Cześć kochane!
Przepraszam,
że znów musiałyście tyle czekać. Nie mam zamiaru się usprawiedliwiać. Jedynie
chcę powiedzieć, że teraz rozdziały będą pojawiać się regularnie,
prawdopodobnie, co tydzień, może, jeśli mi się nie uda wyrobić, co dwa. :)
Mam do Was
prośbę, moje drogie! I to ogromną: mianowicie proszę Was, aby każda osoba,
która czyta bloga, obserwuje go wyraziła swoją opinię na temat tego rozdziału w
komentarzu. Bardzo Was proszę, to mnie jeszcze bardziej motywuje do pisania, a
uwierzcie mi taka motywacja bardzo mi się przyda, bo powiem szczerze, nigdy nie
byłam aż tak wyczerpana wszystkim, a w szczególności szkołą. Wiem, że zapewne niektóre
z Was, a może nawet wszystkie zrozumieją, co mam na myśli :)).
Rozdział
krótki, ale dopiero powoli odbijam się od małego braku weny na to opowiadanie.
Jak na razie jest, wydaje mi się, dobrze, ale to oceńcie Wy, o co bardzo proszę
raz jeszcze! :D
Cóż, zbliżamy
się powoli do końca. Szacuję jeszcze do pięciu, góra siedmiu rozdziałów. I no
cóż epilog :). Wydaje mi się, że spodoba się Wam zakończenie, jakie planuję! :D
D napisania
niedługo!
Wasza
Charlotte
PS1 ---> Rozdział
niezbetowany, za co bardzo przepraszam.
PS2 ---> Poszukuje
bety, kochane! Czy jest wśród Was osoba, która miałaby czas i chęci sprawdzić
nie tylko bieżące rozdziały, ale i jedne z pierwszych? Jeśli tak, proszę o
zostawienie takiej informacji w komentarzu lub napisanie do mnie na gg-48547767.:D
PS3 ---> Zapraszam wszystkie osoby, które nie czytały na drabble Jestem wolna
***
(Nie)normalność
21 stycznia 2000
Niedzielny
poranek? Jak wyglądał w praktycznie każdym, normalnym domu? Cóż, zapewne
rodzina siadała razem do śniadania. Wszyscy nawzajem wietrzyli do siebie zęby
po nocy, aby zaoszczędzić na paście do zębów. Każdy chciał jak najlepiej
wypaść, więc na siłę wpychał osobie siedzącej obok pieprz albo sól. Niejeden
członek śniadania starał się jak największą ilość razy wymienić różnego rodzaju
grzeczności. Dużo by razy wyliczać to, co działo się w czasie niedzielnych
śniadań w normalnych domach. Ale w takim razie, co się działo w tych
nienormalnych? Można to łatwo przedstawić na podstawie schematu rodzinnych
śniadanek rodziny Malfoyów. Otóż rzekomy pan i głowa domu; wspaniały, cudowny i
za nic nie próżny Lucjusz Malfoy siedział w szlafroku w motyle i z zawziętym
wyrazem twarzy śledził ruchy swojej uroczej małżonki, co w takim razie robiła
owa małżonka? Zaciekle szukała wśród kiszonych ogórków tego najbardziej
kiszonego. Och, Narcyza była tak wielką znawczynią ogórków, że potrafiła od
razu zdegradować do wyrzucenia warzywo, jeśli nie spełniało jej wysokich
wymogów zakwaszenia, dokwaszenia i skiszenia. Wszakże! Ogórek mniej kiszony od
ogórka bardziej kiszonego był według niej warzywnym wcieleniem samego
Voldemorta. A jak wiadomo Voldemorta nie lubimy! Wiemy już, co dzieje się u
rodziców w czasie tych jakże miłych rodzinnych śniadań, ale pozostał jeszcze
dziedzic. Przystojny, cudowny i w ogóle taki na kiszonego ogórka wspaniały! I
jak ojciec, wcale nie próżny, wcale…. Draco starał się unormować sytuację w
czasie niedzielnych posiłków i swoim (nie)normalnym zachowaniem doprowadzić do
(nie)normalności. Z całych sił pragnął zachować pozory, nie wierzgał stopami
ubranymi w kapcie smoki jak to zwykł robić, nie siedział w piżamie w
jaszczurki, nie żądał naleśników w kształcie węża ani nawet soku w kolorze
zielono srebrnym! Był w pełni (nie)normalny! Więc, co sprawiało, że byli chlubą
rodzin, które były nienormalne w niedzielne poranki? Jednym zdaniem określając:
Ich inność i dziwność, przejawiająca się w Lucjuszu, w Narcyzie nawet w usilnie
próbującym się zmienić Draconie, ogólnie we WSZYSTKIM.
Temu po prostu nie dało się zaprzeczyć!
***
- Kawy! Błagam! – krzyczała Rose mlaskając ustami jak ryba wyjęta z
wody. Stała przed Hermioną w swoim śnieżnym szlafroku i rozczochranymi włosami
sterczącymi we wszystkie cztery strony świata!
- Czy ty nie masz swojego domu? – zapytała na wpół przytomnie Hermiona
przecierając oczy i podając przyjaciółce parujący kubek.
- Mam, ale kawa mi nagle wyparowała. – Zacisnęła dłoń w pięść i nagle
otworzyła ją całą w geście dramatyczności.
- To kup.
- Nie mam jak! – zawyła z rozpaczy. – Przeklęci kosmici porwali
sprzedawców i właścicieli sklepów, i bum, wszystko jest zamknięte!
- Powoli zaczynam wątpić w to, że jesteś normalnym człowiekiem.
Rose gniewnie zmrużyła oczy jednak nic nie odpowiedziała. Hermiona
uśmiechnęła się z satysfakcją. Ne ma to jak wyprowadzić z równowagi Rose o
poranku! I wtedy świat dla niej staje się piękniejszy! Jakże ona była złośliwa.
W myślach analizowała swoje zachowanie i aż biła sobie brawo! Tak bardzo lubiła
denerwować innych! Tak jak ci inni denerwowali ją. Skrzywiła się i zgarbiła
łypiąc groźnie na wszystko. Malfoy. Parszywa jaszczurka gnębiąca swoim
istnieniem wszystko, co żywe. (Jacy oni byli podobni….)
- Czyżby coś wpłynęło na twój humor, Hermi? Jakby przygasłaś? – rzuciła
złośliwie Rose. W odpowiedzi Hermiona tylko prychnął buntowniczo.
- Wiesz co, Rose? Wiem, czemu się przyjaźnimy.
- Och, odkryłaś największą i najdziwniejszą tajemnicę wszechświata,
zatem nie zwlekaj, podziel się nią! – Gdyby nie ten sarkazm w głosie, aż można
by jej uwierzyć!
- Obie jesteśmy wredne zołzy, ale za to, jakie atrakcyjne! – Ostatnie
słowo aż wykrzyknęła, a Rose zaniosła się śmiechem, kilka sekund później
dołączyła do niej Hermiona.
***
Siedział sobie spokojnie. Był z natury grzecznym człowiekiem, według
siebie, oczywiście. Jednakże wracając, siedział tak sobie spokojnie, jak szara
mysz pod miotłą równie szarą. I tak patrzył w przestrzeń, i patrzył, aż prawie
zasnął z powodu tego patrzenia. Gdy tak siedział i gdy tak patrzył dotarło coś
do niego. Coś jakże zaskakującego i jakże pięknego jednocześnie. Spłynęło na
niego jak olśnienie i jak grom z jasnego nieba. Zrozumiał tak wiele, mimo że
wciąż nie wiedział nic. Jednakże sądził, że musi dotrzeć do sedna i zrobić
wszystko, aby sedno było sednem, a nie na odwrotne, poprzekręcane kąty i co tam
jeszcze. Jasność go ogarnęła! Dotarło do niego, że tylko dzięki temu będzie
jeszcze fajniejszy, i że właśnie to dodaje mu energii! On się zakochał. I na
reszcie pogodził się z tym faktem, i na reszcie zamierzał coś z nim zrobić. Nie
rozumiał jak to się stało. To po prostu się pojawiło i nie zamierzało odejść, a
on w pełni zaakceptował tą sytuacje. Już od dawna, odkąd ją zobaczył w innym
świetle, coś takiego w nim się powoli rozwijało. No i się rozwinęło. Teraz
tylko należało podziękować przyjacielowi i wziąć się do roboty! Musiał zdobyć
dziewczynę, w której się zakochał! Och, Merlinie! Jak to dziwnie brzmi. On
zakochany? A jednak. A to wszystko przez nią; taką małą, wredną i piękną
kobietę!
***
- Co robisz wieczorem? – zapytała Rose, a jej oczy rozjaśniły się jak
niebo o wschodzie.
- Harry i Ginny zaprosili mnie na kolację – mruknęła w odpowiedzi i
zajęła się jedzeniem wyśmienicie wyglądającego, wyśmienicie pachnącego i
wyśmienitego w samym byciu gofra z bitą śmietaną i truskawkami!
- Po co? – Udała zaskoczenie. Oczywiście, że wiedziała, po co! Chytry uśmiech ukryła za kubkiem z kawą.
Będzie kiedyś ciocią takich małych kędzierzawych blondasków z oczyma o barwie
gorącej czekolady albo bezkresie morza. Oj! Aż chciało jej się tańczyć ze
szczęścia!
- Pewnie chcą uczcić wygraną Ginny i jej drużyny.
- I ja bym nie została zaproszona? – zapytała zaskoczona Rose. Jaką ona
była manipulantką! Jakże ona ze sobą wytrzymywała? A, no tak, normalnie!
- Niszczysz równowagę w przyrodzie – mruknęła rozdrażniona Hermiona
odgarniając włosy z oczu.
- Czemu?
- Sugerujesz, że: a-nie mam racji, b-nic nie wiem i c-jestem
przygłupia.
- Ja tego nie sugeruję. Ja to stwierdzam.
W jej stronę poleciała ciężka puchowa poduszka z wygrawerowanym napisem
Londyn, a Rose aż spadła z kanapy. Takie
to było dla niej przeżycie.
***
- Wiecie, co macie robić i jak się zachowywać?- pouczał po raz –etny
Blaise purpurową ze złości Ginny i bladego ze strachu Harry’ego.
- Zamknij w reszcie swoją jadaczkę, bo jak ci przyłożę to nie
wstaniesz!
- Hola, hola! – Blaise uniósł ręce, ale nie w geście kapitulacji, a w
celu rozzłoszczenia jaszcze bardziej wiewiórki, i zagwizdał z uznaniem. –
Twarda z ciebie sztuka, ale mnie nie złamiesz!
- A chcesz się założyć?
Podeszła do niego tak blisko, że czuł jej zimny oddech i autentycznie
się wystraszył. Jego męska duma nikła powolnie i nieodwracalnie. Najpierw
Granger, której zawsze się bał, później jej przyjaciółka, której zaczął się bać
niedawno, a teraz jeszcze jej druga przyjaciółka, której swoją drogą przestał
się bać, ale ponownie zaczął! Jego życie nie miało już sensu! Co on ma zrobić,
kiedy nagle stał się strachliwy? Pomijając fakt, że w pewnym sensie zawsze były
takie strachliwy. Chociaż nie, nie w pewnym sensie, w ogromnym i bardzo
rzeczywistym sensie był strachliwy, ale nie miał zamiaru się do tego przyznać!
Co to, to nie! I kropka! I basta! I nawet pasta!
- Dobra, dobra. Poddaje się! Jeszcze chcę żyć, mam plany, co do pewnego
rudzielca.
- Czy ty masz coś do Ginny? – nagły wybuch Harry’ego zaskoczył ich
dwójkę. Aż podskoczyli! Aha! Czyli Ginny jednak się czegoś boi! Jak na diabła
przystało potarł ręce za plecami i uśmiechnął się złowieszczo! A co! Każdemu
wolno, pobyć czasem złym kolesiem, dlaczego zawsze ma grać dobrego, ale wrednego
aurora! Teraz przeszedł na ciemną stronę mocy! Haha! Zaczął knuć i spiskować!
Jak zawsze robił, ale teraz jest inna sytuacja! Spiskuje i knuje przeciw naprawdę
gniewnemu smokowi( co też zawsze robił, ale pomińmy ten fakt…), a smoki nie
lubią, gdy ktoś je budzi i wtrąca w nie swoje sprawy! Co tam! Raz się żyje!
(Albo siedem, jeśli się jest Voldemortem, ale on ogólnie odbiegał od
standardów, ten jego brak nosa, grr. Przecież są operacje plastyczne!)
- Ja? No skądże znowu! –odparł natychmiastowo widząc wściekłe
spojrzenie Pottera.
- To dobrze – wycedził i ponownie zaniósł się spokojnemu zajęciu:
bawieniu swoimi ogonkiem.
Blaise zrozumiał, że Merlin chyba doszedł do wniosku, że w
dotychczasowym życiu Blaise’a było za mało, emm…, emocjonalnych sytuacji…, więc
postanowił podrzucić mu wściekłą wiewiórkę i dziwnego osła! Jakaż to była kara
za dotychczasowy brak spokoju!
***
Ród Malfoyów. Jakże znamienity, ale i słynący z ogromnej prawie
zaskakująco zaskakującej inności. Wszakże był to ród wspaniały, ale jaki
dziwny! Ich niedzielne zwyczaje były naprawdę nie tylko obiecująco nieciekawe,
ale jeszcze tak śmieszne, że scyzoryk sam się otwierał w kieszeni, bo nie
chciał, żeby jego właściciel dalej na nie patrzył. Mianowicie ród Malfoyów,
zanim siadał do niedzielnego obiadu miał zwyczaj siedzieć przez bite piętnaście
minut i wpatrywać się w pieczeń, by następnie mówiąc do niej, oddać cześć temu
smakowitemu mięsku! Bo kto powiedział, że oni są wegetarianinami? No właśnie
nikt nigdy jednoznacznie nie stwierdził, do czego czują pociąg Malfoyowie.
Blackowie lubili na obiad jeść ogórki: kiszone, mało solne, normalne,
nienormalne, takie i owakie. Lestrange’owie kochali wręcz kapustę: pekińską,
zieloną, czerwoną, nie robiło im to różnicy, byle by kapusta! Bo jak nie
kapusta, to w końcu głowa pusta! Ale co
lubili Malfoyowie? No właśnie jeszcze tego nie odkryli! Wszakże Lucjusz sądził,
że niedzielnym mottem obiadowym jego rodu będzie mięso: wołowe, wieprzowe i tak
dalej, i tak dalej. Dlatego też, jego dziedzic po skończeniu wpatrywania się w
mięso musiał uroczystym gestem pociąć na kawałki pieczeń. Draco tak też właśnie
zrobił, z kamienną miną wstał i zaczął kroić mięso na porcje mówiąc:
- Abyśmy już zawsze przestrzegali tradycyjnego motta obiadowego naszej
rodziny! – I na tym się jego monolog kończył. Następnie podał talerze ojcu,
gdyż był głową rodziny, a potem matce, która wstąpiła do niej z znamienitego
rodu (ogórkowych) Blacków!
- Dziękuję Draconie – odparła spokojnie, by po chwili od razu chwycić
po ogórki! Niektórych zwyczajów nie da się wytępić z mózgu człowieka.
- Co masz zamiar dziś wieczorem porabiać, synu? – zapytał zaciekawiony
Lucjusz, wlepiając swoje oczy w jego ciało tak, że Draco czuł się jakby ojciec
coś mu insynuował. I jeszcze ten błysk w oczach.
- Wybieram się na kolację do Potterów.
- Ha! A nie mówiłem Cyziu! Nasz syn ma już plany! – Narcyza swoje
gniewnie zwężone oczy zatrzymała na Draco.
- On nie jest moim synem, zdradził mnie!
- Oczywiście, ale jak zrobi coś dobrego to od razu twoje, a nie moje
dziecko!
- A niby czyje by miało być? Przecież to oczywiste, że wszystko, co
wspaniałe ma po mnie! – odparła z dumą w głosie.
- Przypominam ci, że w nim tyle ciebie, co i mnie!
- Jakoś w to wątpię! – mruknęła i sięgnęła po kielich z winem.
- Chciałbym zauważyć, że też brałem udział przy jego powstaniu! Gdyby
nie ja w ogóle by go nie było!
- Chciałeś powiedzieć, ze gdyby nie ja. Pragnę ci oświadczyć, że to ja
nosiłam go pod sercem.
- No oczywiście, że ty, bo przecież nie ja!
Draco przypatrywał się z niesmakiem kłótni rodziców, wiedział jak się
to skończy. Lucjusz znowu będzie spał na kanapie, w odwecie zje ostatnie
ciastko, albo kawałek jabłecznika Narcyzie. Ta znów się zdenerwuje, ale
ostatecznie przed dniem jutrzejszym, znów będzie dobrze, by znów zaczęło się
sypać! Bo nie ma to jak dobre
fundamenty!
Kiwając głową w geście rezygnacji sięgnął po dokładkę, która tym razem
nałożył mu skrzat, tylko pierwszą porcję nakłada dziedzic lub najstarszy
członek rodziny. Zwyczaje szlachetnych rodów były zdecydowanie i zaskakująco
dziwne!
***
Ostatni raz wygładziła kremową sukienkę i zadzwoniła do drzwi. Była
lekko spóźniona, ale miała nadzieję, że Ginny za bardzo jej nie okaleczy. Nie
chciała mieć popsutego stroju, ani elegancko i misternie upiętych włosów.
- Jesteś wreszcie! – krzyknęła z ulgą gospodyni, wyraźnie czymś się
stresowała. Coś jej nie grało. Nieoczekiwane zaproszenie. Podejrzliwa Rose. W
dodatku obu błyszczały się oczy z podniecenia, jakby, co najmniej udało im się
wynaleźć lekarstwo na głupotę!
Niechętnie dała poprowadzić się Ginny do salonu i aż stanęła oniemiała,
widząc Draco jak gdyby nigdy nic rozmawiającego z Harrym. Oczywiście, bo po co
innego mieliby ja zapraszać? Prychnęła i zanim się obejrzała została pchnięta w
stronę równie zaskoczonego Malfoya.
Cześć!
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie zaległości i powiem Ci, że coraz bardziej mi się podoba!!! :)
Z niecierpliwością czekam na nexta! :)
Pozdrawiam i życzę weny,
R.Q.
Serdecznie dziękuję za opinie! Bardzo się cieszę, że wciąż Ci się podoba!
Usuńza mało Draco w Draco, ale pozatym jest git
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuje za komentarz. :)) Jak również w pełni rozumiem, co miałeś na myśli. ja też uważam, że nie odzwierciedlam do końca tej specyficznej osobowości Draco :D.
UsuńWszystko ładnie pięknie tylko w pierwszym akapicie, lub drugim masz błąd bo ogórek to owoc nie warzywo. Tak poza tym to świetne :3
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za opinię. Nie zgodzę się z Tobą, bo - po Twoim komentarzu specjalnie sprawdziłam - ogórek to warzywo. :D
UsuńŚwietny rozdział. Uśmiałam się jak nie wiem co... piszesz świetnie!!! Wspaniałe dialogi i doskonale wykreowane postacie! Żadnych błędow.... Po prostu kocham ciebie i twoje opowiadanie. :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
A.
dramione-legendarna-nienawisc.blogspot.com
Dziękuję bardzo, bardzo mocno! Aż się rumienię!!! :**
UsuńSuper rozdział!!! (Nie)normalna rodzina Malfoy'ów zarąbista! Draco w kapciuszkach! Sweet!!! Kocham to opowiadanie, chociaż pewnie już to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz. Co mi szkodzi? Pisz, pisz, pisz dalej!!! Ja za dwie i pół godziny mam zakończenie roku to się trochę będę streszczać... Rozwaliło mnie wpatrywanie się Malfoy'ów przez bite piętnaście minut w mięso! Haha!!! Już sobie wyobrażam tą scenę. Przy stole ród Malfoy'ów, na środku pieczeń, a oni wytrzeszczają na nią oczy, nie mrugają i siedzą w bezruchu... Świetne!!! Czekam na następny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
E.L.
PS-Dzisiaj jest szósta rocznica śmierci Michaela Jacksona. Nie zapominajmy o naszym królu muzyki!!!
Dziękuję! Bardzo, ale to bardzo cieszę się, że aż tak bardzo podoba Ci się moje opowiadanie! Naprawdę niezmiernie się cieszę!!! <3
UsuńKurde, przeklinanie zabronione ;(
OdpowiedzUsuńAle co tam!
Ten tekst Rose o kosmitach mnie rozwalił :D Lubię takie humorystyczne, ciekawe opowiadania. Dziewczyno, ty podbiłaś moje serducho =3
Nie mogę doczekać się rozdziału 18 tak, jak Rose kawy :P
Co ja z tą Rose? Hah ^^
Wiesz co jeszcze zwaliło mnie i mojego kota z krzesła?
Malfoyowie lampiący się w mięso! Haha XD
Mam to przed oczami! Arystokratyczna familia siedząca przy stole, mięcho na jego środku, a oni siedzą, oczy wielkie jak spodki, nie mrugają, siedzą niczym posągi... I nawet kapciuszki Dracona przy tym umierają :P
Rozwalasz system! :♥
Będę tutaj jeszcze zaglądać, nie omieszkam się przypomnieć o następnym rozdziale!
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam :*
Buziaczki, rozwalona H.
Merlinie! Tak bardzo Cię przepraszam, że spadłaś z krzesła... z kotem!!!! Powiedz, że nic Ci nie jest! Proszę!! :D :D Naprawdę się cieszę, że tak bardzo podoba Ci się moje opowiadanie, jest mi ogromnie miło! Dziękuję za komentarz! :D
UsuńRozdział bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak to spotkanie Draco i Mionki przy stole Potterów przebiegnie... mam tylko nadzieję, ze biedny Harry za to nie oberwie bo on już dostał za swoje. Może teraz kolej na Zabiniego... ;) Taka zemsta Herm na Blaise mogłaby być całkiem ciekawa...
Pozdrawiam
Serdecznie dziękuję za komentarz! Bardzo, bardzo mi miło! Cieszę się niesamowicie! :D :D
UsuńKolejny świetny rozdział ;) pełen humoru i akcji
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękuję! :**
UsuńNieźle sobie wykombinowali z tą kolacją:D
OdpowiedzUsuń