Cześć,
kochani!
Jestem z
kolejną częścią. Niby ostatnią, ale tak naprawdę napisałam kolejną… W wolnym
czasie dopisałam trochę, o życiu już Malfoyów, a nie tylko Blackówny i Malfoya.
I jeśli tylko byście chcieli również ja opublikuję, jako trzecią i wówczas
ostatnią część. Powiem wam tylko, że z tamtej jestem najwięcej zadowolona, bo
opowiada również o tym, co jest współcześnie! :D W każdym razie, to wszystko
zależy od Was!
Mam nadzieję,
że spodoba wam się i wyrazicie swoje opinie! A także, napiszecie, co sądzicie,
o dodaniu kolejnej części. Czekam na wsze zdanie! :)
Buziaki!
Charlotte
PS --> Rozdział 28 14 lutego
***
Ekscytujące
życie państwa Malfoy: perypetie
18 sierpnia 1973, Paryż
Sierpień tego
roku był wyjątkowo uciążliwy. Londyn, w którym społeczeństwo nigdy nie
doświadczano upałów, cały tonął w gorączce. Jednak tamtejsze, wyjątkowo, ciepłe
dni nie miały, co równać się z latem w Paryżu! Narcyza była wdzięczna
Merlinowi, że na przyjęcie założyła zwiewną suknię, inaczej – była pewna –
pozostałoby z niej samo ubranie, gdyż ona; roztopiłaby się od nadmiaru gorąca!
- Może jeszcze
szampana, modemoiselle? – Kelner schylił delikatnie głowę. Była zaskoczona, że
znalazł ją skrytą w cieniu drzew, oddaloną od całego towarzystwa. Miała
nadzieję pozostać na chwilę niezauważalną.
- Oiu, merci…
Mężczyzna podał
jej kieliszek i oddalił szybkim krokiem. Narcyza westchnęła przeciągle. Czuła,
że się gotuje, ale jeszcze nie była pewna; czy na miękko, czy na twardo!
- Bąbelki
powodują zawroty głowy, modemoiselle – powiedział ktoś niespodziewanie.
Zmrużyła lekko oczy.
- Nie sądzę,
żeby był to pański interes, monsieur – odparła, odwracając się. Aż podskoczyła
zaskoczona. – Malfoy? Co ty tu robisz?!
- Też się
cieszę, że cię widzę, Black… a może już McTavish?
- Przykro mi,
że cię zawiodę, ale wciąż jestem Black.
- Ciekawe jak
długo… - rzucił i roześmiał się: cierpko, złośliwie. Jego spojrzenie cały czas
umykało ku jej prawej dłoni, a dokładnie pierścieniowi z szafirem zdobiącemu
jej serdeczny palec.
- Zabawne, a
gdzie umknęła twoja Statia? Ach, zapomniałabym, zrujnowałeś jej życie,
zrywając… - odparła równie jadowitym tonem.
- Jak słyszę,
jesteś dobrze poinformowana. Aż tak interesuje cię moje życie?
- A czy ciebie
interesuje moje…? Prawda, że ładny pierścień? – Podsunęła mu pod nos swoją
dłoń. – A jaki klejnot…
- Nie
wiedziałem, że jesteś taką materialistką. Tak łasa na pieniądze…
Spoglądali na
siebie ze złością, choć tak naprawdę, gdzieś głęboko, bardzo głęboko, bardzo
daleko, wręcz za górami i za lasami, byli mieszaniną uczuć: od radości, przez
wielką ekscytację i pragnienie, po złość i bezradność.
- Za to z
ciebie jest wyjątkowo nietaktowny, niewychowany i wyrachowany dupek! – warknęła
wściekła.
- Ze mnie?!
Jesteś śmieszna! To nie ja całowałem się z twoją największą rywalką, nie ja
ośmieszyłem cię przed całą szkołą i nie ja niedługo będę się żenić z ulizanym
dupkiem, który ma trądzik! – Gestykulował gwałtownie, a jego oczy błyszczały,
były niczym ocean w czasie sztormu. Narcyzie aż zakręciło się w głowie. Jak ona
uwielbiała te oczy! Pokręciła jednak głową, a jej długie pukle otuliły jej
twarz, dodając drapieżności.
- Tak? Myślisz,
że jesteś taki wspaniały? Marzysz dziecko! Może i nie całowałeś się z moją
największą rywalką, ale za to z przyjaciółką! Aries sama mi o tym powiedziała!
- Aries
Shafiq? Tym bazyliszkiem? Niby, kiedy!?
- Jak to,
kiedy? Myślisz, że spławisz mnie kiepską pamięcią? Niedoczekanie!
- Olśnij mnie,
bo nie przypominam sobie – warknął.
- Po balu
Halloweenowym. Następnego dnia przyszła do mnie wielce szczęśliwa, bo okaz jej
westchnień nareszcie zwrócił na nią uwagę. I oczywiście z całą precyzją opisała
mi jak to cudownie całujesz. Jakby myślała, że nie wiem!
Twarz Lucjusza
rozjaśnił uśmiech, Narcyza zbyt późno uświadomiła sobie, co powiedziała. Nie
zaczerwieniła się jednak, dumnie uniosła głowę i miała zamiar wrócić do
towarzystwa, kiedy to została gwałtownie zatrzymana.
- Uważałem cię
za inteligentną. Nie dość, że jej uwierzyłaś to jeszcze tak łatwo się wydałaś…
- Niby, z
czym, hm? – Zadarła głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Z tym, że
wciąż coś do mnie czujesz…
- Tak uważasz?
– spytała spokojnym i opanowanym głosem. Kiwnął głową z szerokim uśmiechem. – Nawet,
jeśli Aries mnie wtedy okłamała…
- Okłamała –
wtrącił. – Nie zdradziłbym cię – zapewnił gorliwie, nie tracąc z nią kontaktu,
jego usta wciąż zdobił tak dobrze znany jej uśmiech: zwycięstwa.
- Dobrze,
okłamała mnie, ale nie sądzisz, że jeśli naprawdę bym cię kochała, nie byłoby
mi tak łatwo zacząć spotykać się z innym mężczyzną? I być z nim wyjątkowo
długo? Nie sądzisz, że powinnam była cierpieć? Płakać, zrzędzić, użalać się nad
sobą? Nie sądzisz, że powinnam nienawidzić patrzenie na ciebie ze Statią? Robić
ci na złość, starać się pokazać, co straciłeś… - Z każdym słowem zbliżała się
do niego coraz bliżej i bliżej. Jego pewność nagle znikła. Pojawiła się jedynie
ogromna dezorientacja. – Pomyśl, czy gdybym naprawdę coś do ciebie czuła,
układałabym sobie życie? Wychodziłabym niedługo za mąż? Czy tak okazywałabym
swoje uczucia względem ciebie?
Stała tak blisko
niego, że z największą precyzją drobne turkusowe kropeczki w jej tęczówkach. Aż
zabrakło mu tchu. Statia może i była seksowna, ale w niczym nie przypominała
Narcyzy. Blackówna była pełna ognia, pasji, namiętności! Wywoływała u niego tak
wielkie emocje!
- Właśnie tak
bym je okazywała – szepnęła. – W końcu jestem z Blacków, a my nie upadamy, my zawsze
lśnimy. Zawsze godni i dumni.
Jedną dłoń
położył na jej tali, przyciągając ją do siebie gwałtownym ruchem, zaś drugą
zanurzył w jej ciemnych lokach. Wręcz z zaborczością przycisnął swoje usta do
jej warg. Ich pocałunek nie był delikatny, tylko przepełniony pasją i
zachłannością. Oboje chcieli przelać w niego jak najwięcej namiętności i
uczucia, które dotąd kryły się w odmętach ich serc, nareszcie mogli dać im
upust. Wyglądało to tak, jakby nigdy nie rozeszli się, jakby nie minęły ponad
dwa lata. Dla nich liczyła się ta jedna chwila, ta, w której znów mogli poczuć tę ekscytację, ten zapach, smak, dotyk drugiej osoby.
- Właśnie
zdradziłaś narzeczonego – szepnął Lucjusz, uśmiechał się szeroko, oddychając
szybko i płytko.
- Nie
przeszkadza mi to. I pewnie tobie też nie…
- Nie, mi nic
nie przeszkadza, wręcz przeciwnie: ja jestem szczęśliwy z tego powodu.
- Wiem –
mruknęła i poprawiła swoje włosy, tak, aby nie wyglądały na roztrzepane. –
Sądzę, że muszę wrócić do towarzystwa.
- A co ze mną?
- A co ma być?
– spytała z błyskiem w oku. – Lucjuszu, przecież wiesz, że kobiety kochają jak
się je zdobywa: kwiatki, czekoladki, listy miłosne. W końcu masz wyobraźnie! –
Uśmiechnęła się szeroko i szybko, przelotnie pocałowała go w policzek. – Na zachętę.
Oddaliła się
szybko, w przeciwnym kierunku, tak, aby nikt nie zobaczył, że jej towarzyszył…
***
22 sierpnia 1973, Rezydencja McTavishów
- Narcyzo! Nie
zgadniesz, kogo spotkałam w sobotę na weselu Nottów?! Stawiam dwadzieścia
galeonów, że nie wpadniesz na to, bo jestem przekonana, że ty go ni zauważyłaś!
– krzyknęła Onis McTavish, młodsza siostra Tarquina.
- Nie zakładaj
się, skarbie, bo jak zawsze przegrasz! – rzuciła Alir Goyle, jej najlepsza
przyjaciółka.
- Nie prawda,
Narcyzo, moja bratowo, więc? Wiesz, o kim mowa?
- Nie, Onis,
ale ja się nie zakładam, nie jestem hazardzistką, a znając ciebie i bez tego mi
powiesz, prawda?
- Nie powiem! Nie
powinno cię to w ogóle interesować! – wrzasnęła urażona. Jej pulchna twarz
poczerwieniała jeszcze bardziej. W dodatku ubrana była w wiśniową suknię, a jej
włosy zostały zafarbowane na kolor truskawki. W jednej sekundzie stała się nieapetycznym,
dużym jabłkiem. Narcyza wydęła usta zniesmaczona. Jak ona nie znosiła tej małej
smarkuli, która zawsze wtryniała swój spiczasty nochal w nie swoje sprawy!
- Jak wolisz,
Onis.
Siostra
Tarquina powróciła to rozmowy z Alir na temat ogromnej, bo osiemnastoletniej,
różnicy wieku pomiędzy Oktanem Nottem, a koleżanką z roku Narcyzy, Carteris
Millefeuille.
- Pani… – Przed
Narcyzą zmaterializował się skrzat domowy McTavishów. – W pani komnatach, czeka
na panią podarek od nieznanego nadawcy.
Narcyza
podniosła się zgrabnie z sofy i powolnie, z gracją skierowała do swojego
pokoju. Ignorując ciche, pełne ironii szepty Onis i Alir. Nie była zaskoczona,
gdy w środku znalazła ogromny bukiet kwiatów, a na bileciku zobaczyła tak dobrze znany
jej charakter pisma. „Wiem, że mnie
kochasz… Nie da się inaczej! L. M.”
Jak zawsze
skromny – pomyślała i uśmiechnęła się szeroko.
***
30 sierpnia 1973, Rezydencja Blacków
„Nie mam życia… Ach, nie, jednak mam! Ty nim
jesteś! L. M.
PS. Taki ze mnie romantyk…”
***
10 września 1973, Rezydencja McTavishów
„Zawsze uważałem Tarquina za idiotę, ale
żeby nie ingerować, wiedząc, że jego narzeczona dostaje listy od tajemniczego
wielbiciela? Szczyt głupoty, nie wie, jaki zaszczyt go spotkał! Ja za to
rozumiem, bo ciebie spotyka ten sam! Umówisz się w końcu ze mną? Czuję się jak
na pustyni, usycham! L. M.”
***
Ten sam dzień, Rezydencja Malfoyów
„Woda pomaga! Polecam, ta w prezencie jest
wyjątkowo dobra, z najlepszego magicznego źródła. Staraj się bardziej, słońce!
Przesyłam gooorące buziaki…!!! N. B. (Jak się nie postrasz bardziej N. McT.)”
Brzmiał napis na bileciku doczepionym do butelki wody.
***
16 września 1973, Rezydencja Blacków
„Chyba nie muszę marnować zbyt wiele
atramentu, by pisać, jak bardzo mi zależy? L. M.”
***
Ten sam dzień, Rezydencja Malfoyów
„Marnuj tak wiele jak trzeba, w razie, gdyby
skończyły ci się zapasy! N. coraz bliżej McT.” Ładnie zapakowany kałamarz
spoczywał na dnie pudełeczka.
***
22 września 1973, Rezydencja McTavishów
„Dlaczego coraz częściej mówi się o weselu
najmłodszej córki państwa Blacków? Czuję się oszukany, wiesz jak to boli?! Ale
mimo to, wciąż wyglądam przystojnie, nawet cierpiący! L. M.”
***
Ten sam dzień, Rezydencja Malfoyów
„Nie zdziw się, gdy otrzymasz zaproszenie,
panie próżny… Przyszła pani McT.”
***
30 września 1973, Rezydencja McTavishów
„Szanowny panie, uprzejmie radzę zastanowić
się, czy aby na pewno, chce pan żenić się z panną Black, a tym samym narazić na
mój gniew! Uprzedzam, jestem bardzo wrednym człowiekiem… M.”
***
Ten sam dzień, Rezydencja Malfoyów
„Pisanie do Tarquina do akt depresji? Czytam
jego korespondencję, słońce! Tracisz czas… Przyszła pani McT.
PS. Moja przyszła teściowa upiera się na
styczeń, co sądzisz?” Z koperty wypadł plik zdjęć, wszystkie
przedstawiające różnorodne zimowe aranżacje weselne.
***
9 października 1973, Rezydencja McTavishów
„Jestem kretynem, który za nic w świecie nie
umie wyrażać emocji. Kocham Cię! Nie wychodź za tamtego idiotę, wybierze mnie,
skończonego kretyna, który jest próżny, pusty, inteligentny, przystojny i wielbi
Cię nad wszystko, nawet ponad Slytherini spryt! (Uwierz, to było bardzo trudno
napisać, mam nadzieję, że Salazar się nie uraził!) L. M.”
***
10 października 1973, Hogwart
- Alir! Proszę
trzymaj mnie, bo upadnę! – wrzasnęła Onis, a trzymany list wypadł z jej ręki.
- Co się
stało?
- Narcyza
zerwała zaręczyny!
***
11 października 1973, Londyn
- Długo
zwlekałeś – rzuciła Narcyza, śmiejąc się głośno.
- Jak mogłaś
mi to robić! Jesteś tak wredną wiedźmą, że aż się ciebie boję! – mruknął cicho,
wąchając zapach jej włosów. – Nawet nie wiesz, jak się przestraszyłem! Ty naprawdę
przygotowywałaś to wesele?
- Oczywiście,
ale wiedziałam, że w porę się opamiętasz i na reszcie powiesz to, na czym tak
mi zależało!
- Wystarczyło
się spytać! Poprosić o odpowiedź!
- Blackowie nie
proszą, my używamy podstępu.
Roześmiała się
głośno i namiętnie go pocałowała. Powoli zapominała jak to jest całować
mężczyznę, którego darzy się najprawdziwszym uczuciem, a nie tylko chwilowym
zainteresowaniem. Całe szczęście teraz nie musiała się już niczym martwić. Wszystko
było jak najbardziej na miejscu.
***
14 października 1973, Rezydencja Balcków
Niedzielny obiad
u Blacków w ostatnich miesiącach wyglądał tak samo: głowa domu Cygnus siedział
u szczytu stołu. Po jego prawej stronie siedziała Bellatrix, za po lewej
Narcyza. A tuż przed nimi stał wielki półmisek wypełniony żabimi udkami i
ślimakami po burgundzku. Kuchnia francuska nigdy nie była lubiana przez
Cygnusa, ale po tym, gdy w sierpniu, w czasie jego pobytu w Paryżu, przemówił
do niego ślimak prosto z talerza, błagając o życie, zapragnął zgłębić jej
tajemnice! Na każdy obiad sprowadzał ślimaki wprost z Francji, jakby było mu
mało tych przepełniających ogródek, ale jak mawiał: To francuski ślimak
przemówił, więc od francuskiego oczekuję ponownego odzewu!
- Wiesz, jak
bardzo mnie zawiodłaś, Cyziu?! Matka nie byłaby z ciebie dumna! Najpierw robisz
mi nadzieję, że zostaniesz przyszłą panią Malfoy, później nagle wszystko jest
skończone, a młody Lucjusz wiąże się z Greengrassówną! Kolejny jest młody
Parkinson, i co? Też nic! Później McTavish, cóż może to nie jest ród tak
znamienity, jak nasz, Malfoyów, czy Rosierów, ale mógł już być, co prawda ten
młody nie był za urodziwy, ba, wcale nie był, ale jeśli tylko tego pragnęłaś,
zaakceptowałem! I gdy ja już przełamałem się i zrobiłem sobie nadzieję, widząc
pierścień lśniący na twym palcu, ty wywijasz mi taki numer! Zrywasz zaręczyny,
tak po prostu je zrywasz!
- Tatku, ale
nie martw się, mam dla ciebie radosną nowinę! – Narcyza klasnęła w dłonie. Bella
aż zakrztusiła się ślimakiem, widząc siostrę tak radosną.
- Widzisz? W
dodatku siostrę chcesz zabić! Same problemy, Cyziu, jesteś taka sama jak matka.
Jej też wszędzie było pełno! A ile się namęczyłem, żeby zdobyć jej serce! Musiałem
dla niej spróbować wsadzić słonia na zaczarowany dywan! To nie było zabawne,
moje drogie, prawie mnie zgniótł, ale wygrałem. Druella, była cudowną kobietą! –
Swoją silną dłonią pukał w plecy najstarszej córki. Bella cała poczerwieniała,
ostatecznie udało jej się wydobrzeć i tylko wychrypiała: wody!
- Tato,
zerwałam zaręczyny, ponieważ Lucjusz Malfoy wyznał mi swoje uczucia. Wiesz, że kiedyś
coś do niego czułam, tak jak on do mnie. Okazało się, że stare uczucie nie
wygasło.
- Jak
wspaniale! – Poruszył gwałtownie dłonią tak, że woda w kieliszku, który trzymał
wylała się na włosy Belli. Podszedł do Narcyzy i ucałował ją w oba policzki.
- Jestem z
ciebie dumny, Cyziu! Nareszcie ród Blacków, połączy się ze znamienitym rodem
Malfoyów.
Wymieniali
wszelkiego rodzaju opinie, podczas, gdy Narcyza nareszcie doczekała się wody,
podanej przez skrzata.
- Slytherinie!
Broń mnie! Przyrzekam, że z nimi zgłupieję, albo umrę z pragnienie – wyszeptała,
kręcąc głową z dezaprobatą. Jak ona wytrzymała tu już tyle lat? To było nie do
pomyślenia, Merlin jej świadkiem, że przez ten czas, już, co najmniej tysiąc
razy powinna wylądować w św. Mungu z objawami zaburzeń psychicznych!
***
30 grudnia 1973, Rezydencja Malfoyów
- Nie wierzę! Nie
wierzę! Jak on w ogóle śmiał? – Statia Greengrass spoglądała z wrogością w
oczach na szczęśliwych Narcyzę i Lucjusza.
- Zostawił
cię? Mnie zostawiła ona. Uznała, że każde powinno iść w przeciwną stronę! – mruknął
Perseus Parkinson.
- I to niby wy
czujecie się pokrzywdzeni? – wtrącił nagle Tarquin McTavish. – To nie z wami zerwano zaręczyny!
- Ale
zostaliśmy równie upokorzeni – rzuciła nagle Aries Shafiq.
- Tak w ogóle,
to, co to ma być? Zjazd absolwentów? – warknął Perseus. – Stresujecie mnie,
czuję się jakbym znów był w szkole!
Całą piątką
siedzieli przy jednym z najdalszych stolików. Wszyscy równie zdenerwowani i
zrozpaczeni.
- Szanowni
państwo! Już zapewne domyślacie się, z jakiego powodu zostaliście tutaj
zaproszeni! – odezwał się Abraxas Malfoy. – Z wielką przyjemnością pragnę
ogłosić zaręczyny mojego jedynego syna, dziedzica: Lucjusza Abraxasa Malfoya z
panną Narcyzą Druellą Black!
Slizgonskie klimaty potrafią być takie piękne. Niech wena będzie z tobą.
OdpowiedzUsuńDziękuję! :D
UsuńHahaha świetne!!! Listy Narcyzy i Lucjusza przebiły wszystko! Nie jestem fanką Lucjusza ale tą miniaturkę czytało mi się znakomicie! Nie zastanawiaj się tylko publikuj kolejną część! Poza, Iva Nerda
OdpowiedzUsuńHaha, dziękuję za miłe słowa! :D
UsuńListy Narcyzy i Lucjusza wygrały ten rozdział! W tej miniaturce Lucjusz jest momentami taki nieporadny, że aż słodki :D Cudowna miniaturka szkoda byłoby się z nią rozstawać, więc publikuj kolejną część, bo nie ukrywam z chęcią ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Serdecznie dziękuję! :D Cieszę się, że się podoba!
UsuńKocham te twoje miniaturki :)
OdpowiedzUsuńLucjusz i Narcyza są tacy zabawni xD
Oczywiście pisz następną część, ale z niecierpliwością czekam na rozdział :)
Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny :)
Ojej, ogromnie dziękuję!
UsuńUwielbiam taką Narcyzę: sprytną, pomysłową, dumną ale jednocześnie niesamowicie przebiegłą. Jednym słowem idealną Ślizgonkę ;)
OdpowiedzUsuńA ta "zabawa" w kotka i myszkę między Malfoy`em i Black`ówną była genialna, nie mówiąc już o ich listach, które przebiły wszystko...
Także czekam na kolejną część ;)
Pozdrawiam
Serdecznie dziękuję! :D
Usuń