Cześć,
kochani!
Przepraszam za
dzień zwłoki, jednak wróciłam wczoraj późno i nie miałam już siły nic
publikować. Przychodzę z kolejną częścią dodatku dziś i mam nadzieję, że
długość Wam wynagrodzi ten mały, czasowy poślizg. Pewnie będziecie zaskoczeni
czytając tę część, bo jest nieco inna niż to, co do tej pory tutaj
publikowałam. Jednak liczę na to, że spodoba się Wam. Oczywiście, czekam na
Wasze opinie, bo jak wiecie są dla mnie ogromną motywacją. Z całego serca
dziękuję, każdej osobie, która skomentowała poprzednią część. Już nie
przedłużając zapraszam do czytania!
Buziaki,
Charlotte
PS --> Kolejna część pojawi się 3 lipca (Niestety nie dam rady wcześniej, to najpewniej już ostatnia część i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik!)
Dorwać
śmierciożercę: rozpoczęcie
30 stycznia 2000r, godz. 21.00
- Luiza!
Wróciłem! – Klaus Wartenburg postawił swoją aktówkę na podłodze. Z uśmiechem na
ustach zaczął zdejmować płaszcz i ciężkie zimowe buty. Zmęczony, ale szczęśliwy
z powrotu do domu ruszył w kierunku kuchni. – Luiza, kochanie, gdzie jesteś?!
Pragnął teraz
tylko spokojnego wieczoru wraz ze swoją narzeczoną. Był wyczerpany po całym
dniu ciężkiej pracy. Niestety, nie mógł pozwolić sobie na ani chwilę
wytchnienia, zwłaszcza, że jego celem było zostanie zastępcą szefa Departamentu
Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Co, nie chwaląc się, miał już praktycznie zapewnione!
Pan Michael Fischer, szef owego Departamentu, dziś całkowicie rozwiał wszystkie
wątpliwości Klausa, zapraszając go na kolację w celu omówienia szczegółów
kandydatury! Nie zmieniało to jednak
faktu, że potencjalnych kandydatów było wielu i Klaus nie mógł osiąść na
laurach, tylko wciąż wytrwale piąć się wyżej i wyżej. Miał ogromne ambicje;
pragnął któregoś dnia zostać Niemieckim Ministrem Magii.
- Luiza! –
krzyknął donośnie. Nie przypominał sobie, aby jego narzeczona wspominała, że planuje
gdzieś wyjść wieczorem. A niemożliwym było, że położyła się wcześniej spać;
zawsze czekała na niego, nieważne, o której godzinie wracał.
Wchodząc do
kuchni odurzył go zapach spalenizny. Z zaskoczeniem stwierdził, że woń dochodzi
z piekarnika. Szybko chwycił leżące na stole rękawice i otwierając ostrożnie
piekarnik wyjął pieczeń. Prostym zaklęciem pozbył się dymu i rozejrzał
zdezorientowany. Co tu się działo? Luiza nigdy nawet nie pomyślałaby o tym, aby
pozwolić spalić się przygotowywanemu przez siebie daniu!
- Liz?! – Westchnął
ciężko. Co ona wyprawiała? Nie miał sił na jej zabawy w chowanego! Nie
rozumiał, co dziś strzeliło jej do głowy! – Luizo Braun, do jasnej cholery,
gdzie jesteś?!
Nagle Klaus
usłyszał donośny śmiech, a krótką chwilę potem przeraźliwy krzyk i huk
uderzenia o podłogę.
- Luiza?! –
krzyknął i pognał szybko na górę, dłonie mocno zacisnął na różdżce. Prawie
przewrócił się wbiegając na przed ostatni stopień. – Liz, kochanie! – Wpadł do
pierwszego pomieszczenia; wyglądało jak gdyby przeszło przez nie tornado.
Komoda była przewrócona, a po podłodze walały się zrzucone z mebla pamiątki.
Złapał się framugi, gdy zobaczył na białym dywanie ślady krwi.
- Nie!!! –
wrzask Luizy ocucił Klausa. – Nie, błagam!!! Proszę, nie… - Słyszał jej błagalny
głos. Pobiegł w stronę sypialni, kopniakiem otworzył drzwi i od razu poczuł
przeraźliwy ból. Wił się po ziemi, a łzy płynęły mu po policzkach. Nie mógł
złapać tchu, różdżka została mu odebrana, a siła zaklęcia wzrosła, gdy próbował
się podnieść mimo niewyobrażalnego bólu. – Liz… - starał się wyszeptać.
Zobaczył ją.
Leżała na podłodze półnaga, a nad nią pochylał się mężczyzna w srebrnej masce i
czarnej szacie. Śmierciożerca. Odwrócił się w stronę Klausa.
- Twoja dziwka
była wyjątkowo dobra. – Zaśmiał się okrutnie, a wraz z nim inni. – Jestem
pewien, że pozostali mogą to potwierdzić – dodał szyderczym głosem.
- Wy… - Nie
zdążył dokończyć, bo po raz kolejny dostał cruciatusem. Jak przez mgłę słyszał
kolejne krzyki Luizy i śmierciożerców, co chwila wypowiadających formułki
czarnomagicznych zaklęć. – Nie!!! – Jego krzyk wywołał salwę śmiechu wśród
śmierciożerców. Klaus wrzasnął z bólu nie tylko wewnętrznego, ale i tego na
duszy. Jego Luiza, jego kochana Luiza. Jej niegdyś błyszczące oczy, teraz były
puste. Wpatrzone wprost w niego. Usta otwarte, jak gdyby chciała się z nim
pożegnać. Nie zdążyła. Umarła.
Opadał z sił.
Czuł, że śmierć jest blisko. Czekała tuż za rogiem, owiana aurą czerni i
nienawiści. Jeszcze chwila i chwyci go w swoje ramiona i zabierze daleko,
daleko od bólu.
- Będzie
doskonałą wiadomością! – Zaśmiał się jeden ze śmierciożerców. – Avada Kedavra! –
Śmierć nadeszła.
Kilka chwil
później ciała Klausa i Luizy pokryły się krwawymi napisami: początek.
***
Ten sam dzień, godz. 23.30, Sala Obrad
- Nie możemy
postępować pochopnie! – wrzasnął Gregory Fray, podnosząc się z miejsca.
- Panno
Granger, rozumiemy pani obawy, ale nie ma mocy, która zmusiłaby mnie, żebym
wystawiła swoich najlepszych aurorów na ostrzał śmierciożerców! – powiedziała
Maryse Romanow, szefowa Rosyjskiego Biura Aurorów.
- Maryse… Nie
mamy wyboru – dodała Leokadia Saint-Exupéry, szefowa Francuskiego Biura
Aurorów.
- Moi drodzy,
proszę zachowajcie spokój. – Donośny głos Kingsleya Shacklebolta poniósł się po
sali. – Plan misji został ustalony, gdy go wam przedstawialiśmy wyraziliście
aprobatę, co do tych działań, cóż więc się zmieniło?!
- Sytuacja! –
krzyknął Mikołaj Glukhovsky, Rosyjski Minister Magii. – Zaatakowanie zamku
Jugsona byłoby doskonałym posunięciem, ale jakiś tydzień temu! Panno Granger,
kilka godzin temu sama powiedziała pani, że oni nadeszli!!! Wróciły mroczne
czasy, rozumie pani?! Trzydzieści sześć zamordowanych osób! Z czego piętnaście
na terenie Anglii! Każde zwłoki „przyozdobione” krwawym, szpetnym napisem! W dodatku
dziś porwano waszą szefową Departamentu Przestrzegania Prawa, a kiedy? W samo
południe, na najbardziej zatłoczonej ulicy Londynu! Nie ma mowy, żebym
zaryzykował życiem swoich ludzi, już i tak wysłałem sporą grupę, by strzegła
Azkabanu, reszta moich aurorów pozostanie w Rosji, by bronić rosyjskich
czarodziejów!
- Panie
Glukhovsky! Nie możemy dać się zastraszyć, musimy uderzyć na nich, nim uda się
im zdobyć Azkaban! Wtedy dopiero nadejdą mroczne czasy!!! – Hermiona opierała obie
dłonie o stół i wpatrywała się chłodnym wzrokiem w Rosyjskiego Ministra.
- Czy pani nie
rozumie jak niebezpieczna jest ta misja? – Głos zabrał Adolf Wegner, tymczasowy
Niemiecki Minister Magii. – Czy mało pani już ofiar? Wie pani, czemu jestem
Ministrem? Bo mój poprzednik został wczoraj zamordowany!!!
- Proszę,
opanujmy się, poszukajmy kompromisu – zaczęła uspokajającym głosem Josefina
Calvillo, szefowa Hiszpańskiego Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów.
- Cóż ty
wygadujesz, Josefino! W takiej sytuacji nie ma kompromisowego rozwiązania –
wrzasnął Gregory Fray. – Trzeba przemówić pannie Granger do rozsądku! Nie
możemy zaatakować zamku Jugsona!
Po sali znów
poniosły się głośne wrzaski. Każdy się przekrzykiwał, wszyscy powstawali ze
swoich miejsc. Jedna strona atakowała drugą i na odwrót. Dopiero, gdy po
pomieszczeniu zaczął hulać srebrny patronus lekko się uspokoili.
- A cóż to?! –
Zdziwiał się Adolf Wegner, gdy patronus zatrzymał się przed nim. Nagle odezwał
się głos Niemieckiego Szefa Biura Aurorów, niemogącego brać udziału z obradach
i pozostającego na warcie w Niemieckim Ministerstwie.
- Panie
Ministrze! Zamordowano Klausa Wartenburga, kandydata na zastępcę pana Michaela
Fischera i Luizę Braun, uzdrowicielkę ze szpitala imienia Anny Klinke.
Hermiona
poderwała gwałtownie głowę. Kolejne morderstwo. Westchnęła głośno i potarła
czoło. Była zmęczona.
- Usiądźmy –
zasugerowała. Wszyscy zajęli swoje miejsca, wyraźnie zaniepokojeni. – Musimy
coś z tym zrobić, panie Fischer, co pan sądzi? – zwróciła się do szefa
Niemieckiego Departamentu Przestrzegania Prawa czarodziejów.
- To zagranie
jest nieczyste – krzyknęła nagle Maryse.
- Spokojnie,
wysłuchajmy się opinii pana Fischera. – Hermiona oparła podbródek o dłoń i
gestem zaproponowała, aby Michael Fischer wyraził swoje zdanie.
- Oczywiście,
moje zdanie nie pozostaje zmienne! – Uśmiechy satysfakcji pojawiły się na twarzach
panów Glukhovskyego i Wagnera. – Nie możemy pozbawiać swoich ojczyzn ochrony,
jaką dają aurorzy! Możliwe, że gdyby ich szeregi nie zostały tak nadwyrężone
przez wysłanie połowy aurorów do obrony Azkabanu Klaus Wartenburg by żył!
- Jak możecie
tak śmiało brnąć w swe infantylne przekonania?! – krzyknęła Laura Gemme,
Francuska Minister Magii. – Czy nie rozumiecie, że nie ważne jak wielu aurorów
będzie do dyspozycji, nie uratujemy wszystkich?! Naszym głównym priorytetem
powinno stać się złapanie śmierciożerców i skazanie ich na pocałunek Dementora!
W ten sposób już raz na zawsze uniknęlibyśmy podobnych zdarzeń!
- Ale jaki
sens ma wystawienie na pewną śmierć naszych ludzi?! – warknęła Maryse. –
Nieważne jak dobry byłby plan, zawsze zawiedzie! Nasi aurorzy, owszem są
odważni i niesamowicie wyszkoleni, ale ich psychiki są nad wyraz słabe! To, co
przeszli… Nie, oni nie wytrzymają presji i staną się łatwym celem. Zostaną złapani,
zamordowani, a wówczas śmierciożercy dokończą to, co zaczęli nim Harry Potter
zabił Voldemorta!
- Pani chyba
nie rozumie, o co toczy się gra! – krzyknął Harry. – Ludzie znów giną! Od wojny
minęły niecałe dwa lata, a śmierciożercy już zaatakowali, oni są silni i staną
się jeszcze bardziej, gdy tylko zaatakują Azkaban, co stanie się już niedługo!
Musimy jak najszybciej przeprowadzić kontratak inaczej nic już nie pomoże. Nie
ma Voldemorta, nie ma przepowiedni, jest coś równie złego! Siła Jugsona, jego
umiejętności perswazji, fakt, że został dowódcą, a przede wszystkim nieopisane
okrucieństwo! Jak udało nam się ustalić;
Jugson odnalazł powołanie, okrzyknął siebie następcą Czarnego Pana, a jego
celem stało się dokończenie tego, czego Voldemortowi się nie udało! Jeśli w
porę nie interweniujemy na marne pójdą wszystkie ofiary na rzecz naszego
świata, bo stanie się takim, jakiego pragnął Voldemort. – Jego słowa, choć
chaotyczne ocuciły zebranych. Maryse, która do tej pory stała, cały czas
przygotowana do obrony swojego zdania teraz usiadła. Tak samo jak Gregory Fray,
Mikołaj Glukhovsky i Adolf Wagner.
- Panie
Potter, ta sytuacja… Nie oszukujmy się; jesteśmy w krytycznym położeniu –
westchnęła Maryse.
- Musimy
wybrać mniejsze zło – odezwał się spokojnie Draco i posłał pokrzepiający
uśmiech w stronę kobiety.
- Pytanie
tylko, co nim jest… - mruknął Michael Fischer.
- To, co
sprawiło, że wszyscy tutaj jesteśmy… - Hermiona spojrzała na wszystkich, a jej
spokojny uśmiech dodawał otuchy. – Walka.
***
31 stycznia 2000, między 2.30 w nocy a 4.00
nad ranem
Chłodne
powietrze smagało jej ciało niczym bat. Leżała na zimnej, kamiennej posadzce.
Była wyczerpana i zmarznięta. Objęta ramionami i skulona, cicho szlochała.
Merlinie! Jej koszmar powrócił. Zewsząd otaczały ją wspomnienia zamaskowanych,
ciemnych postaci i zielonych promieni. Wrzasnęła głośno. W takim loch
zamordowano jej męża. Po odnalezieniu jego ciała z badań wynikło, że był
torturowany wiele dni. Czy ją też miało to spotkać? Czy i ona miała tak umrzeć?
Nie mogła znieść myśli osierocenia swojej jedynej córki; Allison nie zniesie
kolejnej straty. O słodki Merlinie! Proszę, proszę, pozwól mi przeżyć! –
błagała w myślach. Jak mogła być tak głupia, sądząc, że będąc szefową
Departamentu Przestrzegania Prawa będzie bezpieczna! Zaniosła się jeszcze
głośniejszym szlochem.
Nie wiedziała,
ile czasu leżała skulona na ziemi, ale w pewnym momencie usłyszała głośne
wrzaski i tupot kilku par stóp. Przerażona przesunęła się w najdalszy kąt
pomieszczania, jak najlepiej kryjąc się w mroku. Do lochu weszło trzech
śmierciożerców. Śmiali się okrutnie. Jeden z nich lewitował bezwładne ciało.
Rzucił je ze sporej wysokości na zimną posadzkę. Margaret usłyszała przeraźliwy
wrzask i gruchot łamiących się kości. Zamarła, zakrywając dłonią usta,
powstrzymując krzyk. Jeden z śmierciożerców rzucił cruciatusa. Ciało zaczęło
się szamotać, a postać krzyczała i szlochała na przemiennie. Margaret nie
wiedziała, jak wiele czasu trwały tortury, wpatrywała się z rozpaczą i
bezsilnością w pokiereszowane ciało. W
końcu śmierciożercy wycofali się z pomieszczenia, u wcześniej kopiąc ofiarę.
Mimo ogromnego bólu Margaret podczołgała się do postaci.
- Och,
Merlinie! – szepnęła przerażona, gdy ujrzała bladą i posiniaczoną twarz Pabla
Martíneza, Hiszpańskiego Ministra Magii. – Panie Ministrze, słyszy mnie pan? –
Delikatnie dotknęła czoła mężczyzny, zupełnie spanikowana. Porwali Ministra
Magii! Co się teraz stanie?
- Kto…? –
Wydusił. Nie otworzył oczy. Margaret podniosła jego głowę i położyła na swoich
kolanach. Co ona zrobi? Nie ma jak mu pomoc, on umrze! Krzyczał głos w jej
głowie.
- Nazywam się
Margaret Barnes, jestem szefową Brytyjskiego Departamentu Przestrzegania Prawa
– szepnęła i zaszlochała głośno. Oni wrócili!!!
***
31 stycznia 2000, 8.00 rano
Hermiona była
wyczerpana po całonocnej naradzie. Pochylała się nad kubkiem parującej kawy i w
skupieni analizowała wydarzenia wczorajszej nocy. Ministerstwo Rosyjskie
całkowicie wycofało swoją propozycję pomocy, zaś Ministerstwo Niemieckie wciąż
pozostawało niezdecydowane. Nie wiedziała, co robić. Była całkowicie bezradna.
Francja i Hiszpania obiecały pomóc, jednak ich zasoby aurorskie wciąż nie były
wystarczające! W dodatku obawiała się ataku; od zaufanych osób wiedziała, że Jugson
rośnie w siłę, a do jego szeregów dołączają zarówno byli śmierciożercy, jak i
nowicjusze. Spodziewała się, że w każdej chwili może przeprowadzić atak na
Azkaban. Zwłaszcza, że stacjonujący tam aurorzy wyraźnie zauważyli cienie
przemykające nieopodal murów i uszkodzone bariery w strategicznych
miejscach.
Zamknęła oczy.
Minęły prawie dwa lata… A historia znów zaczęła się powtarzać. Zakryła twarz
dłońmi, musiała tak wiele zaryzykować.
- Hermiono… -
Draco usiadł na przeciw niej. Postawił kubek z kawą i westchnął głośno.
Siedzieli przy blacie w kuchni Hermiony. Niedługo mieli zbierać się do pracy,
by na spokojnie pozmawiać z zespołem aurorskim i ministrem.
- Glukhovsky
jest idiotą, sądząc, że Rosja nie ucierpi! – warknęła, gwałtownie otwierając
oczy. Malfoy uśmiechnął się krzywo i zacmokał.
- No proszę,
taką Granger to ja kojarzę! – Kopnęła go pod stołem, a on zaśmiał się lekko.
Niestety spoważniał po chwili i podsunął Hermionie egzemplarz „Proroka
Codziennego”. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie Hiszpańskiego Ministra
Magii. Hermiona wzdrygnęła się widząc nagłówek; „Minister Magii porwany.
Śmierciożercy powrócili!”.
- Kingsley
musi wygłosić przemówienie – powiedziała po chwili. – Nie da się ukryć porwań,
a tym bardziej tylu morderstw.
- Damy radę,
Granger. – Uścisnął jej dłoń i posłał szelmowski uśmieszek. – Przy mnie nic ci
nie grozi – zamruczał. Po chwili Hermiona ponownie kopnęła go w nogę.
***
Między godz. 12.00 a 13.00
Draco opierał
się o biurko i w skupieniu przyglądał Hermionie. Obserwował ją już dłuższą
chwilę i nie mógł wyjść z podziwu dla jej niezwykłej dokładności. Kilkakrotnie
analizowała jeden dokument, notowała uwagi. Była profesjonalistką. Uśmiechnął
się szeroko.
- Co znowu,
Malfoy? – mruknęła nawet nie podnosząc wzroku z kartki.
- Tak sobie
myślę, że…
- Że…? – Zadarła
głowę i spojrzała mu w oczy.
- Że wyglądasz
niesamowicie seksownie, gdy tak marszczysz brwi… - wymruczał. Jedna z teczek z
niewyobrażalną prędkością pognała w jego stronę. Z łatwością zrobił unik. –
Kocie, zaczekaj z pazurami do wieczoru!
- Jesteś
niewyżyty, Malfoy – rzuciła, ale roześmiała się głośno. Odłożyła pióro, oparła
się wygodnie o krzesło i zadarła zadziornie głowę. Uniósł brwi, a na jego usta
wpłynął szelmowski uśmiech.
- I kto to
mówi…
- Hermiona
Granger, miło mi!
- Ah,
zapomniałem ci powiedzieć – mruknął niespodziewanie. – Gdy byłaś u Pottera
przyszedł do ciebie list… - Uniósł kopertę wysoko i pomachał nią niczym flagą.
Zmrużyła oczy i wyciągnęła rękę. – Chciałabyś? Oh, ależ mnie bolą nogi,
niestety musisz po nią wstać. – Skrzywił się i złapał za kolano.
- Malfoy –
rzuciła ostrzegawczym tonem. – Koperta.
- Niestety,
nie dam rady… - wyjęczał, wciąż kurczowo trzymał się kolana.
Hermiona
wstała z fotela, i ruszyła w stronę biurka Draco. Stanęła naprzeciwko niego z
wyciągniętą dłonią.
- Nie drocz
się, Draco.
- Mówiłem ci
już, że uwielbiam, gdy wypowiadasz moje imię? – szepnął i położył dłonie na jej
tali, przyciągając ją do siebie. – A ta koperta to nic ważnego. Moja matka
zaprasza na kolację. – Pocałował ją w szyję, ale Hermiona uszczypnęła go w
ramię.
- Oszust –
powiedziała obrażona i chciała odsunąć się od niego, ale jej to uniemożliwił. –
A podobno boli cię noga!
- Kochanie, ja
jestem rześki i zdrowy! – Prychnęła i odwróciła głowę. – No nie obrażaj się,
Granger. Ja się tylko droczę! No, ej, Hermiono. Hej. Wiesz, co?! Zero zabawy z
tobą – mruknął urażony i puścił ją. Ta roześmiała się cicho i w końcu na niego
spojrzała.
- To już
podroczyć się nie wolno? – mruknęła
zadziornie z uśmiechem. Poprawiła mu grzywkę,
na co ten zaśmiał się cicho. – Całe szczęście zmieniłeś fryzurę. Ta, którą
miałeś w Hogwarcie była jedną wielką porażką. Wyglądałeś jak ulizany dupek.
- A teraz jak wyglądam?
- Przystojnie…
- szepnęła mu do ucha. Ponownie położył jej dłonie na tali, a ona objęła go za
szyję.
- A wtedy nie
byłem przystojny?
- Nie tak
bardzo jak teraz…
Pochylił się i
pocałował ją delikatnie. Wciąż zadziwiała go miękkość jej ust. Poczuł jak
Hermiona wplata jedną dłoń w jego włosy, a drugą kładzie na jego policzku. Wciąż
nie mógł uwierzyć, że jego dziewczyną była Hermiona Granger! Gdyby kiedyś
powiedziano mu coś takiego umarłby ze śmiechu. Ale teraz było inaczej. Granger
była cudowna; miała niesamowite poczucie humoru, była piękna, inteligentna i
nieprzewidywalna. Była niczym płomień ognia! Nie da się jej inaczej opisać!
Miała pazur, ale potrafiła być delikatna. Dwoma słowami; kobieta idealna.
Zsunął dłonie
na jej pośladki, w tym właśnie momencie Hermiona ugryzła go lekko w wargę i
przerwała pocałunek. Jej oczy błyszczały, gdy spoglądała w jego. Na policzkach
miała lekkie rumieńce.
- Mam ci
przypominać, że jesteśmy w pracy? – szepnęła.
- A ja mam ci
przypominać, że to twój gabinet i nikt bez twojej zgody tu nie wejdzie? –
mruknął i ponownie musnął jej wargi.
- Jest parę
wyjątków, Draco.
- No tak, nasi
niewychowani przyjaciele. – Uniósł ją lekko, spojrzała na niego zaskoczona. –
Olać ich – rzucił i uśmiechnął się łobuzersko. Hermiona zaśmiała się cicho i
pocałowała go. – Blaise jest w Mungu – szepnął Draco przerywając na chwilę
pocałunek.
- Rose ma
lekcje w szkole – mruknęła Hermiona i musnęła usta Draco.
- Potter sam
mówił, że ma ważne spotkanie.
- A Ginny ma
trening – powiedziała i pozwoliła, aby Draco posadził ją na biurku. Sama zaś
oplotła go nogami w pasie, a dłonie zarzuciła mu na szyję.
- Moim rodzice
przecież nie przyjdą – wyszeptał Draco pomiędzy pocałunkami.
- A moim to
już tym bardziej! – Zaśmiała się cicho. Czuła jak Draco wplata jedną dłoń w jej
włosy i jednym silnym ruchem rozwiązuję wstążkę, która spinała jej loki.
- W
rozpuszczonych włosach wglądasz seksowniej. – Oparł swoje czoło o jej i
uśmiechnął się szeroko. Hermiona przymknęła oczy, gdy kilka sekund później
poczuła ciepłe wargi Draco muskające jej szyję. Ku rozpaczy Draco po chwili
zaczęła się powoli od niego odsuwać.
- Draco… Mamy
dużo pracy… - szepnęła.
- Niszczysz
moje marzenia. – Spojrzał na nią z wyrzutem, jedną ręką opierał się o biurko, a
drugą trzymał na jej udzie.
- Nie pierwszy
i nie ostatni raz – rzuciła zadziornie.
Jęknął rozdrażniony,
ale nie odsunął się od niej. – Jesteś bardzo złą kobietą – powiedział z
rozgoryczeniem, widząc ogniki rozbawienia w jej oczach.
- Nie chcę nic
mówić, ale świat właśnie się wali, a tobie jak zawsze tylko jedno w głowie! –
Roześmiała się głośno i przekrzywiła lekko głowę, tak, że loki przysłoniły jej
oczy. Draco odgarnął jej włosy z twarzy, a jeden kosmyk owinął wokół palca.
- Jak się ma
taką kobietę, nie da się myśleć o niczym innym!
- Ah,
schlebiasz mi… - Udała omdlenie; odchyliła głowę, a jedną dłoń przyłożyła do
czoła. – Jeszcze się zarumienię.
- Niestety,
Hermiono. Już to zrobiłaś. – Tym razem to on się zaśmiał. Chwilę spoglądali
sobie w oczy, gdy niespodziewanie do gabinetu wpadł mały samolocik. Unosił się
nad głową Hermiony i to Draco złapał go i otworzył.
- Potter
pisze, że porwano kolejna osobę.
Hermiona
westchnęła i oparła głowę o klatkę piersiową Draco. – Kto tym razem?
- Cóż, Rosja
raczej będzie musiała przyłączyć się do akcji, bo porwano szefa Rosyjskiego
Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, Siergieja Iwanowa.
- Jeden plus
tego porwania, Glukhovsky już nie wykręci się z pomocy, bo raczej nie jest tak
głupi, by samemu ruszyć na zamek Jugsona.
- Właśnie,
Hermiono… - Spojrzała na niego, unosząc głowę. – O co chodziło z dzisiejszym
dyscyplinarnym zwolnieniem sekretarki Ministra?
- Miała
nieczyste intencje względem Ministerstwa – mruknęła i zaczęła bawić się
krawatem Draco.
- To znaczy?
- Widzisz tę pozytywkę?
– Wskazała dłonią na jeden z regałów. – Tę, którą wczoraj włączyłam przy Amber.
- Tak, ma
bardzo ładną melodię.
- No właśnie,
ta pozytywka to fałszoskop. Tylko trochę specyficzny, bo udoskonalony przeze
mnie – dodała z dumą. – Gdy pojawia się ktoś, kto ma nieczyste intencje zmienia
melodię, ale gdy pojawia się osoba powiązana ze śmierciożercami, przestaje
grać.
- Czyli Amber
jest zwolenniczką Voldemorta, a tym samym Jugsona?
- Coś w tym
stylu, jest, a raczej była bardziej ich wtyczką w Ministerstwie. To ona zaczarowała
obraz w Sali Obrad, aby śmierciożercy mogli słuchać naszych narad.
- Ten, który
wczoraj zniszczyłaś? To właśnie, dlatego…? I tak po prostu ją wyrzuciliście,
zamiast zamknąć w Azkabanie!
- Gdybyśmy
zamknęli ją w Azkabanie, śmierciożercy zorientowaliby się, że znamy też
tożsamości innych wtyczek.
- A znamy? –
Hermiona uśmiechnęła się szeroko. – No tak, czego ty byś nie wiedziała?!
- Jako
oficjalny powód zwolnienia podaliśmy błędy w rozliczeniach i niezgodność z
dokumentacją, innymi słowy zrobiliśmy z niej złodziejkę… No, ale coś trzeba było wymyślić.
- Wciąż mnie
zadziwiasz…
- To teraz
moja kolej, co takiego łączyło cię z Amber? – rzuciła Hermiona. Spojrzała mu
wyzywająco w oczy i skrzyżowała dłonie na piersiach. Draco roześmiał się na ten
widok.
- Czyżbyś była
zazdrosna?
Prychnęła. – A
jest powód?
- Poznałem ją
na bankiecie w listopadzie. Niestety okazała się kompletą porażką, dość ładna,
nawet bystra, ale pusta. Latała za mną i nie mogłem się od niej uwolnić. Nie
rozumiała słowa; nie. Choć próbowałem jej niejednokrotnie wytłumaczyć, co to
znaczy. W końcu musiałem ją nastraszyć Ministrem, dopiero wtedy dała mi spokój.
- No proszę, a
sądziłam, że tylko ja uważam ją za idiotkę.
- Nie masz, o
co byś zazdrosna – mruknął i pocałował ją w czoło.
- Przecież nie
jestem…
- Tak… Na
pewno.
***
Około godziny 17.00
Była
wyczerpana. Kości bolały ją niemiłosiernie, a ciałem wstrząsały dreszcze od
przemarznięcia. Następnym razem musi się cieplej ubrać. Nie mogła sobie
pozwolić na przeziębienie, zwłaszcza na tydzień przed tak ważnym dla niej
wydarzeniem. Od niego zależało tak wiele. Mimo to uśmiechała się. Była
zadowolona, bo wiedziała, że dała z siebie wszystko. Dziewczyny chwaliły ją za
jej doskonałą formę. Nie ma co, dzisiaj pokazała ogromną klasę!
Uśmiechnęła
się szeroko i skręciła w jedną z ciemnych uliczek. Już miała wyjąć różdżkę i
teleportować się do domu, gdy silne zaklęcie trafiło ją w plecy. Upadła na
betonową posadzkę, czuła niewyobrażalny ból w skroni. Dotknęła dłonią tyłu
głowy. Poczuła ciepłą, lepką ciecz. Krwawiła. Ostatnim, co widziała nim
straciła przytomność, była ciemna, zamaskowana postać.
***
Godzina 18.30, mieszkanie H. Granger
Draco siedział
na kanapie w salonie i popijał herbatę, czekając na Hermionę. Za pół godziny
mieli pojawić się na kolacji u rodziców Draco, a Hermiona wciąż nie była
gotowa. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem kobiety potrafią tyle czasu
przesiedzieć w łazience. Co one tam robiły? Co innego mężczyźni, oni muszą
poprawić włosy, zastanowić się nad wyborem koszuli, krawata, dokładnie
przemyśleć sens istnienia. Mężczyźni mieli, co robić w łazience, ale kobiety?
Nie rozumiał ich prób upiększenia się, niektórym to nigdy nie pomoże,
ładniejsze już nie będą. W końcu na dziesięć minut przed umówioną godziną
spotkania Hermiona pojawiła się w salonie. Wyglądała prześlicznie z lekko
spiętymi włosami i w karmelowej sukience, doskonale podkreślającej jej figurę.
- Wyglądasz
nieziemsko – szepnął i pocałował ją zachłannie w usta. Odepchnęła go szybko.
- Zmazujesz mi
szminkę, kretynie! – rzuciła z wyrzutem. – To nie ty powinieneś mieć pomalowane
usta. – Wyjęła z kopertówki chusteczkę i wręczyła śmiejącemu się Draco.
- Przesadzasz
– mruknął, ścierając pozostałości szminki Hermiony. Kilka minut później już
mieli wychodzić, gdy z kominka wyszedł Harry. Był cały umazany sadzą, ale to
nie to przykuło uwagę Hermiony i Draco. Jego twarz wykrzywiał grymas bólu, z
oczy płynęły łzy, a obie dłonie miał zaciśnięte w pięści. Hermiona puściła dłoń
Draco i postawiła jeden krok w kierunku przyjaciela.
- Harry…?
- Porwali ją –
wyszeptał. – Porwali Ginny…
CDN
Hejo hejooo
OdpowiedzUsuńFaktycznie rozdział ciut inny niż zazwyczaj. Mroczny, momentami ponury, budzący grozę. Cudo. Robisz coś, do czego ja nie mam żadnego talentu jak widać. No ale to chyba nie bd nowością, że moje serce skradła scena z Herm i Draco w gabinecie? :P była taka mrrr! Miły przerywnik, więcej takich poproszę :D
Pozdrawiam, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
Dziękuję serdecznie :).
UsuńO KURCZAKI.!!!!!!! Tego sie nie spodziewałam. Wow, wow i jeszcze raz... W.O.W
OdpowiedzUsuńTo jest genialne. Właśnie takie dreszczowce uwielbiam najbardziej. Z jednej strony nie mogę powiedzieć, ze mnie zaskoczylas, bo spodziewałam sie naglych zwrotów akcji. Z drugiej jednak JESTEM TOTALNIE ZASKOCZONA, ROZEMOCJONOWANA I WSZYSTKO NARAZ.!!! Tylko proszę, nie zabijaj Draco ani Hermiony, możesz zabić każdego, ale nie ich. Jak juz pewnie wspominalam xD rozdział mi sie podobal, zakochałam się w tym opowiadanku i czekam na kolejną część. Ostatnio życzyłam dużo weny, jak widać efekt jest <3 dlatego teraz życzę Ci jej jeszcze więcej, ale oprócz niej życzę Ci jeszcze żebyś była z siebie dumna, bo to jest boskie.
~Mad
Ps1. Pierwszy raz jestem pierwsza ;3
Ps2. Wciąż czuje te emocje.! C:
Dobra żarcik, jestem druga ;3
Usuń~Mad
Bardzo ci dziękuję, ale do genialności to temu dodatkowi daleko :D!
UsuńJestem i ja! :)
OdpowiedzUsuńTa część jest taka mroczna i tajemnicza, że aż szczęka opadła do samej ziemi. Uwielbiam wielbię i wgl jestem mega oczarowana *.*
Ta brutalność ma w sobie coś takiego wow...
Oczywiście sceny Draco i Hermiony bardzo słodkie i więcej takich proszę!
Czekam na dalszą część i życzę weny na dalszą twórczość
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na 6 rozdział
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
i na nowe wakacyjne dramione
http://last-minute-love-dramione.blogspot.com/
Dziękuję ci bardzo, bardzo mocno! :* <3
UsuńCiekawy i taki inny ten rozdział. Weny
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję! :*
UsuńOMG... Jak mogłaś przerwać w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńJak oni mogli porwać Ginny...
A Hermiona jaka pomysłowa z tą pozytywką.
Po prostu brak mi słów, dodatek genialny.
czekam na kolejny i weeny! :)
~gwiazdeczka
Serdecznie dziękuję!!! <3 :**
Usuń