Cześć,
kochani!
Z pewnych
względów musiałam przełożyć publikację rozdziałów. Niestety jestem ostatnio
chodzącym bałaganem! :D Mam dużo na głowie, a co najgorsze wszystko to jest
związane ze szkołą. Doprawdy gorzej być nie mogło… :D :D
Wybaczcie
proszę mi długą nieobecność. Obiecuję, że już się taka nie pojawi. Nie ma nawet
takiej opcji!
Dziękuję za
komentarze po poprzednimi rozdziałami. Liczę, że ten rozdział spodoba się Wam
tak jak poprzednie! Czekam na Wasze opinię! :*
Rozdział 26 --> 31.12.2015
Ekscytujące
życie --> 07.01.2016
Do napisania,
Charlotte
***
Filozofia
(nie) boli…
22 stycznia 2000, około 3 nad ranem
Tak właściwie
nie wiedziała, co tak na nią działało, co tak wpływało na to, że nie mogła
zasnąć. Czy to fakt, że było jej strasznie gorąco (nie pomagała próba
ochłodzenia się poprzez stanie przy otwartym oknie, prysznic pod lodowatą wodą,
ani nic podobnego), czy to jednak te wszelakie myśli krążące po jej głowie? A
może i jedno, i drugie? Bo może, na fakt, że było jej gorąco wpływały te myśli?
To było całkiem możliwe, wszakże po głowie chodził jej Draco i nic nie
wskazywało na to, by miał zamiar ją opuścić, nie mącąc do końca…
Swoją drogą to
było nawet ciekawe doświadczenie; to całe zakochanie. Czuła się tak jakoś
inaczej. Siedząc teraz o trzeciej nad ranem przy kuchennym blacie, było jej
nawet błogo. Rozmarzyła się, co było dziwnym, ale ciekawym doświadczeniem.
Nawet już nie była tak wkurzona! Przyjęła do wiadomości, że niestety strzała
Amora jednak jej nie odpuściła. Czego innego mogła się spodziewać? Nie ma w
życiu tego, co się chce. Chociaż można to uznać za kwestię sporną, bo nawet
coś, czyli wszystko, miała to, czego pragnęła.
- Ja chyba
umrę! – mruknęła po cichu.
Bezsenność
była przytłaczająca, tak samo jak powolne rozumienie, że nad jej głową zaczynał
krążyć rój niepotrzebnych spostrzeżeń! Jeszcze trochę i jej stabilna postawa
emocjonalna zostanie zburzona! A tego przecież nikt by nie chciał.
- Ogarnij się!
Wypiła
lodowatą wodę i westchnęła. Ile by dała, żeby ten pieprzony Draco będący
powodem jej bezsenności, miał ten sam problem!
***
Gdyby
popatrzeć na to z innej perspektywy można by zauważyć, że ta cała ‘miłość’
kiełkowała w nim już dawno, a nawet dawniej niż dawno. Rozwijała się etapowo,
jak dojrzewa owoc, czy pączkuje kwiat. Cholernie wolno rośnie i zarazem
cholernie szybko się pojawia. Niby już wiedział, że to jest to! Ale te
pieprzone realia dotarły do niego teraz i go poraziły! Co on ma zrobić?! ON!
Draco Lucjusz Malfoy! Największe cicho – co z nim nie tak? Jest zakochany,
zauroczony, oczarowany i bezgranicznie oddany, już nawet nie umie pomyśleć o kimś
innym niż Hermiona. A co najgorsze, nie może odpuścić sobie faktu bycia z nią.
Ba! Nie spocznie dopóki nie będzie mógł oznajmić światu wszem i wobec: to moja
dziewczyna, miłość życia, muza, kwiat, a nawet słońce i księżyc: Hermiona
Granger. Być może kiedyś ktoś więcej…
Nie mógł spać,
nie mógł jeść, nie mógł pić, nie mógł nic. Był jak porażony, cały ostatni dzień
skakał mu po głowie jak po trampolinie! To było doprawdy ciekawe zjawisko i te
jej usta, mmm… Jak on chciałby znów poczuć ich smak. Mniam, tak soczyste, tak
truskawkowe, tak krwiste! Zdecydowanie powinien w końcu położyć się spać!
Zaczynał powoli bredzić, a może to jednak prawdziwa świadomość go tłumiła?
Ciekawe, ciekawe… Koniecznie musi zrobić krok w jej stronę, jeszcze dzisiaj,
nie może tego odłożyć, na kiedy indziej. Dziś zrobi to, czego nikomu innemu by
się nie chciało, a już jutro (znając Hermionę tak naprawdę dopiero za parę
dni…) będzie miał to, czego każda inna osoba będzie pragnąć!
Jakże był
sprytny!
***
9:00 rano
- Jakby na to
nie patrzeć, Rose, to już wykonaliśmy kawał dobrej roboty, nie? – Blaise
delektowała się smakiem porannej kawy i widokiem roześmianej twarzy dziewczyny.
- Wolałabym
jednak na to patrzeć, Blaise.
Zmarszczył
delikatnie brwi, a jego twarz została przyozdobiona ‘krzywym’ uśmiechem, typu:
ta jasne, totalnie olewam twoje zdanie…
- Więc, jakby
na to patrzeć – zaakcentował ostatnie słowo – daliśmy z siebie wszystko,
prawda?
- Jak wolisz,
tak to nazywasz – mruknęła i spokojnie zajęła się konsumowaniem naleśników
podanych przez kelnerkę.
- O co ci
właściwie chodzi, co? Przecież jest dobrze! Wszystko idzie tak jak miało iść:
naturalnie, a nasza pozycja wciąż jest neutralna. Tak miało być. Nikt nie zdaje
sobie sprawy, że delikatnie ujmując trochę pomogliśmy im w rozwoju ich
wzajemnej relacji. Co prawda spotkały nas pewne niesympatyczne sytuacje, ale
można nad tym tematem polemizować. Fakt faktem były one niecodzienne, ale
poradziliśmy sobie z nimi w sposób niekonwencjonalny.
- Jasna
cholera, obiecuję ci, że jeśli zaraz nie przestaniesz pieprzyć tych głupot
wyleję ci na ten twój cholerny łeb całą wodę z wazonu! – wrzasnęła głośno Rose,
jej cała twarz była czerwona. – Co ci nagle odwaliło, co? Od kiedy to posiadasz
tak rozbudowane słownictwo, hmm?
- Rose,
uspokój się, o co ci chodzi?
- O okres,
idioto. – Rose energicznym krokiem wymaszerowała z kawiarni.
Blaise
delikatnie potarł dłonie i westchnął głośno. To były ‘te’ dni, to wiele
wyjaśniło…
***
Obserwował ją
uważnie. Wodził wzrokiem po całym jej ciele, nawet nie czując skrępowania, ba,
on nigdy nie czuł się skrępowany. Czekał aż coś powie, uniesie swoje cudowne
czekoladowe spojrzenie znad formularza i jednym słowem sprawi, że cały się
rozpłynie, ale ona nic. Pozostawała całkowicie obojętna, nawet jej twarz nie
wyrażała żadnych emocji. Wiedział, że zdaje sobie sprawę, iż jest obserwowana,
ale najwidoczniej nawet minimalnie jej to nie przeszkadzało. Co zabawniejsze,
wydawało mu się, że nawet jej się to podobało, to, w jaki sposób na nią
patrzył. Niekiedy, jakby specjalnie, odgarniała delikatnie włosy i przygryzała
wargę. Miał wtedy tak ogromną ochotę wstać i po prostu wygarnąć jej wszystko,
co w sobie tłumił, a później zachłannie pocałować. A obiecał sobie kiedyś:
żadnych romantyczności w życiu. Zabawne, ale nie podołał…, a był tak blisko.
- Masz już
dosyć tej zabawy w kotka i myszkę, Draco? – spytała miękkim głosem, nawet na
niego nie patrząc. Roześmiał się cicho.
- Mi się to
wciąż podoba, nie wiem jak tobie, słońce.
- Mógłbyś
wymyślić coś konkretniejszego. ‘Słońcem’ nazywa mnie mama – rzuciła
lakonicznie.
- Żabciu?
- Jestem
zielona?
- Gwiazdko?
- Wielki
powrót do słownictwa związanego z niebem?
- Kochanie?
- Zbyt
przewidywalne.
- Myszko?
- Nie lubię
gryzoni.
- Hermiono… -
specjalnie przeciągnął sylaby, a jego głos brzmiał elektryzująco. Uniosła
głowę, a jej usta ułożyły się w piękny uśmiech.
- Brawo,
Draco. Gdy chcesz to potrafisz… - powiedziała miękko. Od jej spojrzenia można
było się przewrócić! Całe szczęście, że siedział!
- Wiele rzeczy
potrafię, Hermiono…
- Na pewno
kiedyś przyjdzie czas, że się o tym przekonam – odparła z rozbrajającym
uśmiechem. Spoglądali sobie głęboko w oczy, czekając, kto pierwszy odwróci
wzrok, ostatecznie zrobiła to Hermiona powracając do wypełniania plików kartek,
na jej ustach wciąż pozostawał ten sam, niesamowity uśmiech…
***
- Lucjuszu?
- Tak, Cyziu?
- Pozwól do
mnie, proszę…
Zrezygnowany
Lucjusz wstał powolnie z kanapy i przesiadł się na drugą, tę, na której
siedziała Narcyza. Doprawdy zaszła wielka różnica między jego wcześniejszym
położeniem, a tym teraźniejszym.
- Co się
stało, skarbie? – Narcyza złapała go za dłoń i spojrzała w oczy.
- Czy sądzisz,
że wczoraj swoimi pytaniami uraziłam pannę Granger? Powiedz mi tak szczerze.
Lucjusz
westchnął głośno. I po co mu było żenienie się?
- Nie, Cyziu,
dałaś jej tylko delikatnie do zrozumienia, że bardzo byś chciała, żeby była blisko
z Draco.
- Delikatnie?
Kiedy ja starałam się dać jej to do zrozumienia dobitnie! A co jeśli przez to nie
zrozumiała? – spytała łamliwym głosem. Lucjusz wolną dłonią potarł zmęczone
skronie. Narcyza przechodziła małe ‘załamanie nerwowe’, nie było to u niej
rzadkim zjawiskiem, pojawiało się ono zawsze w tydzień przed balem, który miała
w zwyczaju wyprawiać. Lucjusz przywykł już do tego. Dziś był poniedziałek, jej
złe samopoczucie, pomijając to codzienne, w czasie ‘załamania’ trwało od dwóch
do góra trzech dni, czyli w czwartek powinna znów być tą samą Narcyzą Malfoy.
Zakochaną w słodyczach, swoim synu i nim, oczywiście!
- Jestem
pewien, że zrozumiała, równie dobitnie, co pan Potter.
Narcyza
roześmiała się głośno.
-I pomyśleć,
że to on zbawił świat! A podobno większej ironii niż ty i Draco nie ma na tym
świecie!
- Cyziu, znów
mnie obrażasz, skarbie, to jest przykre.
- Jeszcze do
tego nie przywykłeś? Sądziłam, że po tylu latach w końcu zacząłeś to ignorować,
ale nie! Całe szczęście inaczej nie wiem, co robiłabym całymi dniami, gdybym
miała cię nie denerwować!
- Wiem, co ja
bym robił… - mruknął tylko w odpowiedzi.
- Co takiego?
- Nie
zastanawiałbym się, jak to by było być wdowcem…
Śmiech Narcyzy
ponownie poniósł się po salonie.
- Miałbyś
smutne życie.
- Tak. Za
każdym razem dochodzę do tego samego wniosku. – Lucjusz uśmiechnął się szeroko
i delikatnie pocałował żonę.
***
Była padnięta!
Od dwóch godzin na przemian biegała, rzucała zaklęcia i piła zimną wodę. Uwielbiała
swoją pracę, ale zdecydowanie najgorsze w niej były treningi. Co z tego, że
była vice szefową! Musiała dawać innym (w tym przypadku Draco) przykład. Choć wyciskała
z siebie siódme poty, to, co Wielki Pan Draco: Niby Jestem Wysportowany robił?
Popijał sobie soczek z kartoniku! Bo jak uważał: potrzebna mu była przerwa, bo
inaczej jego nieskalana skóra ucierpi od nadmiaru potu! Jeszcze nigdy, ale to
nigdy nie miała tak nadętego i leniwego ucznia! Wkurzona zacisnęła zęby i rzuciła
zaklęciem w dopiero, co wychylający się manekin.
- Skończyłaś
już warczeć? – zagadnął słodkim głosem. Pisnęła głośno i ponownie zaatakowała
Merlina winną atrapę.
- Może
porozmawiamy na temat twojego problemu emocjonalnego?
Kolejne zaklęcie
przeszyło powietrze niczym strzała.
- Rozumiem, że
te napady wściekłości są wynikiem braku szczęścia w życiu? Wiesz, co powinnaś
zrobić, aby osiągnąć szczęście? Powinnaś żyć zgodnie z zasadą złotego kierunku,
a ponadto rozumieć, że najważniejsze jest dobro…
Czerwony
promień minął głowę Draco o zaledwie kilka centymetrów.
- Co to miało
być?! Chcesz mnie zabić? – wrzasnął. – Szlag! – Cały sok marchwiowy (dziś rano
zapakowała mu go matka, twierdząc, że ma w sobie zbyt mało czerwonych
barwników, a marchewka pomorze mu nabyć koloru…) przyozdobił jego koszulkę,
ramiona i twarz.
- Czy coś się
stało, czyżbyś zmienił kolor skóry? – spytała niewinnie Hermiona.
- Ty mała wiedźmo!
Filozofia nie boli, nie musisz od razu próbować mnie zabić! – wrzeszczał wniebogłosy
Draco mrużąc przy tym gniewnie oczy.
- Mnie boli, a
najbardziej fakt, że siedzisz z tą swoją tłustą dupą i nic nie robisz, Malfoy!
- Tylko nie tłustą,
Granger. Patrz na swoją…
- Oboje wiemy,
że mój tyłek jest idealny…
- Tak, słoń by
się takiego nie powstydził – odparł wściekle.
-Odszczekaj to
ty platynowy głąbie!
- Nie jestem
psem, szopie!
Hermiona
zmarszczyła gniewnie brwi, nie trzeba było długo czekać na odpowiedź z jej
strony. Zaklęcie petryfikujące już mknęło z stronę Malfoya. Nie czekał ani
chwili, odbił je z zawrotną szybkością i zastosował kontratak. Zaklęcia mieszały
się ze sobą, odbijały się od ścian, ale nawet jedno nie uderzyło w Hermionę lub
w Draco.
- I tak ze mną
nie wygrasz, fretko. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę! – wrzasnęła Hermiona,
starając się zagłuszyć świst opadających kawałków jednego z manekinów,
trafionego przez Draco.
- Mylisz się,
szczotko, ja radzę sobie zawsze.
- Ale nie ze
mną! – Z zawrotną szybkością rzucała zaklęciami, raz za razem, zmuszając Draco
do przerwania ataku i odbijania zaklęć. Rzucała wszelkie możliwe czary od tych
najbardziej prostych po te zaawansowane i skomplikowane. Już miała rzucić zaklęcie
petryfikujące i wygrać, gdy się potknęła… Cholerna ręką, cholernego manekina
znalazła się na jej drodze właśnie wtedy, gdy szła odebrać swoje zwycięstwo!
Malfoy
wykorzystał sytuacje z niesamowitą precyzją i prędkością. Kopnął różdżkę Hermiony,
rzucił się na ziemię i ciężarem swojego ciała przygniótł Hermionę do ziemi, mocno
przytrzymując jej ręce.
- Złota zasada
panny Granger: walcząc, patrz pod nogi… - rzucił triumfalnie.
- I co?
Myślisz, że jesteś fajny? – prychnęła zniesmaczona. – Marzenie.
- Wygrałem,
misiu…
- Przykro mi,
że cię zawiodę, ale niedźwiedziem nie jestem – warknęła i zaczęła się wyrywać,
mimo że wiedziała, że i tak nic nie poradzi.
- Kolejna
złota zasada: nie pozwól, aby silniejszy fizycznie przeciwnik cię unieruchomił –
szepnął jej do ucha. Westchnęła głośno i zmarszczyła brwi.
- Przynajmniej
wiem, że słuchałeś – mruknęła.
- Słuchałem,
obserwowałem, a nawet czułem… Używasz niesamowitych perfum, Hermiono…
- To podchodzi
pod próbę flirtu, Draco… - odparła spokojnie.
- Bo właśnie
nią ma być. – Przymknął oczy i pochylił się ku ustom Hermiony. Nie mógł się
doczekać, aby znów ich zasmakować, czekał na to od wczoraj! Nareszcie…
To było
szybsze niż mogło się wydawać. W jednej chwili zostało odepchnięty, przewrócony
na plecy, a Hermiona stała nad nim z jego różdżką wycelowaną w jego klatkę
piersiową. Spojrzał na nią na wpółprzytomnie, jakim cudem znów dał się wykiwać?
- Ostatnia ze
złotych zasad: wykorzystuj swoje atuty i sytuacje. Znów wygrałam, Draco. Bardzo
mnie zawiodłeś… - rzuciła poważnie, ale jej oczy wesoło błyszczały, jakby się
śmiały. Malfoy westchnął, był blisko, już niedługo będzie jeszcze bliżej!
***
To bardzo
denerwujące przegrać z kobietą, jeszcze bardziej, gdy jest nią szefowa, na
maksa wkurzająca jest porażka w ‘bitwie’ z dziewczyną, do której czuje się inne
zjawiska pogodowe niż tylko zauroczenie. Ale już mega wkurwiające jest to, gdy
spełnione są wszystkie trzy warunki! Tego się po prostu nie da opisać słowami. Miał
ochotę w jednej chwili rzucić w siedzącą naprzeciwko niego Hermionę zszywaczem,
ale tak, aby wszystkie zszywki w nią trafiły, po sekundzie znów miał
niepohamowaną ochotę podejścia do niej, posadzenia na biurku i całowania do
utraty tchu, albo czasu dopóki ktoś nie wparuje do gabinetu! To było dziwneee…
- Głupieję! –
warknął do siebie po cichu.
- Dopiero teraz
to odkryłeś? – zapytała niewinnym głosikiem Hermiona, uśmiechając się do niego
szeroko.
- Myślisz, że
skoro wygrałaś to masz prawo przerywać moje spokojne monologi z własnym JA?
Otóż, nie, nie masz prawa! – Dosłownie pluł jadem. Właśnie był w fazie rzucania
zszywaczem…
- Jak wolisz,
Dracuś, jak wolisz…
Jak ona delikatnie
wypowiadała jego imię. Oh, Merlinie! To było niesamowite! Jakim cudem ta drapieżna
kocica potrafi tak jedwabiście i zarazem subtelnie zwracać się do niego. Nie
mógł uwierzyć, że można być kobietą za razem tak wspaniałą jak i mroczną! To
było nie do pomyślenia…
Znów wkroczył
w fazę: kocham ją nad życie…
Czytałam rozdział myjąc żeby i oplułam cale lustro które wczoraj umylam... Rozdział super, kiedy oni będą razem????!!!
OdpowiedzUsuńZosianna
PS pierwsza;)
UsuńZosianna
Oj, no kiedy sami tego zechcą! Ale tak bardzo, bardzo mocno! :D :* Serdecznie dziękuje! Przykro mi z powodu lustra..., naprawdę :D ;)
UsuńExelente!!! tak dobrego rozdziału dawno nie widziałem
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję!!! :**
UsuńWooow mega!!! Ich potyczki słowne są świetne :) mam nadzieję że wena Cię nie opuści bo chcę się śmiać tak jak do tej pory :) czekam na nowy rozdział :D pozdrawiam i zapraszam do siebie kiedyjestesprzymnirdramione.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJa też mam nadzieję, ze pozostanie ze mną na tyle długo, że pozwoli mi skończyć to opowiadanie w WIELKIM STYLU :D Dziękuję! :**
UsuńSuper rozdział! Och, jak dawno tu nie zaglądałam, ale coś mnie tknęło i przypomniałam sobie o tym ff i proszę! Nowiusieńki rozdział! Jak zwykle przezabawny :) Z niecierpliwością czekam na następny i życzę weny :-D
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję! :D :*
UsuńPo prostu super, mega i wgl :) więcej pisać tutaj nie trzeba :*
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję! :D
UsuńRozdział bardzo fajny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny na poprawę humoru po całym dniu obowiązków.
Liczę na to, że marzenie Draco spełni się bardzo szybko a może nawet nasz Smok w końcu przedstawi Herm jako swoją dziewczynę (ku wielkiej uciesze Narcyzy ;)) Choć przypuszczam, że gdy ta dwójka się zejdzie to wielu będzie sobie próbowało przypisać ten fakt ;)
Pozdrawiam
Możliwe, że się spełni, ale co ja tam wiem :3. To wszystko zależy od nich! :D Bardzo dziękuję! :*
UsuńHejka!piszesz super opowiadanie, bardzo mi się podoba.Nie żeby coś ale...( przepraszam za użycie nieodpowiednich słów) ILE KURWA MOŻNA PRZEKŁADAĆ TERMIN PUBLIKOWANIA!!... No :). Nie chcę żeby zabrzmiało to jakoś chamsko ale czekam sobie i czekam i czekam... Kilka razy na dzień wchodzę na twojego bloga mając nadzieję ze coś wrzucisz a tu klops... Może lepiej byłoby wpisać późniejszy termin i wstawić go wtedy napewno...? Oczywiście to tylko propozycja (?). Wiem, wiem...z pewnością masz dużo obowiązków i ani trochę czasu na pisanie więc tak jak pisałam wcześniej... Może tylko ja uważam że lepiej byłoby poczekać dłużej na rozdział wiedząc że pojawi się on na stronie tego dnia zamiast wczesniejszego terminu i rozczarowania...
OdpowiedzUsuńA tak pozatym... Piszesz mega świetnie. To jest mój ulubiony blog. Jestem od niego wręcz uzależniona. Akcja świetnie się rozwija, Drakuś jest super!! Kocham, kocham, kocham to!! Tak więc, czekam na nexta! ;*
Doskonale wyważony komentarz! :D Budujący, bo pozytywna opinia, ale dający do zrozumienia, coś jakby w stylu: "Ogarnij się kobieto!" :D Co prawda można było napisać to trochę spokojniej, bez użycia tego wulgaryzmu, acz szanuję, że dołączyłaś przeprosiny. :D :D ;)
UsuńPozwól tylko, że w pewnym sensie usprawiedliwię się. Na początek: komentujesz pierwszy raz, prawda? A nawet, jeśli wcześniej komentowałaś to z jakiegoś powodu przestałaś, bo nie kojarzę Cię z komentarzy pod ostatnimi rozdziałami. Czy, gdyby nie ten fakt, że sytuacja związana z datami publikacji Cię wkurzyła, skomentowałabyś? Pewnie nie, skoro dopiero ta sytuacja cię do tego zmotywowała. I teraz zaczynają się wyjaśnienia: przekładam daty publikacji, dlatego, że gdy daję jedną datę, to wydaje mi się: Tak, na pewno napiszę, na pewno zdążę sprawdzić. W końcu jestem do tego motywowana. A tu nic. Nie bez powodu zachęcam do komentowania. To naprawdę działa motywująco na autora bloga. To kiepskie uczucie, gdy wchodzisz na bloga i przy liczbie kilkuset wyświetleń dziennie są dwa czy trzy komentarze. Już chęci spadają, a pomysły nikną. To tak jak z autorami książek:, jeśli ich książki się sprzedają, mają wiernych czytelników to piszą nowe. Tak samo jest z bloggerami. Gdy czytają komentarze, nie tylko te pochlebne, ale i te z konstruktywną krytyką, samą krytyką, a nawet te iście złośliwe to już ich motywuję! Tak to wygląda. Dlatego, przekładałam tę publikację. Nie wiedziałam jak skończyć to, co zaczęłam. Niby mówi się, że pisze się tylko dla siebie, ale każdy chce, żeby jego praca została doceniona, a gdy nie zostanie, nawet z krytyką i wskazówkami, co poprawić, zaczynają się wątpliwości, czy to, co napisał było, choć trochę dobre? Nie chcę żebyś poczuła się jakoś, źle, czy coś, to, co napisałam nie miało na celu urażenia Cię, ani nic z tych rzeczy! Jedynie chciałam wyjaśnić, co wpływa na to, że tak przekładałam publikację! :)
Oczywiście bardzo dziękuję za komentarz i zawartą w nim opinię. Twoje słowa są dla mnie bardzo ważne!
Pozdrawiam i życzę szczęśliwego Nowego Roku! :*
Uśmiałam się strasznie. To był najlepszy rozdział na świecie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję! :)
UsuńZakochana para jak słodko :D lubię te ich docinki to trochę podkręca atmosferę ;) Państwo Malfoyowie mnie do siebie przekonują brawa za to, bo jakoś za nimi nigdy nie przepadałam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Serdecznie dziękuję! :D
UsuńO matko hahah, Narcyza na pewno nie jest subtelna:D
OdpowiedzUsuń