piątek, 17 czerwca 2016

Dorwać śmierciożercę, cz. 2

Cześć, kochani!
Przepraszam za dzień zwłoki, jednak wróciłam wczoraj późno i nie miałam już siły nic publikować. Przychodzę z kolejną częścią dodatku dziś i mam nadzieję, że długość Wam wynagrodzi ten mały, czasowy poślizg. Pewnie będziecie zaskoczeni czytając tę część, bo jest nieco inna niż to, co do tej pory tutaj publikowałam. Jednak liczę na to, że spodoba się Wam. Oczywiście, czekam na Wasze opinie, bo jak wiecie są dla mnie ogromną motywacją. Z całego serca dziękuję, każdej osobie, która skomentowała poprzednią część. Już nie przedłużając zapraszam do czytania!
Buziaki,
Charlotte

PS --> Kolejna część pojawi się  3 lipca (Niestety nie dam rady wcześniej, to najpewniej już ostatnia część i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik!)


Dorwać śmierciożercę: rozpoczęcie

30 stycznia 2000r, godz. 21.00
- Luiza! Wróciłem! – Klaus Wartenburg postawił swoją aktówkę na podłodze. Z uśmiechem na ustach zaczął zdejmować płaszcz i ciężkie zimowe buty. Zmęczony, ale szczęśliwy z powrotu do domu ruszył w kierunku kuchni. – Luiza, kochanie, gdzie jesteś?!
Pragnął teraz tylko spokojnego wieczoru wraz ze swoją narzeczoną. Był wyczerpany po całym dniu ciężkiej pracy. Niestety, nie mógł pozwolić sobie na ani chwilę wytchnienia, zwłaszcza, że jego celem było zostanie zastępcą szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Co, nie chwaląc się, miał już praktycznie zapewnione! Pan Michael Fischer, szef owego Departamentu, dziś całkowicie rozwiał wszystkie wątpliwości Klausa, zapraszając go na kolację w celu omówienia szczegółów kandydatury!  Nie zmieniało to jednak faktu, że potencjalnych kandydatów było wielu i Klaus nie mógł osiąść na laurach, tylko wciąż wytrwale piąć się wyżej i wyżej. Miał ogromne ambicje; pragnął któregoś dnia zostać Niemieckim Ministrem Magii.
- Luiza! – krzyknął donośnie. Nie przypominał sobie, aby jego narzeczona wspominała, że planuje gdzieś wyjść wieczorem. A niemożliwym było, że położyła się wcześniej spać; zawsze czekała na niego, nieważne, o której godzinie wracał.
Wchodząc do kuchni odurzył go zapach spalenizny. Z zaskoczeniem stwierdził, że woń dochodzi z piekarnika. Szybko chwycił leżące na stole rękawice i otwierając ostrożnie piekarnik wyjął pieczeń. Prostym zaklęciem pozbył się dymu i rozejrzał zdezorientowany. Co tu się działo? Luiza nigdy nawet nie pomyślałaby o tym, aby pozwolić spalić się przygotowywanemu przez siebie daniu!
- Liz?! – Westchnął ciężko. Co ona wyprawiała? Nie miał sił na jej zabawy w chowanego! Nie rozumiał, co dziś strzeliło jej do głowy! – Luizo Braun, do jasnej cholery, gdzie jesteś?!
Nagle Klaus usłyszał donośny śmiech, a krótką chwilę potem przeraźliwy krzyk i huk uderzenia o podłogę.
- Luiza?! – krzyknął i pognał szybko na górę, dłonie mocno zacisnął na różdżce. Prawie przewrócił się wbiegając na przed ostatni stopień. – Liz, kochanie! – Wpadł do pierwszego pomieszczenia; wyglądało jak gdyby przeszło przez nie tornado. Komoda była przewrócona, a po podłodze walały się zrzucone z mebla pamiątki. Złapał się framugi, gdy zobaczył na białym dywanie ślady krwi.
- Nie!!! – wrzask Luizy ocucił Klausa. – Nie, błagam!!! Proszę, nie… - Słyszał jej błagalny głos. Pobiegł w stronę sypialni, kopniakiem otworzył drzwi i od razu poczuł przeraźliwy ból. Wił się po ziemi, a łzy płynęły mu po policzkach. Nie mógł złapać tchu, różdżka została mu odebrana, a siła zaklęcia wzrosła, gdy próbował się podnieść mimo niewyobrażalnego bólu. – Liz… - starał się wyszeptać.
Zobaczył ją. Leżała na podłodze półnaga, a nad nią pochylał się mężczyzna w srebrnej masce i czarnej szacie. Śmierciożerca. Odwrócił się w stronę Klausa.
- Twoja dziwka była wyjątkowo dobra. – Zaśmiał się okrutnie, a wraz z nim inni. – Jestem pewien, że pozostali mogą to potwierdzić – dodał szyderczym głosem.
- Wy… - Nie zdążył dokończyć, bo po raz kolejny dostał cruciatusem. Jak przez mgłę słyszał kolejne krzyki Luizy i śmierciożerców, co chwila wypowiadających formułki czarnomagicznych zaklęć. – Nie!!! – Jego krzyk wywołał salwę śmiechu wśród śmierciożerców. Klaus wrzasnął z bólu nie tylko wewnętrznego, ale i tego na duszy. Jego Luiza, jego kochana Luiza. Jej niegdyś błyszczące oczy, teraz były puste. Wpatrzone wprost w niego. Usta otwarte, jak gdyby chciała się z nim pożegnać. Nie zdążyła. Umarła.
Opadał z sił. Czuł, że śmierć jest blisko. Czekała tuż za rogiem, owiana aurą czerni i nienawiści. Jeszcze chwila i chwyci go w swoje ramiona i zabierze daleko, daleko od bólu.
- Będzie doskonałą wiadomością! – Zaśmiał się jeden ze śmierciożerców. – Avada Kedavra! – Śmierć nadeszła.
Kilka chwil później ciała Klausa i Luizy pokryły się krwawymi napisami: początek.

***

Ten sam dzień, godz. 23.30, Sala Obrad
- Nie możemy postępować pochopnie! – wrzasnął Gregory Fray, podnosząc się z miejsca.
- Panno Granger, rozumiemy pani obawy, ale nie ma mocy, która zmusiłaby mnie, żebym wystawiła swoich najlepszych aurorów na ostrzał śmierciożerców! – powiedziała Maryse Romanow, szefowa Rosyjskiego Biura Aurorów.
- Maryse… Nie mamy wyboru – dodała Leokadia Saint-Exupéry, szefowa Francuskiego Biura Aurorów.
- Moi drodzy, proszę zachowajcie spokój. – Donośny głos Kingsleya Shacklebolta poniósł się po sali. – Plan misji został ustalony, gdy go wam przedstawialiśmy wyraziliście aprobatę, co do tych działań, cóż więc się zmieniło?!
- Sytuacja! – krzyknął Mikołaj Glukhovsky, Rosyjski Minister Magii. – Zaatakowanie zamku Jugsona byłoby doskonałym posunięciem, ale jakiś tydzień temu! Panno Granger, kilka godzin temu sama powiedziała pani, że oni nadeszli!!! Wróciły mroczne czasy, rozumie pani?! Trzydzieści sześć zamordowanych osób! Z czego piętnaście na terenie Anglii! Każde zwłoki „przyozdobione” krwawym, szpetnym napisem! W dodatku dziś porwano waszą szefową Departamentu Przestrzegania Prawa, a kiedy? W samo południe, na najbardziej zatłoczonej ulicy Londynu! Nie ma mowy, żebym zaryzykował życiem swoich ludzi, już i tak wysłałem sporą grupę, by strzegła Azkabanu, reszta moich aurorów pozostanie w Rosji, by bronić rosyjskich czarodziejów!
- Panie Glukhovsky! Nie możemy dać się zastraszyć, musimy uderzyć na nich, nim uda się im zdobyć Azkaban! Wtedy dopiero nadejdą mroczne czasy!!! – Hermiona opierała obie dłonie o stół i wpatrywała się chłodnym wzrokiem w Rosyjskiego Ministra.
- Czy pani nie rozumie jak niebezpieczna jest ta misja? – Głos zabrał Adolf Wegner, tymczasowy Niemiecki Minister Magii. – Czy mało pani już ofiar? Wie pani, czemu jestem Ministrem? Bo mój poprzednik został wczoraj zamordowany!!!
- Proszę, opanujmy się, poszukajmy kompromisu – zaczęła uspokajającym głosem Josefina Calvillo, szefowa Hiszpańskiego Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
- Cóż ty wygadujesz, Josefino! W takiej sytuacji nie ma kompromisowego rozwiązania – wrzasnął Gregory Fray. – Trzeba przemówić pannie Granger do rozsądku! Nie możemy zaatakować zamku Jugsona!
Po sali znów poniosły się głośne wrzaski. Każdy się przekrzykiwał, wszyscy powstawali ze swoich miejsc. Jedna strona atakowała drugą i na odwrót. Dopiero, gdy po pomieszczeniu zaczął hulać srebrny patronus lekko się uspokoili.
- A cóż to?! – Zdziwiał się Adolf Wegner, gdy patronus zatrzymał się przed nim. Nagle odezwał się głos Niemieckiego Szefa Biura Aurorów, niemogącego brać udziału z obradach i pozostającego na warcie w Niemieckim Ministerstwie.
- Panie Ministrze! Zamordowano Klausa Wartenburga, kandydata na zastępcę pana Michaela Fischera i Luizę Braun, uzdrowicielkę ze szpitala imienia Anny Klinke.
Hermiona poderwała gwałtownie głowę. Kolejne morderstwo. Westchnęła głośno i potarła czoło. Była zmęczona.
- Usiądźmy – zasugerowała. Wszyscy zajęli swoje miejsca, wyraźnie zaniepokojeni. – Musimy coś z tym zrobić, panie Fischer, co pan sądzi? – zwróciła się do szefa Niemieckiego Departamentu Przestrzegania Prawa czarodziejów.
- To zagranie jest nieczyste – krzyknęła nagle Maryse.
- Spokojnie, wysłuchajmy się opinii pana Fischera. – Hermiona oparła podbródek o dłoń i gestem zaproponowała, aby Michael Fischer wyraził swoje zdanie.
- Oczywiście, moje zdanie nie pozostaje zmienne! – Uśmiechy satysfakcji pojawiły się na twarzach panów Glukhovskyego i Wagnera. – Nie możemy pozbawiać swoich ojczyzn ochrony, jaką dają aurorzy! Możliwe, że gdyby ich szeregi nie zostały tak nadwyrężone przez wysłanie połowy aurorów do obrony Azkabanu Klaus Wartenburg by żył!
- Jak możecie tak śmiało brnąć w swe infantylne przekonania?! – krzyknęła Laura Gemme, Francuska Minister Magii. – Czy nie rozumiecie, że nie ważne jak wielu aurorów będzie do dyspozycji, nie uratujemy wszystkich?! Naszym głównym priorytetem powinno stać się złapanie śmierciożerców i skazanie ich na pocałunek Dementora! W ten sposób już raz na zawsze uniknęlibyśmy podobnych zdarzeń!
- Ale jaki sens ma wystawienie na pewną śmierć naszych ludzi?! – warknęła Maryse. – Nieważne jak dobry byłby plan, zawsze zawiedzie! Nasi aurorzy, owszem są odważni i niesamowicie wyszkoleni, ale ich psychiki są nad wyraz słabe! To, co przeszli… Nie, oni nie wytrzymają presji i staną się łatwym celem. Zostaną złapani, zamordowani, a wówczas śmierciożercy dokończą to, co zaczęli nim Harry Potter zabił Voldemorta!
- Pani chyba nie rozumie, o co toczy się gra! – krzyknął Harry. – Ludzie znów giną! Od wojny minęły niecałe dwa lata, a śmierciożercy już zaatakowali, oni są silni i staną się jeszcze bardziej, gdy tylko zaatakują Azkaban, co stanie się już niedługo! Musimy jak najszybciej przeprowadzić kontratak inaczej nic już nie pomoże. Nie ma Voldemorta, nie ma przepowiedni, jest coś równie złego! Siła Jugsona, jego umiejętności perswazji, fakt, że został dowódcą, a przede wszystkim nieopisane okrucieństwo!  Jak udało nam się ustalić; Jugson odnalazł powołanie, okrzyknął siebie następcą Czarnego Pana, a jego celem stało się dokończenie tego, czego Voldemortowi się nie udało! Jeśli w porę nie interweniujemy na marne pójdą wszystkie ofiary na rzecz naszego świata, bo stanie się takim, jakiego pragnął Voldemort. – Jego słowa, choć chaotyczne ocuciły zebranych. Maryse, która do tej pory stała, cały czas przygotowana do obrony swojego zdania teraz usiadła. Tak samo jak Gregory Fray, Mikołaj Glukhovsky i Adolf Wagner.
- Panie Potter, ta sytuacja… Nie oszukujmy się; jesteśmy w krytycznym położeniu – westchnęła Maryse.
- Musimy wybrać mniejsze zło – odezwał się spokojnie Draco i posłał pokrzepiający uśmiech w stronę kobiety.
- Pytanie tylko, co nim jest… - mruknął Michael Fischer.
- To, co sprawiło, że wszyscy tutaj jesteśmy… - Hermiona spojrzała na wszystkich, a jej spokojny uśmiech dodawał otuchy. – Walka.

***

31 stycznia 2000, między 2.30 w nocy a 4.00 nad ranem
Chłodne powietrze smagało jej ciało niczym bat. Leżała na zimnej, kamiennej posadzce. Była wyczerpana i zmarznięta. Objęta ramionami i skulona, cicho szlochała. Merlinie! Jej koszmar powrócił. Zewsząd otaczały ją wspomnienia zamaskowanych, ciemnych postaci i zielonych promieni. Wrzasnęła głośno. W takim loch zamordowano jej męża. Po odnalezieniu jego ciała z badań wynikło, że był torturowany wiele dni. Czy ją też miało to spotkać? Czy i ona miała tak umrzeć? Nie mogła znieść myśli osierocenia swojej jedynej córki; Allison nie zniesie kolejnej straty. O słodki Merlinie! Proszę, proszę, pozwól mi przeżyć! – błagała w myślach. Jak mogła być tak głupia, sądząc, że będąc szefową Departamentu Przestrzegania Prawa będzie bezpieczna! Zaniosła się jeszcze głośniejszym szlochem.
Nie wiedziała, ile czasu leżała skulona na ziemi, ale w pewnym momencie usłyszała głośne wrzaski i tupot kilku par stóp. Przerażona przesunęła się w najdalszy kąt pomieszczania, jak najlepiej kryjąc się w mroku. Do lochu weszło trzech śmierciożerców. Śmiali się okrutnie. Jeden z nich lewitował bezwładne ciało. Rzucił je ze sporej wysokości na zimną posadzkę. Margaret usłyszała przeraźliwy wrzask i gruchot łamiących się kości. Zamarła, zakrywając dłonią usta, powstrzymując krzyk. Jeden z śmierciożerców rzucił cruciatusa. Ciało zaczęło się szamotać, a postać krzyczała i szlochała na przemiennie. Margaret nie wiedziała, jak wiele czasu trwały tortury, wpatrywała się z rozpaczą i bezsilnością w pokiereszowane ciało.  W końcu śmierciożercy wycofali się z pomieszczenia, u wcześniej kopiąc ofiarę. Mimo ogromnego bólu Margaret podczołgała się do postaci.
- Och, Merlinie! – szepnęła przerażona, gdy ujrzała bladą i posiniaczoną twarz Pabla Martíneza, Hiszpańskiego Ministra Magii. – Panie Ministrze, słyszy mnie pan? – Delikatnie dotknęła czoła mężczyzny, zupełnie spanikowana. Porwali Ministra Magii! Co się teraz stanie?
- Kto…? – Wydusił. Nie otworzył oczy. Margaret podniosła jego głowę i położyła na swoich kolanach. Co ona zrobi? Nie ma jak mu pomoc, on umrze! Krzyczał głos w jej głowie.
- Nazywam się Margaret Barnes, jestem szefową Brytyjskiego Departamentu Przestrzegania Prawa – szepnęła i zaszlochała głośno. Oni wrócili!!!

***

31 stycznia 2000, 8.00 rano
Hermiona była wyczerpana po całonocnej naradzie. Pochylała się nad kubkiem parującej kawy i w skupieni analizowała wydarzenia wczorajszej nocy. Ministerstwo Rosyjskie całkowicie wycofało swoją propozycję pomocy, zaś Ministerstwo Niemieckie wciąż pozostawało niezdecydowane. Nie wiedziała, co robić. Była całkowicie bezradna. Francja i Hiszpania obiecały pomóc, jednak ich zasoby aurorskie wciąż nie były wystarczające! W dodatku obawiała się ataku; od zaufanych osób wiedziała, że Jugson rośnie w siłę, a do jego szeregów dołączają zarówno byli śmierciożercy, jak i nowicjusze. Spodziewała się, że w każdej chwili może przeprowadzić atak na Azkaban. Zwłaszcza, że stacjonujący tam aurorzy wyraźnie zauważyli cienie przemykające nieopodal murów i uszkodzone bariery w strategicznych miejscach. 
Zamknęła oczy. Minęły prawie dwa lata… A historia znów zaczęła się powtarzać. Zakryła twarz dłońmi, musiała tak wiele zaryzykować.
- Hermiono… - Draco usiadł na przeciw niej. Postawił kubek z kawą i westchnął głośno. Siedzieli przy blacie w kuchni Hermiony. Niedługo mieli zbierać się do pracy, by na spokojnie pozmawiać z zespołem aurorskim i ministrem.
- Glukhovsky jest idiotą, sądząc, że Rosja nie ucierpi! – warknęła, gwałtownie otwierając oczy. Malfoy uśmiechnął się krzywo i zacmokał.
- No proszę, taką Granger to ja kojarzę! – Kopnęła go pod stołem, a on zaśmiał się lekko. Niestety spoważniał po chwili i podsunął Hermionie egzemplarz „Proroka Codziennego”. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie Hiszpańskiego Ministra Magii. Hermiona wzdrygnęła się widząc nagłówek; „Minister Magii porwany. Śmierciożercy powrócili!”.
- Kingsley musi wygłosić przemówienie – powiedziała po chwili. – Nie da się ukryć porwań, a tym bardziej tylu morderstw.
- Damy radę, Granger. – Uścisnął jej dłoń i posłał szelmowski uśmieszek. – Przy mnie nic ci nie grozi – zamruczał. Po chwili Hermiona ponownie kopnęła go w nogę.

***

Między godz. 12.00 a 13.00
Draco opierał się o biurko i w skupieniu przyglądał Hermionie. Obserwował ją już dłuższą chwilę i nie mógł wyjść z podziwu dla jej niezwykłej dokładności. Kilkakrotnie analizowała jeden dokument, notowała uwagi. Była profesjonalistką. Uśmiechnął się szeroko.
- Co znowu, Malfoy? – mruknęła nawet nie podnosząc wzroku z kartki.
- Tak sobie myślę, że…
- Że…? – Zadarła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Że wyglądasz niesamowicie seksownie, gdy tak marszczysz brwi… - wymruczał. Jedna z teczek z niewyobrażalną prędkością pognała w jego stronę. Z łatwością zrobił unik. – Kocie, zaczekaj z pazurami do wieczoru!
- Jesteś niewyżyty, Malfoy – rzuciła, ale roześmiała się głośno. Odłożyła pióro, oparła się wygodnie o krzesło i zadarła zadziornie głowę. Uniósł brwi, a na jego usta wpłynął szelmowski uśmiech.
- I kto to mówi…
- Hermiona Granger, miło mi!
- Ah, zapomniałem ci powiedzieć – mruknął niespodziewanie. – Gdy byłaś u Pottera przyszedł do ciebie list… - Uniósł kopertę wysoko i pomachał nią niczym flagą. Zmrużyła oczy i wyciągnęła rękę. – Chciałabyś? Oh, ależ mnie bolą nogi, niestety musisz po nią wstać. – Skrzywił się i złapał za kolano.
- Malfoy – rzuciła ostrzegawczym tonem. – Koperta.
- Niestety, nie dam rady… - wyjęczał, wciąż kurczowo trzymał się kolana.
Hermiona wstała z fotela, i ruszyła w stronę biurka Draco. Stanęła naprzeciwko niego z wyciągniętą dłonią.
- Nie drocz się, Draco.
- Mówiłem ci już, że uwielbiam, gdy wypowiadasz moje imię? – szepnął i położył dłonie na jej tali, przyciągając ją do siebie. – A ta koperta to nic ważnego. Moja matka zaprasza na kolację. – Pocałował ją w szyję, ale Hermiona uszczypnęła go w ramię.
- Oszust – powiedziała obrażona i chciała odsunąć się od niego, ale jej to uniemożliwił. – A podobno boli cię noga!
- Kochanie, ja jestem rześki i zdrowy! – Prychnęła i odwróciła głowę. – No nie obrażaj się, Granger. Ja się tylko droczę! No, ej, Hermiono. Hej. Wiesz, co?! Zero zabawy z tobą – mruknął urażony i puścił ją. Ta roześmiała się cicho i w końcu na niego spojrzała.
- To już podroczyć się nie wolno?  – mruknęła zadziornie z uśmiechem.  Poprawiła mu grzywkę, na co ten zaśmiał się cicho. – Całe szczęście zmieniłeś fryzurę. Ta, którą miałeś w Hogwarcie była jedną wielką porażką. Wyglądałeś jak ulizany dupek.
-  A teraz jak wyglądam?
- Przystojnie… - szepnęła mu do ucha. Ponownie położył jej dłonie na tali, a ona objęła go za szyję.
- A wtedy nie byłem przystojny?
- Nie tak bardzo jak teraz…
Pochylił się i pocałował ją delikatnie. Wciąż zadziwiała go miękkość jej ust. Poczuł jak Hermiona wplata jedną dłoń w jego włosy, a drugą kładzie na jego policzku. Wciąż nie mógł uwierzyć, że jego dziewczyną była Hermiona Granger! Gdyby kiedyś powiedziano mu coś takiego umarłby ze śmiechu. Ale teraz było inaczej. Granger była cudowna; miała niesamowite poczucie humoru, była piękna, inteligentna i nieprzewidywalna. Była niczym płomień ognia! Nie da się jej inaczej opisać! Miała pazur, ale potrafiła być delikatna. Dwoma słowami; kobieta idealna.
Zsunął dłonie na jej pośladki, w tym właśnie momencie Hermiona ugryzła go lekko w wargę i przerwała pocałunek. Jej oczy błyszczały, gdy spoglądała w jego. Na policzkach miała lekkie rumieńce.
- Mam ci przypominać, że jesteśmy w pracy? – szepnęła.
- A ja mam ci przypominać, że to twój gabinet i nikt bez twojej zgody tu nie wejdzie? – mruknął i ponownie musnął jej wargi.
- Jest parę wyjątków, Draco.
- No tak, nasi niewychowani przyjaciele. – Uniósł ją lekko, spojrzała na niego zaskoczona. – Olać ich – rzucił i uśmiechnął się łobuzersko. Hermiona zaśmiała się cicho i pocałowała go. – Blaise jest w Mungu – szepnął Draco przerywając na chwilę pocałunek.
- Rose ma lekcje w szkole – mruknęła Hermiona i musnęła usta Draco.
- Potter sam mówił, że ma ważne spotkanie.
- A Ginny ma trening – powiedziała i pozwoliła, aby Draco posadził ją na biurku. Sama zaś oplotła go nogami w pasie, a dłonie zarzuciła mu na szyję.
- Moim rodzice przecież nie przyjdą – wyszeptał Draco pomiędzy pocałunkami.
- A moim to już tym bardziej! – Zaśmiała się cicho. Czuła jak Draco wplata jedną dłoń w jej włosy i jednym silnym ruchem rozwiązuję wstążkę, która spinała jej loki.
- W rozpuszczonych włosach wglądasz seksowniej. – Oparł swoje czoło o jej i uśmiechnął się szeroko. Hermiona przymknęła oczy, gdy kilka sekund później poczuła ciepłe wargi Draco muskające jej szyję. Ku rozpaczy Draco po chwili zaczęła się powoli od niego odsuwać.  
- Draco… Mamy dużo pracy… - szepnęła.
- Niszczysz moje marzenia. – Spojrzał na nią z wyrzutem, jedną ręką opierał się o biurko, a drugą trzymał na jej udzie.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz – rzuciła zadziornie.
Jęknął rozdrażniony, ale nie odsunął się od niej. – Jesteś bardzo złą kobietą – powiedział z rozgoryczeniem, widząc ogniki rozbawienia w jej oczach.
- Nie chcę nic mówić, ale świat właśnie się wali, a tobie jak zawsze tylko jedno w głowie! – Roześmiała się głośno i przekrzywiła lekko głowę, tak, że loki przysłoniły jej oczy. Draco odgarnął jej włosy z twarzy, a jeden kosmyk owinął wokół palca.
- Jak się ma taką kobietę, nie da się myśleć o niczym innym!
- Ah, schlebiasz mi… - Udała omdlenie; odchyliła głowę, a jedną dłoń przyłożyła do czoła. – Jeszcze się zarumienię.
- Niestety, Hermiono. Już to zrobiłaś. – Tym razem to on się zaśmiał. Chwilę spoglądali sobie w oczy, gdy niespodziewanie do gabinetu wpadł mały samolocik. Unosił się nad głową Hermiony i to Draco złapał go i otworzył.
- Potter pisze, że porwano kolejna osobę.
Hermiona westchnęła i oparła głowę o klatkę piersiową Draco. – Kto tym razem?
- Cóż, Rosja raczej będzie musiała przyłączyć się do akcji, bo porwano szefa Rosyjskiego Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, Siergieja Iwanowa.
- Jeden plus tego porwania, Glukhovsky już nie wykręci się z pomocy, bo raczej nie jest tak głupi, by samemu ruszyć na zamek Jugsona.
- Właśnie, Hermiono… - Spojrzała na niego, unosząc głowę. – O co chodziło z dzisiejszym dyscyplinarnym zwolnieniem sekretarki Ministra?
- Miała nieczyste intencje względem Ministerstwa – mruknęła i zaczęła bawić się krawatem Draco.
- To znaczy?
- Widzisz tę pozytywkę? – Wskazała dłonią na jeden z regałów. – Tę, którą wczoraj włączyłam przy Amber.
- Tak, ma bardzo ładną melodię.
- No właśnie, ta pozytywka to fałszoskop. Tylko trochę specyficzny, bo udoskonalony przeze mnie – dodała z dumą. – Gdy pojawia się ktoś, kto ma nieczyste intencje zmienia melodię, ale gdy pojawia się osoba powiązana ze śmierciożercami, przestaje grać.
- Czyli Amber jest zwolenniczką Voldemorta, a tym samym Jugsona?
- Coś w tym stylu, jest, a raczej była bardziej ich wtyczką w Ministerstwie. To ona zaczarowała obraz w Sali Obrad, aby śmierciożercy mogli słuchać naszych narad.
- Ten, który wczoraj zniszczyłaś? To właśnie, dlatego…? I tak po prostu ją wyrzuciliście, zamiast zamknąć w Azkabanie!
- Gdybyśmy zamknęli ją w Azkabanie, śmierciożercy zorientowaliby się, że znamy też tożsamości innych wtyczek.
- A znamy? – Hermiona uśmiechnęła się szeroko. – No tak, czego ty byś nie wiedziała?!
- Jako oficjalny powód zwolnienia podaliśmy błędy w rozliczeniach i niezgodność z dokumentacją, innymi słowy zrobiliśmy z niej złodziejkę…  No, ale coś trzeba było wymyślić.
- Wciąż mnie zadziwiasz…
- To teraz moja kolej, co takiego łączyło cię z Amber? – rzuciła Hermiona. Spojrzała mu wyzywająco w oczy i skrzyżowała dłonie na piersiach. Draco roześmiał się na ten widok.
- Czyżbyś była zazdrosna?
Prychnęła. – A jest powód?
- Poznałem ją na bankiecie w listopadzie. Niestety okazała się kompletą porażką, dość ładna, nawet bystra, ale pusta. Latała za mną i nie mogłem się od niej uwolnić. Nie rozumiała słowa; nie. Choć próbowałem jej niejednokrotnie wytłumaczyć, co to znaczy. W końcu musiałem ją nastraszyć Ministrem, dopiero wtedy dała mi spokój.
- No proszę, a sądziłam, że tylko ja uważam ją za idiotkę.
- Nie masz, o co byś zazdrosna – mruknął i pocałował ją w czoło.
- Przecież nie jestem…
- Tak… Na pewno.

***

Około godziny 17.00
Była wyczerpana. Kości bolały ją niemiłosiernie, a ciałem wstrząsały dreszcze od przemarznięcia. Następnym razem musi się cieplej ubrać. Nie mogła sobie pozwolić na przeziębienie, zwłaszcza na tydzień przed tak ważnym dla niej wydarzeniem. Od niego zależało tak wiele. Mimo to uśmiechała się. Była zadowolona, bo wiedziała, że dała z siebie wszystko. Dziewczyny chwaliły ją za jej doskonałą formę. Nie ma co, dzisiaj pokazała ogromną klasę!
Uśmiechnęła się szeroko i skręciła w jedną z ciemnych uliczek. Już miała wyjąć różdżkę i teleportować się do domu, gdy silne zaklęcie trafiło ją w plecy. Upadła na betonową posadzkę, czuła niewyobrażalny ból w skroni. Dotknęła dłonią tyłu głowy. Poczuła ciepłą, lepką ciecz. Krwawiła. Ostatnim, co widziała nim straciła przytomność, była ciemna, zamaskowana postać.

***

Godzina 18.30, mieszkanie H. Granger
Draco siedział na kanapie w salonie i popijał herbatę, czekając na Hermionę. Za pół godziny mieli pojawić się na kolacji u rodziców Draco, a Hermiona wciąż nie była gotowa. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem kobiety potrafią tyle czasu przesiedzieć w łazience. Co one tam robiły? Co innego mężczyźni, oni muszą poprawić włosy, zastanowić się nad wyborem koszuli, krawata, dokładnie przemyśleć sens istnienia. Mężczyźni mieli, co robić w łazience, ale kobiety? Nie rozumiał ich prób upiększenia się, niektórym to nigdy nie pomoże, ładniejsze już nie będą. W końcu na dziesięć minut przed umówioną godziną spotkania Hermiona pojawiła się w salonie. Wyglądała prześlicznie z lekko spiętymi włosami i w karmelowej sukience, doskonale podkreślającej jej figurę.
- Wyglądasz nieziemsko – szepnął i pocałował ją zachłannie w usta. Odepchnęła go szybko.
- Zmazujesz mi szminkę, kretynie! – rzuciła z wyrzutem. – To nie ty powinieneś mieć pomalowane usta. – Wyjęła z kopertówki chusteczkę i wręczyła śmiejącemu się Draco.
- Przesadzasz – mruknął, ścierając pozostałości szminki Hermiony. Kilka minut później już mieli wychodzić, gdy z kominka wyszedł Harry. Był cały umazany sadzą, ale to nie to przykuło uwagę Hermiony i Draco. Jego twarz wykrzywiał grymas bólu, z oczy płynęły łzy, a obie dłonie miał zaciśnięte w pięści. Hermiona puściła dłoń Draco i postawiła jeden krok w kierunku przyjaciela.
- Harry…?
- Porwali ją – wyszeptał. – Porwali Ginny…
CDN

11 komentarzy:

  1. Hejo hejooo
    Faktycznie rozdział ciut inny niż zazwyczaj. Mroczny, momentami ponury, budzący grozę. Cudo. Robisz coś, do czego ja nie mam żadnego talentu jak widać. No ale to chyba nie bd nowością, że moje serce skradła scena z Herm i Draco w gabinecie? :P była taka mrrr! Miły przerywnik, więcej takich poproszę :D
    Pozdrawiam, Iva Nerda
    kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O KURCZAKI.!!!!!!! Tego sie nie spodziewałam. Wow, wow i jeszcze raz... W.O.W
    To jest genialne. Właśnie takie dreszczowce uwielbiam najbardziej. Z jednej strony nie mogę powiedzieć, ze mnie zaskoczylas, bo spodziewałam sie naglych zwrotów akcji. Z drugiej jednak JESTEM TOTALNIE ZASKOCZONA, ROZEMOCJONOWANA I WSZYSTKO NARAZ.!!! Tylko proszę, nie zabijaj Draco ani Hermiony, możesz zabić każdego, ale nie ich. Jak juz pewnie wspominalam xD rozdział mi sie podobal, zakochałam się w tym opowiadanku i czekam na kolejną część. Ostatnio życzyłam dużo weny, jak widać efekt jest <3 dlatego teraz życzę Ci jej jeszcze więcej, ale oprócz niej życzę Ci jeszcze żebyś była z siebie dumna, bo to jest boskie.
    ~Mad

    Ps1. Pierwszy raz jestem pierwsza ;3
    Ps2. Wciąż czuje te emocje.! C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra żarcik, jestem druga ;3
      ~Mad

      Usuń
    2. Bardzo ci dziękuję, ale do genialności to temu dodatkowi daleko :D!

      Usuń
  3. Jestem i ja! :)
    Ta część jest taka mroczna i tajemnicza, że aż szczęka opadła do samej ziemi. Uwielbiam wielbię i wgl jestem mega oczarowana *.*
    Ta brutalność ma w sobie coś takiego wow...
    Oczywiście sceny Draco i Hermiony bardzo słodkie i więcej takich proszę!
    Czekam na dalszą część i życzę weny na dalszą twórczość
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na 6 rozdział
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
    i na nowe wakacyjne dramione
    http://last-minute-love-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy i taki inny ten rozdział. Weny

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG... Jak mogłaś przerwać w takim momencie?!
    Jak oni mogli porwać Ginny...
    A Hermiona jaka pomysłowa z tą pozytywką.
    Po prostu brak mi słów, dodatek genialny.
    czekam na kolejny i weeny! :)
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń

- Jeśli weszłaś/eś na mojego bloga proszę pozostaw po sobie ślad, to nie dla ilości, a dla motywacji
- Nie przeklinaj w komentarzach!
- Krytykuj, ale uzasadnij swoją opinię.
- Nie obrażaj komentatorów, odwiedzających i autorki.
- Nie spamuj!