Dobry wieczór,
kochani!
Wiem, wiem,
jestem niepunktualna i w ogóle macie mnie pewnie dosyć, ale powiem tylko, że
aktualnie prowadzę zimną wojnę z komputerem. Ku rozpaczy nie tylko jednym :/.
Ale wydaje mi się, że powoli docieramy do porozumienia (w obydwu przypadkach),
więc nie martwcie się trzecia i ostatnia część NA PEWNO pojawi się 18 sierpnia. Czemu dopiero wtedy? Otóż mam dla Was miniaturkę, którą opublikuję 11 sierpnia.
Dziękuje za
komentarze pod poprzednią częścią i mam nadzieję, że pod tą swoje zdanie wyrazi
jeszcze więcej osób. Bardzo Was o to proszę. :)
Przy okazji,
kochani poszukuje jakiś dobrych fanfików! Może coś polecicie? Jeśli macie
ochotę zapraszajcie również na swoje blogi, ten tydzień mam w pełni wolny od
wszystkiego! Nareszcie będę tylko i wyłącznie odwiedzać i czytać Wasze blogi, na których dawno obiecałam się pojawić.
Jeszcze raz
dziękuje za Wasze komentarze pod poprzednią częścią!
Całuje! :*
Charlotte
PS --> Za
błędy, jeśli takowe są – przepraszam!
***
Rozdział
19, cz. 2
Zbrodnia
doskonała: Realizacja, obserwacja
22 stycznia 2000, około 1:30 w nocy
Czuła się
jakoś dziwnie. Jej ręka trzęsła się, gdy odstawiała filiżankę z kawą na blat
kuchenny. Widziała, że z Malfoyem dzieje się to samo. Z Malfoyem… Chyba
zaczynała rozumieć, chyba powoli zaczynała przyznawać się sama przed sobą, że
coś do niego czuje, coś innego…
Patrzyła na
niego przenikliwie, jakby analizując tą jego wyrazistą twarz. Zawirowało jej w
głowie! Jakie on miał piękne oczy! Och, Merlinie! Miej ją w opiece na wieki!
Gryffindorze chroń!
Przekrzywiła
lekko głowę, by lepiej widzieć jego cudowną osobę! Był taki niedostępny! Taki
chłodny! Aż zadrżała na myśl, że z wielką ochotą pomogłaby mu się rozgrzać!
Siłą woli powstrzymała się, by nie wstać i nie dołożyć drewna do kominka.
Przecież, może Draco nie chciał się rozgrzewać! A ona pragnęła tego, co on…
Och…! Ona go pragnęła! Westchnęła
cichutko i uśmiechnęła się promiennie. Jaki on był wspaniały! Niebezpiecznie
seksowny! Co za ciacho! Aż miała ochotę go schrupać. Chociaż wolała się
powstrzymać, nie chciała, by posądzono ją o kanibalizm… Jak bardzo takie
określenie namieszałoby w jej karierze! Nie, już i tak jest dostatecznie
sławna! Nagle nie rozumiejąc zawirowania w swojej głowie, całkowicie oddała się
rozmyślaniu: to o pociągającym, umięśnionym ciele Malfoya, to o sławie, jaką by
zyskała, gdyby tylko schrupała to jego doskonałe ciałko, jak paluszki; mało
solne, rzecz jasna… Zamknięta w sidłach swojej inteligentnej i bujnej czuprynki
nawet nie spostrzegła hipnotyzującego uśmiechu Draco i przenikliwego
spojrzenia.
Wydawało mu
się, że ją przejrzał. Aż tu nagle odkrył, że jednak nie! To była zgroza i
kompletne zaskoczenie. Ale jeszcze większego szoku doznał, gdy uświadomił
sobie, że to siebie jednak nie rozumie i nawet nie potrafi zrozumieć. Coś tam
niby mu świtało, że może, może, a nawet, że może na pewno zakochał się w takim
aurorskim szopie… Ale…! (Oczywiście, bez ‘’ale’’ świat nie miałby sensu) Nigdy
nie sądził, że się do tego PRZYZNA! I to jeszcze przez samym SOBĄ. Świat stanął
na głowie, a Merlin już do reszty zgłupiał! Jak JEMU; Draconowi Malfoyowi mogło
się przytrafić coś takiego! NIJAK. Chyba, że wtrąciłby się do tego siły wyższe.
Tak. Uważał, że Merlin współpracował z Salazarem i, prawdopodobnie,
Gyffindorem. Plan zapewne wyglądał tak: założyli się, kto rzuci pod jego
wypielęgnowane stopy dziewczynę, w której się zakocha. Merlin pewnie odpadł
pierwszy (pewnie jego wybranką była Pansy… nie wypał), a wtedy Gryffindor w
akcie depresyjnego utarcia nosa Salciowi błagał o pomoc! Obiecując, że machnie
mu kilka sakiewek galeonów ze sprzedaży gadżetów made by Gryffindor! No i
przystał, bo kto by się nie zgodził?! I tak Merlin musiał jakąś olśniewającą
magią spłynąć na niego, a wtem pojawiła się Granger. I bum cyk cyk, tararara
Salazar Slytherin (on na pewno pchnął ku nie mu Astorię, na pewno. Kolejny nie
wypał!) przegrywa. Bo Granger miażdży Astorię! Czym? Och, wszystkim:
Cudownym
uśmiechem, gdy tak się uśmiechała czuł, że się rozpływa, jak lody czekoladowe,
gdy jest naprawdę gorąco… Swoim spojrzeniem; tak delikatnym, ale często
chłodnym, jednak zawsze roziskrzonym do granic możliwości! Gdy tak na niego
patrzyła czuł się jak bomba. Na granicy, tuż przed wybuchem! A w dodatku miała
takie genialne ciało… O Merlinie, jak gorąco. Fuu… był bliski samozapłonu… I
jeszcze jej sarkazm, inteligencja, poczucie humoru! Nie dało się zliczyć! Po
postu była cudowna i niezwykła!
Po prostu się
zakochał…
- Hermiono… –
zaczął, niepewnie na nią spoglądając.
- Tak, Draco –
wyszeptała miękko swoimi czerwonymi ustami. Spoglądała na niego z niekrytą
fascynacją. Chyba…, nie…, na pewno jej się podobał, pociągał ją. Czuła to
gdzieś głęboko w sobie. Uśmiechnęła się delikatnie, wyczekująco.
- Chyba mi się
podobasz.
- Och, Draco!
– krzyknęła. Energicznie wstała z krzesła i pognała w jego kierunku z
błyszczącymi oczyma.
***
Jak na
nieustraszonych swatów przystało mieli zamiar czatować całą noc. Oczywiście nie
w mieszkaniu Rose, tu nic by nie wskórali. Należało przedostać się do paszczy
lwa, w której aktualnie przebywał również wąż. Zaiste, ironia losu! Lew z
wężem, gorzej już być nie mogło na tym świecie…
- Potter! –
wrzasnął Zabini . – Wyskakuj mi tu z manatek!
- Chyba
żartujesz! Nie będziesz mi chłopaka demoralizować, ty dzikusie jeden! – Ginny
również krzyknęła i złowrogo spojrzała na czarnoskórego. – Harry, jeśli
potrzebujesz poczuć się swobodnie idź do łazienki, ale nie tutaj – dodała po
chwili.
- O co wam chodzi?!
– wyszeptał pobladły na twarzy Potter.
- Święte
sklątki wybuchowe dajcie im rozumu! – Rose była wyraźnie zdenerwowana. – Dawaj
niewidkę, Harry – mruknęła w miarę delikatnie. Jak oni ją denerwowali!
Harry
zlęknięty wszystkim i wszystkimi rozejrzał się dookoła siebie i zamerdał
ogonkiem z zażenowania, rozpaczy i czegokolwiek innego, co jego ośli móżdżek
uznał za godne pojawienia się w owej dziwnej sytuacje. Jednakże, mimo wszystko
dumnie podniósł ośle uszy i wręczył trzymaną niewidkę Rose.
- Losujemy –
zarządziła dziewczyna, przyjmując pelerynę. Machnęła ręką i przywołała do
siebie pergamin i pióro w kałamarzu. Szybko wpisała imiona na papier i zagięła
rogi. – Kto chce wybierać? – Ręka Ginny wyprzedziła lecącego ku górze różowego
lizaka trzymanego przez Blaise’a.
- Przykro mi,
Blaise. Chociaż nie, wcale nie jest mi przykro! Byłam pierwsza!!! – zaśmiała
się Wesleyówna i szybko połączyła karteczki w pary następnie z uśmiechem iście
szatańskim zaczęła odginać zawinięte pergaminy. – O..! Przepraszam, Rose, ale
twoje marzenie się spełniło!
- Co?
Ginny zaśmiała
się dźwięcznie i położyła kartki na stoliku. Los prawdopodobnie uwielbiał
drażnić się z Rose, bo niby, dlaczego to właśnie Blaise’a przydzielił jej do
pary?
***
Pod peleryną niewidką
- Mhm… - zamruczał
koło jej ucha. – Przytulnie tutaj. Aż mnie łapki świerzbią, żeby tą
przytulnością podzielić się w sposób bardzo przytulaśny! - Malinowy oddech drażnił nozdrza Rose, nagle
zapragnęła sama zjeść różowego lizaka, którego chwilę temu kosztował chłopak.
- Nie odzywaj
się! – warknęła Rose.
- I po, co ten
warkot? Rosi, kochanie nie jesteś motorem. Może w innym życiu – wyszeptał.
- Agr!
- Tak,
rozumiesz, co czujesz. Ja chciałem kiedyś być lokomotywą! Ciu, ciu!
- Grrr!
- Tak, tak. To
bardzo podniecające tak rozmawiać o naszej przyszłości!
- Nie.
Odzywaj. Się. – Jej włosy naelektryzowały się tak, że otulały jej twarz i
łaskotały chłopaka w policzki.
- Czyżbyś
rzucała mi aluzję, aby przejść do wyższego stadium naszej wzajemnej fascynacji?
Nie można było tak od razu!
Blaise nie
czekał aż jego rudowłosa piękność się rozmyśli. Nie tracąc chwili dużej
przyparł, Rose do ściany i z diabelskim uśmiechem ją pocałował. Rose całkowicie
zapomniała o złości. Nie da się przecież denerwować w czasie TAK genialnego pocałunku!
***
- Ciekawe, co
się dzieje u Hermiony. I czy Rose z Zabinim już weszli do środka. – Harry
dreptał po pokoju, a Ginny zaśmiewała się do łez. Wyglądało to tak jakby gonił
swój ogon. Zabawne, że skończyła z osłem, a mama tak dobrze ją wychowywała…
- Nie weszli.
- Niby, czemu
nie?
- Bo Rose, nie
wzięła klucza do mieszkania Herm – odparła i uśmiechnęła się szeroko.
- To, co oni
do cholery robą?! – Harry pognał do drzwi, aby rzez dziurkę od klucza podglądać
korytarz. Ku jego załamaniu nerwowemu nie było ich tam! - Merlinie! Zabini
porwał Rose! – wykrzyknął.
- Harry, Harry
– zacmokała, spoglądając na chłopaka z przymrużonymi oczyma – nie znasz życia.
W ciemnym korytarzu nie tylko można kogoś porwać.
- No tak!
Najodważniejszy Gryffindorze, tam można jeszcze kogoś zgwałcić!
- A pacnij się
w czoło, ty ośle! – warknęła Ginny. – Za grosz wyobraźni! Rose. Zabini.
Peleryna niewidka, a do tego ciemny korytarz i chemia chodząca za nimi w kółko.
Spojrzał na
nią niezrozumiale.
- Och, drogie
dziecko. Kiedyś zrozumiesz! – westchnęła głęboko, kręcąc głową. Jakiż on był
niedoświadczony i niedoinformowany, ale ona to zmieni, już nie długo!
***
Było już tak
późno, ale nie mógł spać. Musiał swój niezwykły plan dopiąć na ostatni guziczek,
wtedy mamusia będzie z niego taka dumna. Och. Dumna! Trzeba było wszystkiego dopilnować. Tyle
spraw miał na głowie! Tu zarezerwować, tam odwołać, tam pomyśleć, a tu znów
przemyśleć. Iść, wrócić, dolać, wylać, już mu się mieszało! Ale wiedział, że jest
w tym cel. Taki prosty w obsłudze. Naprawdę! Zaprosić. Dolać. Zabrać ze sobą.
Mieć na ZAWSZE! Serce waliło mu jak oszalałe, gdy mieszał eliksir, ale co
działo się z nim teraz w trakcie pisania zaproszenia! Niesamowite, niesamowite!
Nic dodać nic ująć! Pognał po swojego fruwacza – gołębia! Sowy to przeżytek, on
był nowoczesny! A co! Nie wolno? W dodatku jak oryginalnie go nazwał. Gołębi
fruwacz zwał się… Fruwacz Gołębi! Tyle myślał, aż w końcu zdecydował się na coś
tak nie banalnego! Nikt by na to nie wpadł, prawda? Wiedział to, w końcu był
inteligentny! (Tak twierdziła jego mama! A ona nigdy nie prawiła mu
komplementów, nie, skądże, przecież była TYLKO jego matką…) W każdym razie,
powinien przestać już myśleć o swojej ukochanej matuli, ale co poradzić. Nie
był maminsynkiem, pisywał z nią tak rzadko, tylko cztery razy w ciągu dnia.
Potrzasnął głową, teraz już naprawdę koniec. Zdecydowanym krokiem ruszył
przyczepić zaproszenie do nóżki Fruwacza Gołębia, a następnie rozpoczął pisanie
kolejnego listu do mamuni…
***
Rose poprawiła
włosy i uniosła wysoko głowę. Nie, nieeee, do niczego nie doszło. Tylko Blaise,
emm, jakby to wyjaśnić, upadł jej na wargi. Tak. Upadł swoimi, ciepłymi,
miękkim, smakowitymi ustami na jej. To nic takiego, naprawdę.
- To było coś!
– mruknął Blaise sugestywnie poruszając brwiami. Chrzań się, Zabini – pomyślała w tamtej chwili Rose. – Koniecznie
musimy to powtórzyć – dodał po sekundzie.
Westchnęła,
koniecznie! A nawet więcej niż koniecznie! To było niesamowicie cudowne, ale
nie może przecież dać po sobie tego poznać, o nie. O nią trzeba walczyć! Bo,
co! Przecież nie jest pierwszą lepszą! Niech poczuje się zagrożony odrzuceniem.
(Chociaż nie dałaby rady, prędzej samą siebie by odrzuciła niż pozwoliła odejść
takiemu ciachu, ale o tym ciii!)
- Jasne,
marzenie – odparła drążącym głosem. Zabini się zaśmiał.
- Jak wolisz –
powiedział zmysłowo i odsunął się do niej na tyle, ile pozwalała niewidka. –
Twoja strata. A teraz chodź, chyba że zamierzasz zemdleć z wrażenia.
- Tu jest
duszno. To nie przez twoją sek… nieseksowną sylwetkę.
-Tłumaczenia.
Wiem, że to ja doprowadzam cię do takiego stanu! – wykrzyknął z uśmiechem. Jak
on na nią działał. Słodki Salazarze, znaczy się Sprytny Salazarze! Już mu się
mieszało w głowie od nadmiaru emocji, chyba musi iść do dobrego psychiatry!
O..! Czyli jednak Rose miała rację, co do jego stanu psychicznego! Zaskakujące.
Sam twierdzi, że potrzebuje lekarza, odwala mu do reszty!
- To przez
niedobór powietrza, idioto!
- Już nazywasz
mnie powietrzem, aż tak się uzależniłaś? No, proszę!
- A idź w
cholerę.
- Panie
przodem, Rosi!
***
Czuł się jakby
sam Merlin odwiedził go we śnie i udzielił błogosławieństwa na posiadanie
wyłącznie do prywatnej dyspozycji, co najmniej dwudziestu modelek z
najgorętszych czarodziejskich pisemek, zawierających same rozbierane sesje! Co
by wówczas było! Jednak to było równie niesamowite, a nawet jeszcze bardziej.
Cholernie seksowna kobieta, o krwistych ustach i szalonych, bujnych lokach
właśnie siadała mu na kolanach i zbliżała swoje usta do jego warg. Cóż to były
za emocje. To takie ekscytujące! Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej. Jak
ona cudownie całowała! Miał wielkie szczęście, że znów mógł to powtórzyć.
- Mhm, Hermiono?
- Tak, Draco.
Też mi się niesamowicie podobasz! – odparła i ponownie pochyliła się ku niemu.
CDN
,,Co za ciacho! Aż miała ochotę go schrupać. Chociaż wolała się powstrzymać, nie chciała by posądzono go o kanibalizm...''
OdpowiedzUsuńAAA kocham ten cytat patrzałam na długość rozdziału i przeczytałam te pojedyncze słowa i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu :'D
Czekam na nexta ♥
Życzę dużo weny i zapraszam do siebie hermiona-i-malfoy.blogspot.com ♣
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa. Naprawdę mi miło, że moje rozdziały Ci się podobają. Obiecuję, że na pewno wpadnę na bloga!
UsuńTen tekst z ciachem i kanibalizmem... hahah! Cudowne! Padłam XD
OdpowiedzUsuńByła TYLKO jego matką... no, to nie zobowiązuje :D
Piękny szablon, tak w ogóle. Sama robiłaś, hę?
Pozdrawiam, ślę buziaki i co tam jeszcze można
jeden-gest-harryolivia.blogspot.com
April
Cieszę się, że moje teksty wprawiają w tak doby humor. To wspaniałe przeczytać, że aż tak podobają się moje rozdziały! Naprawdę serdecznie dziękuję! Tak, szablon wykonałam sama, dziękuję :)
UsuńNa blogu obiecuję niedługo się pojawić! :D
jesteś wielka. życzę weny w ilości fabrycznej. ale jedyne zastrzeżenie jakie do ciebie mogę mieć to o objętość - piszesz za krótkie
OdpowiedzUsuńDziękuję!!! :D Bardzo, bardzo mocno! Wiem, że rozdziały są krótkie, ale kolejne będą dłuższe, obiecuję Ci to! :D ;)
UsuńŚwietny rozdział :) Nie mogę się doczekać następnego *O*
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinię! :D
UsuńSuper:)!!! Tylko za mało mi Herm i DRaco, ale na wisienke na torcie trzeba poczekac:D Zabini upiekł 2 piecznie na jednym ogniu:P świetnie piszesz:):)
OdpowiedzUsuńZ rana na poprawę humory każdy poweinnien tą historię sobie zaaplikować:)
Pozdrawiam!
Ewelkaaa
Szczerze? To był taki "specjalny" zabieg. Dramione będzie w dużej ilości, ale jeszcze nie teraz! :D :D Wiem, jestem zła! :)) Bardzo dziękuję za opinię!
Usuńswietny rozdzial :) w wolnej chwili zapraszam do mnie :) http://dramione-chance-de-noir.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOgromnie dziękuję :* W wolnej chwili obiecuję zajrzeć!
UsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńKocham osiołeszka-Pottereczka!!!
Macha ogonkiem i uszami, to takie słodziaśne!!!
Wyłapałam tylko jeden błąd w wymysłach Draco na początku.
Jeśli nie masz co czytać to zapraszam do mne na rozdział 23.
Dzisiaj nie mam weny na isanie komentarzy, więc tutaj kończę.
Pozdrawiam
E.L.
Bardzo Ci dziękuję! Postaram się jutro do Ciebie wpaść, dzisiaj już padam! :O Wydaje mi się, że poprawiłam ten błąd, o którym myślałaś, ale jeśli to nie był ten to przepraszam! :D Jeszcze raz dziękuję :*
UsuńRozdział super, aż nie mogę się doczekać dalszej relacji Mionki i Draco ;)
OdpowiedzUsuńGinny to jednak jest przebiegła ;) No ale w końcu ktoś musi być ;)
Pozdrawiam
Dziękuję za Twoją opinię! Cieszę się, że Cię zaciekawiłam! :D
UsuńEliksir obudził w Hermionie dzikie instynkty :D oby to się źle nie skończyło. Harry jest taka ciapa on chyba nigdy nic nie kontaktuje ;) Blaise i Rose to moi faworyci :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Hhaha, Harry jak to Harry, w końcu nie zawsze musi być doskonały, prawda? :D
UsuńSerdecznie dziękuję! :*
Niewinność Harry'ego jest niezwykła hahah
OdpowiedzUsuń