Cześć,
kochani!
Przychodzę do
Was z nowym dodatkiem, obiecanym „Dorwać śmierciożercę”. Dziś, co prawda
pojawia się część pierwsza. Nie jest ona długa, wręcz przeciwnie, gdyż jest to
taki wstęp. Najpewniej dodatków związanych z tymi wydarzeniami będzie trzy. Kolejne
dwa będą dość długie, więc się nie przejmujcie! :D
Dziękuję
serdecznie za komentarze pod dodatkiem „Malfoy&Granger”. To właśnie osobom,
które poświęciły swój czas na napisanie tych kilku słów, a więc Arcanum Felis,
Gwiazdeczce 21, Ivie Nerda, Zuzannie Pizun, Âri Tié i BiBi Black dedykuję ten
dodatek! Dziękuję Wam jeszcze raz!
Oczywiście
zachęcam do komentowania; bo pamiętajcie – Wasza opinia jest dla mnie bardzo
ważna.
Kolejna cześć
pojawi się w dniach od 16 czerwca.
Nie
przedłużając, zapraszam serdecznie do czytania :)
Buziaki,
***
Dorwać
śmierciożercę: nadejście
30
stycznia 2000r., godzina 8.30, biuro H.
Granger
- Pani
Granger, przepraszam, że tak wcześnie przeszkadzam, ale… - Sekretarka Ministra
Magii, młodziutka Amber Harris zarumieniła się niczym dojrzała piwonia.
Niecodziennie, bowiem widzi się Postrach Ministerstwa, siedzący na kolanach
Ciacha Ministerstwa…!!! W jednym momencie Amber zrobiło się głupio, w drugim
poczuła rozpacz, a już na końcu całe jej ciało wypełniła mieszanka gotowa w
każdej chwili wybuchnąć. Największa plotka całego Ministerstwa Magii
potwierdziła się, jej obawy były uzasadnione: Draco Malfoy autentycznie związał
się z Hermioną Granger. Co ona biedna teraz pocznie? Aż skrzywiła się widząc
pełne zmieszania, ale i surowe spojrzenie viceszefowej Biura Aurorów. Mimo to w głowie wciąż dudniła jej jedna
myśl: Draco już nigdy nie będzie jej…
- Co się
stało, Amber? – zapytała uprzejmym głosem Hermiona. Sekretarka zagryzła wargi,
ale po chwili wpłynął na nie delikatny uśmiech. Jednak jej dłonie wciąż
pozostawały mocno zaciśnięte na teczce. – Musiałaś mieć naprawdę pilną sprawę,
skoro wtargnęłaś tutaj bez pukania.
- I kultury –
wtrącił cicho Draco, a następnie odchrząknął znacząco.
- Przepraszam,
pani Granger. – Schyliła głowę w geście skruchy. Nawet nie spojrzała na Draco.
– Minister prosił, abym pilnie przekazała pani pewne dokumenty i poinformowała
o ważnej naradzie dziś wieczorem. Mają zjawić się na niej ważne osobistości,
między innymi Ministrowie Magii z Francji, Rosji i Niemiec.
Hermiona
zastanowiła się chwilę, a następnie skinęła ręką, aby Amber podeszła do biurka
i to tam zostawiła wszystkie dokumenty. Sama zaś skierowała się do jednego z
regałów i ze skupieniem przyglądała się pozytywce, zdobionej różanymi wzorami. Zupełnie
od niechcenia przekręciła kluczyk, tak, aby pozytywka zaczęła grać. Niestety
nie wydobył się żaden dźwięk. Hermiona westchnęła głośno.
- Nie działa,
a ma tak piękną melodię, cóż, szkoda, że jej nie usłyszysz, Amber. – Panna
Harris wyglądała na zdezorientowaną, ale kiwnęła głową i żegnając się cicho,
wyszła z gabinetu.
Dosłownie
kilka minut później dało się słyszeć delikatną, przyjemną melodię pozytywki.
***
Około godziny 12.00
Ulice Londynu
były dziś wyjątkowo zatłoczone. Śpieszyła się, więc nic dziwnego, że mozolny
krok przechodniów irytował ją ogromnie. Zdenerwowana poprawiła kołnierzyk
płaszcza i przyśpieszyła, starając się umiejętnie omijać wszystkie osoby.
Niestety pewien młody mężczyzna potrącił ją i omal nie straciła równowagi.
- Przepraszam
panią – mruknął, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Prychnęła zdegustowana
i ruszyła dalej.
Wszystko szło
dziś nie po jej myśli. Najpierw dostała sowę od dyrektorki Hogwartu: Allison
znów narozrabiała! Tym razem wraz z Astorią Greengrass rozzłościła hogwarcką
ośmiornicę, tak, że zaatakowała ona Romildę Vane, koleżankę z roku dziewcząt! Doprawdy,
Allison stwarzała jej same problemy, w dodatku narażała na szwank jej dobre
imię i pozycję.
Pokręciła
nerwowo głową, już ona się rozprawi z tym dziewuszyskiem, niech no tylko
przyślę list z prośbą o galeony. Z uśmiechem skręciła w jedną z ciemnych
uliczek. Z kieszeni płaszcza wyjęła różdżkę w celu teleportacji, jednak nagle została
obezwładniona. Różdżka została jej odebrana, a jej ciało przeszył
niewyobrażalny ból. Silne zaklęcie
wiązało jej nogi i ręce. Nie mogła krzyczeć, nie mogła się ruszyć, nic nie
widziała. Usłyszała głośny śmiech, a potem uderzona potężnym czarem zemdlała.
Nikt nie
zauważył zajścia, mimo że Londyn był dziś wyjątkowo zatłoczony.
***
Około godziny 17.00
- Cześć,
Blaise. – Rose niespodziewanie wpadła do jego gabinetu. Zaskoczony uniósł głowę
i uśmiechnął się szeroko.
- Rosiczka –
zaakcentował – nareszcie przyszłaś. Już myślałem, że ci się znudziłem.
- Nie
zaczynaj, Blaise. – Zagroziła mu palcem, zupełnie oburzona. Z głośnym
prychnięciem usiadła na fotelu naprzeciwko niego.
- Ale ja
jeszcze nawet nie zacząłem zaczynać. – Mrugnął i przymilnie pochylił się w jej
kierunku. – Czemu nie dostałem jeszcze buziaka, co?
- Bo nie
zasłużyłeś? – odparła równie słodkim głosem.
- No, bez przesady.
W ogóle, odnoszę wrażenie, że jesteś w stosunku do mnie zbyt oschła. –
Skrzyżował ręce i opuścił głowę, udając głęboki smutek. – Ja potrzebuję
czułości, wyrozumiałości, a przede wszystkim… - Podniósł głowę, by spojrzeć jej
głęboko w oczy. Jedną z dłoni położył na jej. Westchnął smutno. – A przede
wszystkim tego ciasta, które przyniosłaś.
Roześmiała się
głośno i postawiła plastikowy pojemnik na biurku. Oczy Blaise pojaśniały, gdy
zobaczył tiramisu. Z błogim uśmiechem odchylił wieczko i zaciągnął się
zapachem.
- Jesteś
gorszy niż pani Malfoy. – Co było nie lada wyczynem, wręcz niemożliwym? Nagle przed
oczami zobaczyła panią Malfoy rzucającą się na ostatniego pączka. Całe
szczęście, że stała wtedy w odpowiedniej odległości inaczej zostałaby zadeptana
na śmierć!
- Nikt nie
jest gorszy od ciotki Cyzii. Ja po prostu, jako jej chrześniak, staram się jej
dorównać. Cukrożercą zawsze pozostanie ona.
- Tak, dobre
określenie. – Ukroiła sobie kawałek ciasta i zaczęła delektować smakiem.
- Co nie
zmienia faktu, że uwielbiam tiramisu. Czuję do niej to samo, co ciocia Cyzia
czuje do szarlotek: niezmienną i wielką miłość – odparł jak gdyby nigdy nic.
- Mhm…
- A ty, Rose?
Jaki jest twój ulubiony słodki przysmak? Taki, przez który stajesz się
cukrożercą? – zapytał z uśmiechem. Był bardzo ciekaw, wciąż uważał, że wie zbyt
mało o Rose, co było niedopuszczalne!!! On musiał wiedzieć wszystko…
- Mhm,
uwielbiam flan pâtissier. – Blaise pierwszy raz słyszał jak mówi coś po
francusku! Mimo, że była rdzenną francuską jej brytyjski akcent był tak
doskonały, że całkowicie zapomniał, że ona nie jest Angielką!
Otrząsnął się
z szoku i ignorując ironiczny uśmiech Rose zapytał się, co to jest to flo coś
tam…
- Nie flo coś
tam, a flan pâtissier, francuski jest łatwy, uwierz mi.
- Wolę włoski
– mruknął urażony. Pomimo wielokrotnych prób nauczenia się francuskiego nigdy
mu się to nie udało, jego nauczyciele załamywali ręce na okrągło powtarzając,
że Blaise „nie czuje tego języka”. Ale nie martwił się tym, gdyż świetnie mówił
między innymi w niemieckim i włoskim.
- Mówisz po
włosku?
- No jasne, że
tak, a najlepiej wychodzi mi liczenie…
- Tak?
- No tak,
słuchaj: jeden włosek, dwa włoski, trzy włoski. – Uderzyła go w ramię, a on
zaśmiał się głośno.
- Nie
odpowiedziałaś mi, co to za danie, które tak lubisz? Nie często przebywałem we
Francji, moja rodzina utrzymywała bliskie kontakty głównie z włoskimi rodami
czarodziejów.
Oparł się
wygodniej o fotel i zaczął ją obserwować z uśmiechem. Jej oczy błyszczały, a
rude włosy były roztrzepane i poskręcane w sprężynki. Na dworze musiała być
duża mgła i zapewne zbliżała się jakaś śnieżyca. Nie był tym faktem w ogóle
zaskoczony, nad Londynem od kilku dni zbierały się czarne chmury.
- To
tradycyjne francuskie danie. Tarta z kremem zapiekana na kruchym cieście.
Przepyszna z bitą śmietaną! – Zastanawiała się chwilę, by dodać: – To coś w
stylu waszej tarty z kremem angielskim, tylko znacznie lepsze.
- Lepsze?
Chyba żartujesz?!
- Nie, jestem
w pełni poważna.
Już chciał
rzucić jej ciętą ripostę, gdy do gabinetu wpadł zdyszany i zarazem blady niczym
kreda pielęgniarz.
- Doktorze
Zabini, jest pan pilnie potrzebny, sytuacja jest krytyczna! – Mężczyzna prawie
wrzasnął, jego ręce trzęsły się i były całe we krwi. Zabini, nie bacząc na Rose, wstał szybko z
fotela i biegiem ruszył w stronę drzwi, po drodze chwytając jeszcze fartuch.
Rose poszła jego śladem, zaciekawiona i zdezorientowana zarazem.
- Oh,
Merlinie! – westchnęła Rose i oparła się o futrynę. Jej oczom ukazały się
ciała, co najmniej piętnastu osób. Wszystkie miały ślady czarnomagicznych klątw
i na każdym widniał wyryty, zakrwawiony napis: nadchodzimy.
***
Godzina 20.00
Hermiona
krążyła po sali konferencyjnej przyglądając się uważnie każdej osobie. Zarówno
Draco, Harry jak i Minister Magii przyglądali się jej z zaciekawieniem, zaś
pozostali uczestnicy narady z zdezorientowaniem i roztargnieniem, wyczekując
rozpoczęcia spotkania, które ona z takim spokojem opóźniała.
- Może pani
usiądzie, panno Granger – powiedział złośliwie Gregory Fary, szef brytyjskiego
Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
- A może pan
przestanie w końcu odzywać się nieproszonym, panie Fray? – spytał Draco
uprzejmym, ale pełnym jadu głosem.
Hermiona
zignorowała ich i dalej przechadzała się po pomieszczeniu. W końcu zatrzymała
się przed obrazem przedstawiającym czarodzieja z wyciągniętą lunetą. Obraz nie
był nawiedzany przez ducha, był jedynie wymysłem jakiegoś artysty. Uśmiechnęła
się lekko w jego kierunku i przekrzywiła głowę.
- Nie
sądzicie, mili państwo, że piękny jest ten malunek? – zapytała delikatnie
wodząc palcem po obiektywie lunety. – Taki niecodzienny i zarazem pospolity, co
o nim sadzisz, Amber?
- Jest
zwyczajny, pani Granger.
- Nie, nie –
zaprzeczyła Hermiona. – On kryje w sobie tajemnicę, magię! – powiedziała z
błyskiem w oku. – Jest tak przepełniony magią jak melodia z moje pozytywki,
wciąż ubolewam nad tym, że niedane ci było jej wysłuchać.
Minister Magii
i Harry wymienili się spojrzeniami. Hermiona jednak kontynuowała.
- Szkoda, bo
nie wiem, kiedy ponownie będziesz miała taką okazję, możliwe, że nigdy…
- Przepraszam,
że przerywam, Hermiono – odezwał się niespodziewanie Kingsley Shacklebolt – ale
mam pewną prośbę do panny Harris. Otóż ostatnio zarządza Klubu Gargulkowego
wysłał mi sprawozdanie finansowe i zupełnie wyleciało mi to z głowy, czy
mogłabyś je przeanalizować? Mam jutro spotkanie z panem Magementem i nie chcę
wyjść na głupca nieorientującego się w wydatkach Klubu! – Uśmiechnął się
niepewnie. – Proszę, panno Harris to nadzwyczaj ważne.
- Czemu nie
jestem zdziwiona, Kingsley! Jesteś taki roztargniony! – Roześmiała się głośno
Laura Gemme, Francuska Minister Magii.
- On już taki
zawsze pozostanie, Lauro – mruknął jej doradca, Pierre La Vie. Zarówno Pierre
jak i Laura byli dobrymi znajomymi Kingsleya jeszcze z czasów młodości, kiedy
to ich rodziny utrzymywały ze sobą bliskie kontakty.
Uśmiech
Kingsleya poszerzył się i stał się śmielszy. Pewniej patrzył na swoją
sekretarkę, która z ociąganiem wstała ze swojego miejsca.
- Oczywiście,
pani Ministrze. Postaram się dokładnie przejrzeć wszystkie dokumenty. – Amber
kiwnęła lekko głową i mozolnie ruszyła w kierunku drzwi. Gdy zamknęła je za
sobą na sali zapanowała cisza. W końcu przerwała ją Hermiona, odzywając się
swobodnym głosem.
- Czy ktoś
jeszcze sądzi, że ten obraz marnuje się tutaj? Nie? Cóż, szkoda, pozwólcie
proszę, że przeteleportuję go do swojego gabinetu. – Delikatnie machnęła
różdżką w górą, a potem w lewo, a obraz niespodziewanie zamienił się pył.
- O, Morgano!
– krzyknęła zaskoczona Laura.
- Och, złe
zaklęcie. No cóż, żal obrazu, ale trzeba żyć dalej. – Hermiona wzruszyła
ramionami, ale bez jakiejkolwiek skruchy, wręcz przeciwnie z ogromnym
zadowoleniem. – Skoro wszystkie czynniki mogące w jakikolwiek sposób przerwać
nasze zebranie zostały już usunięte, może zaczniemy?
Minister Magii
chrząknął znacząco.
- Niestety,
mam państwu do przekazania wiadomość mrożącą krew w żyłach, otóż… - zawahał się
i spojrzał na wszystkim z niepewnością.
- Oni
nadchodzą… – powiedziała za Kingsleya Hermiona, głosem wypranym z emocji,
owianym grozą.
CDN
Po pierwsze: dziękuję za dedykację <3 Jest mi niezmiernie miło :)
OdpowiedzUsuńPo drugie: Bardzo mi się podobała ta część. Ma w sobie coś tajemniczego, ciekawego, coś takiego wow (wiesz co mam na myśli :D) Pierwsza scena perfekcyjna. Hermiona nieźle załatwiła sekretarkę ministra ;)
Kolejną część mogłabyś mi wyjaśnić, bo nie ogarniam o kogo chodzi ^^
Blaise i Rose uwielbiam kocham wielbię <3 nic dodać nic ująć.
Zadziwiająca jest ta zdolność Hermiony do przewidywania tego co się stanie ale oczywiście czekam na więcej!
życzę weny i czasu
Pozdrawiam
Arcanum Felis
PS. Dziękuję za odwiedziny na MM :)
Ależ nie ma za co dziękować :D Druga scena z tej części wyjaśni si już w następnej części. :D Oczywiście wszytko miało być takie tajemnicze, a nawet powiem Ci, że to tutaj, to tylko wstęp, planuję wszystkich zaskoczyć i namieszać, oj namieszać! :D
UsuńDziękuję za opinię! :*
Dziękuję za dedykację! :D
OdpowiedzUsuńSuper część - podoba mi się Twój styl, jest pełen takiej słodko-gorzkiej złośliwości. Rzadko kiedy spotykam się z czymś takim, więc jestem zadowolona :D
Do zobaczenia 10, 11 albo 12 czerwca
Bardzo dziękuję :*
UsuńAmber... pożegnanie.
OdpowiedzUsuńhejo hejoooo :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację :) Me serce się raduję :D
no powiem szczerze, że dość tajemniczo nam się zrobiło za sprawą tej części... W pierwszej chwili myślałam, że bd chodziło o naszego kochanego Dracze, w końcu kiedyś tam był po ciemnej stronie mocy :p Jednak fakt, że nadal pozostaje tym dobrym, co więcej jest w związku z Herm zupełnie mi to wynagrodził! Oby tak dalej :D
O zgrozo, te wszystkie ciała z napisami... brrr. Co jak co, ale umiesz zarysować mroczną atmosferę, czyli notabene zrobić coś, czego ja nigdy nie potrafiłam :D
weny życzę!
Iva Nerda
Oj dziękuję bardzo, ale mrocznie to się dopiero zrobi! To tutaj, to malutki zalążek tego, co mam w planach :D Jeszcze raz dziękuję! :*
UsuńDziękuję za dedykację. Miniaturka genialna. Czekam na następną część. Wełny
OdpowiedzUsuńMiało być weny. Chrzaniona autokorekta
UsuńCóż, wełna też się przyda! :D W końcu przecież przyjdzie zima, prawda :D :D? Dziękuję serdecznie! :*
UsuńPrzeczytałam całego twojego bloga! Jest wspaniały! Dawno się tak na niczym nie śmiałam :). Dodaj szybko jakiś nowy dodatek bo nie mogę się doczekać! :)
OdpowiedzUsuńA i zapraszam Cię na bloga mojego i mojej przyjaciółki: tylkomiloscprzetrwawojne.blogspot.com (mam nadzieje ze przeczytasz to co narazić opublikowaliśmy i Ci się spodoba)
Serdecznie Ci dziękuje :D
UsuńSuper dodatek! Sorki, że wtedy nie skomentowałam. Jestem na wycieczce, więc nie mam czasu na komentowanie. To jeszcze raz super :)
OdpowiedzUsuńWeny i pozdrawiam :)
Dziękuję! :*
UsuńBardzo dziękuję za dedykację, jest mi bardzo miło :*
OdpowiedzUsuńDodatek świetny, uwielbiam wszystko co napiszesz ^^
Czekam na kolejny i weeny!
~gwiazdeczka
PS przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej,byłam na wycieczce i dałam radę tylko przeczytać ;)
To ja Ci z całego serducha dziękuję za czas poświęcony czytaniu i komentowaniu! :*
Usuń+ Dziękuję za opinię! <3
Do szesnastego jeszcze tylko 2 dni, a i tak bede odliczać sekundy. Historii tego typu jeszcze nie czytałam na twoim blogu (chyba). Na razie bardzo mi sie spodobała, jest taka trochę hmmm tajemnicza, owiana jakąś klątwa, nie mam zielonego pojęcia czego sie spodziewać w następnej części.
OdpowiedzUsuńNO I KIM KURCZAKI PIECZONE JEST TA CAŁA AMBER.?? I SKĄD HERMIONA WIEDZIALA, ŻE MOŻE IM ZASZKODZIĆ.???
Czekam niecierpliwie na kolejna wspaniała część :)
~Mad
Nie, raczej nie było tutaj nic takiego :D Cieszę się, że Ci się podoba! :D :* Dziękuję! <3
Usuń