naprawdę nieczyste.
- Sterylna
czystość dozwolona jest w szpitalach, a nie polityce – rzuciła. – Panie
Glukhovsky, co pan sądzi o podwojeniu liczby aurorów?
- Byłoby to
właściwym zagraniem. Zwłaszcza, że chodzi tu o sprawy niezwykle niebezpieczne.
- Zważywszy na
to, że informacja została przekazana z pierwszej ręki ja również nie mam ku
temu żadnych obiekcji – poparła pomysł Leokadia Saint-Exupéry, szefowa
francuskiego Biura Aurorów.
- A więc
ustalone – odparła triumfalnie Hermiona, gdy pozostali reprezentanci również
wyrazili swoją aprobatę.
- Pozostaje
jeszcze tylko kwestia dalszych działań. Musimy zaatakować, ale tak, aby nie
mógł kontratakować.
- Tutaj sprawa
jest zaskakująco prosta, pozwólcie, że zapoznam was z małymi szczegółami.
- Małymi? –
zapytała podejrzliwie Maryse.
- Nie można
wiedzieć wszystkiego.
- W co pani
pogrywa, panno Granger?
- W dość
niebezpieczna grę, panie Glukhovsky – odparła spokojnie.
***
- Wydajesz się
być bardzo przekonujący, Malfoy – zauważyła Clarissa.
-
Przekonujący, w czym?
- W swoich
działaniach. Nie mogliśmy uwierzyć, że ty - śmierciożerca z krwi i kości –
oddaliłeś się od Pana na tyle, by zacząć pracę dla wroga! W dodatku
największego!
- Ah, więc to
o to chodzi. Zapewne jesteś tu z rozkazu Jugsona.
- Umiesz
wyciągać wnioski. Gratuluje. To smutne, że nie ma cię z nami w chwili, gdy
zaczynamy się odradzać. – Ręka Draco mocniej zacisnęła się na różdżce. Czekał
na dogodny moment. – Jesteśmy wszędzie i nawet o tym nie wiecie. Jesteśmy
wszędzie i wszędzie was obserwujemy. Działamy w ukryciu, ale to tylko przejściowe.
Jugson obiecał nam, że poprowadzi nas znów ku chwale. Razem z Rowlem i paroma
innymi… osobistościami wdrążył plan w życie, szkoda, że Rowle okazał się na
tyle głupi, że dał się złapać, nawet go polubiłam.
- To wy
jesteście głupi sądząc, że uda wam się wygrać, Her… Granger wam na to nie
pozwoli.
- Szanowna
pani auror będzie zbyt zajęta ratowaniem ludzi z opresji, by zająć się
śledzeniem nas, łapaniem, w dodatku i tak nie będzie miała, gdzie nas zamknąć…
Azkaban niedługo przestanie być więzieniem. Jak mówią: każda twierdza jest do
zdobycia, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi ogień.
- Jesteście
szaleni – mruknął Draco.
- Szczerze ci
powiem, że jestem zawiedzona brakiem zainteresowania z twojej strony. Wziąłbyś
przykład ze swoje przyjaciółki Parkinson. Nie musieliśmy jej zapraszać sama do
nas przyszła.
- Pansy? Ona
nie mogła… - Przypomniał sobie jak zaskoczony był, gdy dowiedział się, że
rzekomo pracuje dla aurorów. A więc, to była zmyłka. Pansy tak naprawdę była po
stronie śmierciożerców. Więc, dlaczego pomogła zamknąć Rowle’a? I Traversa, i
Selwyna. A może to też była tylko zmyłka, może nie chciała się wydać? Zrobiła
to, żeby zdobywać informacje dla przestępców, pozwoliła im wygrać, dlatego, że
wiedziała, że i tak uciekną. – Och, Pansy, dlaczego?! – pomyślał zrezygnowany.
- Owszem,
mogła.
- Co wy jej
zrobiliście?
- Nic. Mówił
ci ktoś, że jesteś przystojny? Szkoda będzie tak ślicznej buźki, zresztą i tak
nie chcesz zdradzić strategii. Najwidoczniej będę musiała sama jej poszukać,
tymczasem przyjemnej drogi do piekła – mruknęła z uśmiechem. – Ava…
- Expelliarmus!
Drętwota! – krzyknął szybko. Z determinacją i złością. Ciało kobiety z łoskotem
upadło na podłogę. Jej spojrzenie był rozkojarzone, ale przesycone wściekłością
i nienawiścią. Od razu wysłał wiadomość po Granger.
Nie trzeba
było długo na nią czekać, pojawiła się chwilę później w eskorcie dwóch
strażników. Spojrzała na niego z niezrozumieniem.
- Długo
czekałeś – mruknęła Hermiona i podeszła bliżej kobiety.
- Musiałem
dowiedzieć się odpowiednich rzeczy – odparł spokojnie.
- Nie, nie
miałeś takiego prawa. Twoim obowiązkiem było niezwłoczne rzucenie zaklęcia i
poinformowanie mnie.
- Słucham?!
Chyba źle cię zrozumiałem, Granger.
- Zabierzcie
Clarissę Clare do Sali Obrad, Harry Potter przekaże wam dalsze instrukcję –
zwróciła się do dwóch mężczyzn. Gdy zniknęli za drzwiami spojrzała na Malfoya.
Stał dziwnie zirytowany, jakby zezłoszczony. Nie rozumiał, o co chodzi. –
Zbieraj się. Idziemy do miejsca, o którym nikt nie pomyślał, żeby obserwować.
- Czyli?
- Odwiedzić
naszą szaloną parkę – mruknęła tylko to w odpowiedzi.
***
Zmrużyła
niebezpiecznie brwi. To była walka z gatunku tych na śmierć i życie. Nie mogła
się cofnąć, gra się rozpoczęła i nic nie wskazywało na to, żeby miała się
skończyć. Nie miała zamiaru się poddawać.
-
Kapitulujesz? – zapytał szyderczo mężczyzna.
- Nigdy,
zapomnij o tym! – warknęła.
Nie da mu tej
satysfakcji, stawka była zbyt wysoka, nie poświęci się! Czekała na jakikolwiek
ratunek, ale ten nie nadchodził. Bała się zrobić kolejny krok, ale nie miała
wyjścia… Jeszcze chwila, sekundy mijały, tworzyły się minuty… Czuła jak
kropelki potu zbierają się na jej czole, gdy stawiała kolejny krok do przodu..
Nie! Nie, nie nie!!! Niech Merlin ma ją w opiece…
Przegrała.
- Szlag –
mruknęła Rose.
- Wygrałem – rzucił
radośnie Blaise. – Właśnie zbankrutowałaś. – Wskazał dłonią na rozłożoną
planszę do czarodziejskiego biznesu.
- Po prostu
miałeś lepsze lokalizację. Dziurawy kocioł jest bardzo dochodowy! – mruknęła.
- Nie tak jak Stadion
Czarodzieja, ty po prostu nie umiesz dostrzegać atutów swoich nieruchomości –
odparł śmiejąc się głośno i powolnie zbierając swoje monety. Tak, by
podświadomie liczyła ich ilość.
- Jesteś
okrutny – warknęła i wydęła lekko usta.
- A z ciebie
jest straszna bizneswoman.
- Nigdy więcej
z tobą nie zagram!
- Zawsze tak
mówisz.
Nagle znikąd w
salonie, tuż przed Blaisem i Rose, zmaterializowali się Draco i Hermiona. Panna
Granger spojrzała na minę Rose i planszę i roześmiała się głośno.
- Znów cię ograł?
Po co w to grasz skoro nie umiesz, Rose. A ty Blaise okazałbyś jej, choć trochę
wyrozumiałości – stwierdziła uśmiechając się szeroko.
- I kto to
mówi, co?! To ty zawsze ogrywasz ją w karty.
- Tak,
oczywiście – mruknęła Rose. – Mówcie, jaka to okropna jestem w jakiekolwiek
gry.
- Kiedy to
prawda! – rzucił nagle Draco. – Ostatnio, gdy odwiedzałem Blaise’a wygrałem z
tobą w szachy.
- Nie martw
się, Rose! Brak talentu do gier wynagrodzono ci w urodzie! – powiedział z
uśmiechem Blaise.
Prychnęła
tylko i odwróciła głowę. Nie mogła jednak wytrzymać i po chwili zaniosła się
śmiechem wraz z pozostałymi.
- Co was sprowadza
w moje skromne progi? – zapytał po chwili Zabini.
- Potrzebne
nam miejsce, gdzie w spokoju moglibyśmy przedyskutować pewne… kwestie – odparła
Hermiona.
- Ah,
rozumiem, tajna schadzka. Blaise powinieneś udzielić zgody na to, aby tych
dwoje kochanków mogło dać upust swej miłości.
- Kwestie wagi
państwowej – dodał po chwili Draco.
- Jak wolicie
to nazywać – odparł Blaise. – Chodź, Rose, dajmy im chwilę samotności.
Gdy już mieli
zniknąć za drzwiami obydwoje oberwali poduszkami.
- Patrz, jacy
zgodni! – mruknęła do Blaise’a Rose.
- To takie
romantyczne.
Kolejne
poduszki mknęły w ich kierunku.
Hermiona
odczekała chwilę, po czym odezwała się spokojnie.
- Co ci
powiedziała?
- Że pracuje
dla Jugsona, chciała strategię misji, którą ostatnio omawiano.
- Tyle to ja
wiem – mruknęła kpiąco.
- Pansy, Pansy
Parkinson jest… Ona was okłamuje! Nie wierzcie w jej słowa, ona też dla niego
pracuje.
- Mhm… –
westchnęła Hermiona. – Coś jeszcze?
- Zebrali
armie, mają zamiar spalić Azkaban, wypuścić więźniów, zabijać ludzi. Wspominała
coś o tym, że przez to będziesz zbyt zajęta na uganiania się za nimi.
- Nic
ciekawego…
- Granger!
Cholera! Wyglądasz seksownie, gdy tak spoglądasz ze znudzeniem, ale to już
przesada.
- Sądziłam, że
powie ci coś interesującego, szkoda, że tak nie było. No cóż, wracamy.
- Żartujesz,
prawda? – Patrzył na nią z irytacją. – Nie, ty nie żartujesz! Jak możesz tak
zlewać to, co do ciebie mówię! Halo, mnie się nie olewa!
- Masz wysokie
mniemanie o sobie – odparła z uśmiechem.
- Oczywiście,
że tak, jak mógłbym nie mieć, jestem Malfoyem.
- Powiedz mi,
proszę, czemu przy każdej możliwej okazji podkreślasz to jak masz na nazwisko?
- Zboczenie
rodzinne. – Jego rozbrajający uśmiech ani trochę nie rozproszył Hermiony, choć
taki był jego zamiar.
- Dość dziwne
zboczenie.
- Ciesz się
lepiej, że znasz tylko to…
- A jest ich
więcej? – zapytała z ciekawością.
- Każdy ma
jakieś tajemnice. Rodzinne, osobiste, albo zawodowe…
- I tak nic ci
nie powiem – odparła z uśmiechem. Przybliżył się do niej, zatrzymał się bardzo
blisko i z ciekawością spoglądał w oczy.
- A jeśli
poproszę?
- Zabawne.
Znam cię dość długo, żeby móc wywnioskować, że ty nie prosisz – stwierdziła z
uśmiechem.
- A jeśli to
zrobię…?
- Najpierw
musiałbyś to zrobić.
- Wolałbym
mieć gwarancję – odparł lekko przekrzywiając głowę i unosząc kącik swoich ust.
Jego uśmiech wydawał się być ironiczny, a jednocześnie świadczył o pewności
siebie.
- Wolałabym to
usłyszeć.
- Proszę… -
powiedział cicho przeciągając litery. Delikatnie pochylił się w jej kierunku i
już miał ją pocałować, gdy z uśmiechem mu przerwała.
- Nie, Malfoy.
Nic ci nie powiem. – Pstryknęła palcami, a po chwili zniknęła z cichym
odgłosem.
Zdezorientowany
Draco rozejrzał się wokół siebie, ale nic nie powiedział. Sam po chwili się
teleportował.
- A było tak
blisko! – warknął Blaise. – Nie wierzę, musisz koniecznie porozmawiać z
Granger. Już prawie mieliśmy ich w garści.
- Idioto, ona
zrobiła to specjalnie! – rzucił Rose. Pochyliła się i podniosła z ziemi
kawałeczek pergaminu. Magiczna wiadomość.
Nie ładnie podglądać…
- Serio –
mruknął Blaise. – Granger to prawdziwa Ślizgonka.
- Też to
zauważyłeś? – odparła z ironią Rose. – Jej się nie daje nigdy przechytrzyć!
- To jak nam
się to udaję? Plan i w ogóle?
- Może ona
tylko pozwala nam tak myśleć… – Sama siebie zaskoczyła tym stwierdzeniem.
Super rozdział, naprawdę bardzo mi się podoba 😊.Moze dlatego ze z niecierpliwością na niego czekałam. Juz nie mogę się doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Zosianna
PS pierwsza!!!
UsuńSerdecznie dziękuję! :D
UsuńRozdział bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńNarcyza i Lucjusz w tym opowiadaniu są po prostu genialni. A Narcyza to już przechodzi samą siebie :D
Hermiona w rozmowie z aurorami była bardzo pewna siebie. Lubię ją taką. Hmm ktoś tu chyba jest fanem autora "Małego Księcia" skojarzyłam po nazwisku Leokadii ;)
Draco jaki waleczny, za nic w świecie nie wyda strategii (brawa dla niego) Szkoda tylko, że to nie zrobiło wrażenia na Hermionie
Rose i Blaise prawdziwi hazardziści! Kibicuję tej parze, pasują do siebie tak jak Draco do Hermiony :D
Oczywiście czekam na next i życzę weny na więcej!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Bardzo Ci dziękuję :)) "Mały książę" to fascynująca, wciągająca i wzruszająca książka, uwielbiam ją :D
UsuńUmieram ze śmiechu. To jest genialne. Niech wena będzie z Tobą!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ale nie umieraj, będę mieć wyrzuty sumienia... :3
UsuńNie no Cyzia i Lucjusz wymiatają!!! Cały czas się śmieję :D nie wiem skąd Ty dobierasz pomysły ale mam jedną maleńką prośbę - nie przestawaj! No i oczywiście Draco i Hermiona jak zwykle genialni! Mam ochotę na więcej, więc szybko dodawaj kolejny rozdział! Pozdrawiam Iva Nerda
OdpowiedzUsuńHhaha! Dziękuję, a pomysły, cóż, wzięte z życia... Jest ono doprawdy, hm, przepełnione dziwnymi znajomymi :*:D
UsuńSuper, jak zwykle :) Och, nie mogę się doczekać następnego rozdziału ❤ Cyzia, jak zwykle najlepsza 😊 Draco - mrau ;* Jak ja go kocham 😍
OdpowiedzUsuń"- Może ona tylko pozwala nam tak myśleć…"
Trochę mnie to zaniepokoiło.
No cóż, pozdrawiam i życzę weny ;)
I miało zaniepokoić :D, ale jak będzie, nie powiem! :D Dziękuję! :D
UsuńRozdział jest genialny:) uwielbiam tego bloga i nie mogę się przestać śmiać czytając rozdziały:)
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie! Tak samo mocno dziękuję za miłe słowa! :)
UsuńNominowałam Cię do Liebster Blog Award. Po szczegóły zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńdramione1997-1998.blogspot.com
Serdecznie dziękuję! Oczywiście, odpowiem :D
UsuńNie myśl, że o tobie zapomniałam ;)
OdpowiedzUsuńCały czas obserwowałam losy czwórki bohaterów i jestem pod wrażeniem :)
Z niecierpliwością czekam na więcej :*
Życzę weny :D
Buziaki :)
Serdecznie dziękuję! :*
UsuńRozdział super ;)
OdpowiedzUsuńRozmowy Lucjusza i Narcyzy nie mają sobie równych... Kto by pomyślał, że wybór koloru serwetek może wprowadzić tyle nerwów ;)
Draco i Herm całkiem nieźle sobie poczynają. Czekam niecierpliwie na dalszą ich współpracę, bo ich rozmowy są zawsze ciekawe.
Za to parka Blaise i Rose jest po prostu genialna. Uwielbiam ją a szczególnie ich pomysły ;)
Pozdrawiam
Serdecznie Ci dziękuję! :D Cieszę się, że się podoba! :D :*
UsuńCzyżby nawiązanie do "Darów anioła"?
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać tego przyjęcia, które Narcyza organizuje:D
OdpowiedzUsuń