Witajcie, kochani.
Należą Wam się słowa wyjaśnienia: otóż, straciłam serce do tej historii. Obiecałam Wam dodatki, ale nie potrafię już sprawić, aby miały one brzmienia tak humorystyczne i zabawne jakbyście tego oczekiwali. Dlatego tak długo zwlekałam z dodaniem Co by było gdyby... W końcu zrezygnowałam i postanowiłam wstawić to, co napisałam. Taki luźny tekst o tym, co byłoby gdyby Draco spóźnił się pierwszego dnia do pracy...
Jeśli chodzi o pozostałe dodatki, zostały jeszcze trzy, i tak jak obiecałam - opublikuję je. Kolejny to Moja Granger zapraszam Was na niego 5 marca.
Jeszcze raz wybaczcie mi, że tak długo nie było tekstu.
Buziaki,
Charlotte
+ Cały czas można mnie znaleźć na Wschodzie słońca, teraz temu opowiadaniu dramione oddałam całe swoje serce.
***
Listopada 2000
Draco miał
wrażenie, że zaraz jego płuca zostaną rozsadzone przez nadmiar dymu i kurzu.
Nie mógł nabrać powietrza i ledwo stał na nogach, ale wciąż zawzięcie walczył.
Nie miał wyjścia. Niemieckie Ministerstwo zostało zaatakowane przez grupę
młodych śmierciożerców szukających zemsty za skazanie ich rodziców, starszego rodzeństwa
bądź dziadków. Pracownicy Ministerstwa byli niezwykle zaskoczeni: sądzono, że zostali
już złapani i osadzeni wszyscy przestępcy. Panował wielki chaos, na szczęście
udało się zgrabnie i szybko przeprowadzić ewakuacje nim śmierciożercy dostali
się na główne piętra.
Teraz wszyscy
aurorzy i odpowiednio wyszkoleni pracownicy tłoczyli się na głównym holu i
bronili dostępu do departamentów. Początkowo to aurorzy przegrywali, ale szybko
udało im się zyskać przewagę. Byli lepiej wyszkoleni i niejednokrotnie walczyli
już w takich akcjach. Mimo że młodszymi śmierciożercami dowodził jeden z
groźniejszych przestępców; Francuz Jean de Terre, którego celem było obalenie
Niemiec, a następnie ruszenie na Francje i Anglię, aurorzy mieli swoje wielkie
doświadczenie i dwóch niezwykle uzdolnionych czarodziejów: Hermionę Granger i
Draco Malfoya.
Niestety,
walka jak na razie nie chyliła się ku końcowi, nie po tym jak Jean de Terre rzucił
Szatańską Pożogę! Teraz płomienie trawiły budynek; pełzły po schodach,
ścianach, suficie i posadce. Nie ważne, kto stawał się ich ofiarą, siały
zniszczenie. Draco kaszlał głośno, ale nie poddawał się, wiedział, że zostało
jeszcze tylko kilku niedoświadczonych śmierciożerców, by walka skończyła się na
dobre. Kątem oka zaobserwował Hermionę pojedynkującą się z Jeanem, zacisnął
żeby i powstrzymał się przed ruszeniem w jej kierunku. Hermiona sobie poradzi,
przecież zawsze tak było.
–
Powstrzymujcie ogień! – wrzasnął do kilku młodszych aurorów.
Wiedział, że
tym młodziakom nie uda się poskromić płomieni, tylko potężny czarodziej może
zapanować nad pożogą, ale może dadzą radę oddzielić je od walczących. Rozejrzał
się uważnie, tylko on mógł ugasić ogień. Musiał się bardzo skupić. Zacisnął
powieki i wyciągnął różdżkę przed siebie. Wszystkie swoje myśli skierował na
jeden punku; szalejący ogień przed nim. Już po chwili poczuł jak ciepło
przenika przez jego ciało i płomienie liżą jego dłonie, ale nie parzą ich,
jedynie są mu całkowicie uległe. Po chwili z różdżki z Draco wystrzelił
błękitny promień wody. Spiętrzona fala uderzyła w płomienie i ugasiła je swoją
mocą. Otworzył oczy zadowolony, niestety nim udało mu się odwrócić ktoś rzucił
w niego zaklęciem.
Draco padł
nieprzytomny na ziemię.
***
Głowa bolała
go niemiłosiernie. Jęknął głośno, ale podniósł się z łóżka i spróbował
przypomnieć sobie wczorajszy dzień. Ktoś zaatakował go od tyłu. Prychnął
głośno, przeklęty tchórz, kimkolwiek on był…! Miał tylko nadzieję, że Hermionie
udało się pokonać Jeana de Terre.
Niespodziewanie
do pokoju wpadła jego matka. Uniósł brwi zaskoczony: Co ona robiła w Berlinie?
Wzruszając ramionami, spojrzał na nią pytająco. Wyglądała na przejętą, a
zarazem wściekłą.
– Jesteś
spóźniony do pracy, Draco! W dodatku w pierwszy dzień! – wrzasnęła na niego.
Draco mimowolnie się wzdrygnął.
– Mamo,
dzisiaj mamy sobotę… – Jęknął głośno. Przecież śmierciożercy zaatakowali
wczoraj, w piątek, prawda?
– Draco, co ty
powiesz pannie Granger! Szykuj się w tej chwili!
Wyszła z
pokoju z gracją. Draco wciąż wpatrywał się w drzwi z niezrozumieniem. W końcu z
lekkim ociąganiem spojrzał w kierunku zegara, była ósma pięćdziesiąt pięć, a
pracę zawsze rozpoczynał o dziewiątej… Coś było jednak nie tak! Sypialnia, w
której spał wyglądała zupełnie jak ta w Malfoy Manor, w dodatku była tutaj jego
matka… Jakim cudem znalazł się w Anglii?
Marszcząc
brwi, wstał z łóżka i podszedł do kalendarza stojącego na jego biurku. Podniósł
go i równie szybko upuścił na podłogę. Wskazywał dzień trzeciego stycznia
dwutysięcznego roku…
To niemożliwe
– pomyślał. Niemożliwe…
Spojrzał na
siebie i zorientował się, że ma na sobie ubrania, w których był w Niemieckim
Ministerstwie. Rzucił kilka zaklęć odświeżających i bardzo szybko zbiegł po
schodach na dół. Faktycznie znajdował się w Malfoy Manor…
– Który dziś
mamy? – spytał szeptem, gdy wpadł do jadalni.
Lucjusz
spojrzał na syna z niezrozumieniem i znów wrócił do czytania gazety. Jedynie Narcyza
pokręciła głową i spojrzała w oczy Draco z wyraźnym roztargnieniem.
– Rozumiem, że
się stresujesz, Draco, ale mógłbyś przestać zachowywać się tak dziwnie? I co ty
tu jeszcze robisz? Powinieneś już być w pracy!
– Który dziś
mamy? – Ponowił pytanie.
Narcyza
wzdychając, odpowiedziała:
–
Poniedziałek, trzeci stycznia…
Sztywno kiwnął
głową i przywołał do siebie długi, czarny płaszcz. Wyglądał w nim elegancko i
szykownie, w dodatku jego granatowa koszula i świetnie skrojony garnitur dodawały
mu tylko klasy. Czuł na sobie pełen dumy wzrok matki, zapewne była zadowolona z
jego stroju. Pokręcił głową i ruszył w kierunku kominka, by po chwili zniknąć w
płomieniach.
Miał to
szczęście, że na głównym holu panowały pustki, wszyscy byli już w swoich
departamentach i zabierali się do pracy. Draco, pełen napięcia, szedł w
kierunku Biura Aurorów i gabinetu Hermiony… Nie mógł uwierzyć… Dziś był trzeci
stycznia, pierwszy dzień jego pracy, jako aurora. Jeśli to była prawda, to
znaczy, że Hermiona nie jest jego dziewczyną. Dmitrij jest na wolności, bo nie
dopuścił się jeszcze upicia Miony amortencją, a śmierciożercy jeszcze nie
zaatakowali…
Merlinie,
przecież to wszystko jest niemożliwe… – myślał gorączkowo.
Na piętrze
panował przyjemny spokój, papierowe samolociki unosiły się nad głowami, a
zewsząd docierały do niego słabe odgłosy rozmów lub przewracania kartek.
Zaciągnął się zapachem świeżo zaparzonej kawy, który dotarł do jego nozdrzy, w
momencie, w którym stanął przed gabinetem Hermiony. Nie zdążył zapukać, bo
drzwi otworzyły się z rozmachem, a przed nim stanął Dmitrij.
– O, a pan do
kogo? – mruknął z wyczuwalnym akcentem.
Draco
zmarszczył brwi, o ile pamiętał dobrze, Rosjanin mówił płynnie po angielsku.
– Idź już,
Dmitrij… Malfoy! – Hermiona stanęła w drzwiach, wyglądała tak jak Draco ją
zapamiętał: olśniewająca i niezwykła. – W końcu raczyłeś się pojawić – warknęła
ze złością.
– Witaj, Herm…
Granger. Miło widzieć twoją śliczną buźkę – zacmokał i uśmiechnął się
sarkastycznie. Tylko na tyle było go stać, nie umiał wykrzesać z siebie nic
więcej: nie gdy spoglądała na niego takim palącym wzrokiem.
– Daj spokój i
wchodź.
Nie
zaszczyciła go już nawet jednym spojrzeniem tylko złapała za ramię i wciągnęła
do gabinetu przy okazji zatrzaskując drzwi Dmitrijowi przed nosem. Draco
westchnął: nie sądził, że będzie od nowa musiała walczyć o serce i
zainteresowanie Hermiony… Chociaż, może tym razem wszystko pójdzie prosto i
szybko? Przecież miał już w tym doświadczenie, już raz mu się udało! Mimo to
poczuł wielkie zrezygnowanie, jakim cudem cofnął się w czasie?
– Co będziemy
dziś robić, Granger? Powinienem przejść szkolenie, prawda? Kto je poprowadzi?
Chciał mieć
wszystkie formalności jak najszybciej z głowy. Musiał zająć się wieloma
sprawami, a przede wszystkim musiał skontaktować z Blaise’em. To było istne
szaleństwo. W dodatku jego głowę zaprzątała teraz jedna myśl: śmierciożercy
wciąż byli na wolności. Akcja, której przewodził z Hermioną jeszcze nie miała
miejsca.
Dziewczyna
wydawała się wyraźnie zaskoczona tak ochoczą postawą Draco, była niemal pewna,
że będzie za wszelką cenę utrudniał ich współpracę. Tymczasem on zdawał się
nawet nie zwracać na nią uwagi – był tak bardzo pogrążony w myślach! Nie
wiedzieć, czemu strasznie ją to zirytowało. Może i nie uważała siebie za
szczególnie urodziwą, ale nikt nigdy nie spoglądał na nią z taką obojętnością!
Nie, odkąd wypracowała sobie tak silną pozycję w Ministerstwie. Spojrzenie
wszystkich zawsze było przepełnione podziwem, szacunkiem i respektem, przywykła
już do tego, ale nie sądziła, że Malfoy będzie traktować ją z takim chłodnym
dystansem… Zacisnęła usta w wąską kreskę, co ją to w ogóle obchodziło?
– Przestaniesz
się już rozglądać? – zapytała ostrzej niż chciała i poczuła złość na samą
siebie.
Draco uniósł głowę
i zauważył wściekłe spojrzenie szefowej. Niemal zaśmiał się z zadowoleniem,
omal nie zapomniał, że Hermiona nie znosi, gdy jest ignorowana. Wzruszył
ramionami i uśmiechnął się do niej szelmowsko.
– Całkiem
ładne biuro, ale jego właścicielka jeszcze piękniejsza.
Mrugnął do
niej, ale ta tylko przewróciła oczyma. Mimo że jej postawa wyrażała wielką
determinację, by ignorować go na wszelkie możliwe sposoby, zauważył, że nerwowo
potarła nadgarstek, gdy wstawała. Jego uśmiech się poszerzył. Jak mógł być wcześniej
takim kretynem i nie zauważyć, że też na nią działa? Możliwe, że już wcześniej
byliby razem! Powstrzymał się przed westchnięciem. Teraz to nie miało
znaczenia, w końcu jakimś cudem wylądował ponownie w przeszłości, w której to,
co przeszedł z Hermioną nie miało i, możliwe, że nie będzie miało, miejsca.
– Wstawaj,
Malfoy. Zaczynamy twoje szkolenie od razu! – mruknęła.
Draco
posłusznie ruszył za nią, nie byłby sobą, gdyby nie spoglądał na jej tyłek. Ile
dałby, żeby móc znów przycisnąć jej ciało do swojego, zamknąć w ramionach i
nigdy nie wypuszczać.
– Kto mnie
będzie uczyć, Granger? – rzucił niezobowiązujące pytanie, gdy zrównał się z nią
krokiem. Miał nadzieję, że tym razem szkolenie zacznie się trochę później, ale
w sumie to i tak nie ma znaczenia… Im szybciej przydzielone zostanie mu jakieś
zajecie tym szybciej będzie mógł zając swoje myśli.
– Ja – odparła
swobodnie, ale Draco wyczuł w jej głosie wahanie.
Zatrzymał się
i spojrzał na nią w szoku.
– Ty?
– Tak, ja.
– Chyba
zwariowałaś?! – Zaśmiał się nerwowo.
Hermiona
odwróciła się w jego kierunku gwałtownie i spojrzała wyzywająco. Jej oczy
niemal krzyczały do niego: nie prowokuj mnie… Jednak on nie byłby sobą, gdyby
nie wyprowadził z równowagi swojej kochanej Hermiony. Uwielbiał patrzeć na płomienie
szalejące na jej twarzy i próbujące przejąć nad nią kontrolę.
– Sądzisz, że
nie będę dobrą nauczycielką, Malfoy? Czy może boisz się, że ktoś da ci tak
porządny wycisk, że zostanie po tobie tylko mała, nic nieznacząca plamka na
podłodze? – Ostatnie słowa niemal wypluła, jej głos ociekał jadem.
– Wręcz
przeciwnie, Granger… – wymruczał cicho i pochylił się nad nią. Mimo obcasów
wciąż była od niego niższa. – Boję się, że coś ci zrobię, a nie chciałbym, aby
to zgrabne ciało i piękna buźka były uszkodzone…
Zauważył jak
marszczy brwi i usłyszał jej prychnięcie. Był otumaniony jej bliskością, niemal
stykali się ciałami. Wystarczyłby krok, aby jego usta znalazły się na jej i
Draco z trudem hamował swoją chęć muśnięcia jej delikatnych, czerwonych warg. Niestety
szybko musiał oprzytomnieć, Hermiona nie zareagowała na jego bliskość tak jak
sobie to wyobrażał, wciąż pozostała oschła i zdystansowana.
– Zobaczymy,
kto zostanie uszkodzony – rzuciła Hermiona zjadliwym głosem.
– Zobaczymy… –
odparł zduszonym głosem. Czuł się zraniony, ale wiedział, że bezpodstawnie.
Hermiona nie miała pojęcia o ich zażyłej relacji, która miała kiedyś miejsce.
Hermiona szła pierwsza,
a zmarkotniały Draco podążał za nią krok w krok. Kilka razy przyśpieszył, by
sprawdzić, czy może na jej twarzy pojawiły się choć drobne oznaki tego, że ta
chwilowa bliskość jakoś na nią podziałała… Niestety, jedyne co zobaczył to
maskę profesjonalizmu i determinacji – tak znaną mu z wcześniejszych miesięcy. Miał
ochotę westchnąć z roztargnienia i złości… Źle to wszystko rozegrał, miał
nadzieję, że nie okazał przed Hermioną swojej słabości, bo jeśli tylko
dziewczyna rozpoznałaby jego uczucia, byłby na straconej pozycji: już nigdy nie
zdobyłby jej serca!
Weszli do
całkiem sporej sali treningowej. Draco rozpoznał to miejsce – tutaj odbywały
się zajęcia jego grupy prowadzone przez Moody’ego. Uśmiechnął się z lekko, może
jednak historia potoczy się podobnie?
– Więc, od
czego zaczynamy? – spytał.
Stanął na
środku pomieszczenia i zaczął bawić się różdżką. Hermiona machnięciem swojej
zmieniała ich stroje na bardziej wygodne. Tym sposobem Draco miał na sobie
luźną, szarą koszulkę i dresy, a ona wygodny podkoszulek i spodenki, które
podkreślały jej krągłości. Draco miał ochotę zagwizdać z wrażenia, i nie
chodziło mu o jej wygląd a zdolności. Czasami zapominał, że była tak dobra w
transmutacji.
– Złam mnie,
jeśli potrafisz – rzuciła i wystartowała.
Draco
uśmiechnął się szeroko. Hermiona nie wiedziała, że Draco już dawno miał trening
za sobą, przeszedł wszystkie szkolenia, a jego kondycja była doskonała. Nie
wiedziała też, że zdał egzaminy z wykładów i uczestniczył w większości ważniejszych
dla Biura Aurorów misjach. Bez trudu zaczął biec i już po chwili był obok niej.
Nawet, jeśli na jej twarz wpłynęło zaskoczenie od razu zostało zastąpione przez
irytację. Hermiona przyśpieszyła i teraz już nie truchtała, a biegła ile tylko
miała sił w płucach. Draco nie pozostawał jej dłużny, cały czas biegł z nią na
równi, ale w którymś momencie zapragnął pokazać jej, na co go stać i wyprzedził
ją. Było to całkiem łatwe, gdyż miał to szczęście, że jego nogi były dłuższe, a
więc odstępy, które pokonywał większe. Hermiona, aby dotrzymać mu kroku niemal
skakała, a i tak nie udało jej się wyprzedzić go przed metą.
Draco
przekroczył końcową linie i czekał zaledwie kilka chwil na Hermionę. Oboje byli
zdyszani i spoceni, ale na ustach Draco lśnił pełen satysfakcji uśmiech.
Hermiona jednak nie podzielała jego zadowolenia. Zacisnęła usta w wąską kreskę
i niechętnie pokiwała głową.
– Jak widzę
kondycję masz całkiem dobrą.
– Nie
zaprzeczę…
– Jestem
ciekawa jednak jak poradziłbyś sobie bez różdżki… – powiedziała z przebiegłym
uśmiechem.
Draco zaśmiał
się.
– Mam walczyć
wręcz? Może jeszcze mi powiesz, że z tobą, złotko?
– A dlaczego
nie?
– Ponieważ –
Draco zamyślił się. Ponieważ nieraz już to robiłem i wspominam to całkiem miło,
nie sądzę jednak, aby tobie się to teraz
spodobało… – Ponieważ, Granger, jestem mężczyzną, a ty drobniutką kobietką,
która mocna może i jest, ale w gadce i rzucaniu zaklęć… – oznajmił w końcu.
– Przekonajmy się.
Hermiona nie
ustępowała, a w jej oczach błyszczała determinacja. Draco jedynie westchnął i
pokręcił głową.
– Wolałbym
teraz poćwiczyć jeszcze trochę biegu. Nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie
uciekać.
Dziewczyna
spojrzała na niego badawczo, ale wzruszyła ramionami i ponownie ruszyła
truchtem. Draco dołączył do niej po chwili. Nie wiedział, ile czasu biegali,
ale pod koniec któregoś okrążenia z kolei czuł palący ból gardła i mięśni, a
jednocześnie wielką satysfakcję, że nie uległ pokusie, by pocałować te kuszące
usta. Przerwę spędzili w ciszy, zresztą jak całą resztę ćwiczeń. Draco dawał z
siebie wszystko, co potęgowało irytację dziewczyny, a jednocześnie ciekawiło ją
niezwykle. Chłopak sprawiał wrażenie dojrzalszego i jakby obcego? Był zupełnie
niepodobny do wcześniejszego siebie, na przykład tego, którego pamiętała z balu
w Ministerstwie.
– Jesteś
chory, Malfoy?
– Czemu tak
myślisz? – mruknął i przetarł czoło trzymanym ręcznikiem.
– Wydajesz się
jakiś nieswój…
– A co,
Granger? Tak dobrze mnie znasz, że zauważasz różnicę?
Hermiona tak
jak się spodziewał zmieszała się niezauważalnie i odwróciła głowę. Draco
uśmiechnął się półgębkiem.
– Do
zobaczenia jutro rano – rzuciła cicho Hermiona i nie patrząc na chłopaka
ruszyła w kierunku wyjścia.
***
Minął już tydzień odkąd Draco znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
Udało mu się spotkać parokrotnie z Blaise’em, ale przyjaciel tylko stwierdził,
że niemożliwe jest, aby znalazł się nagle z przyszłości w przeszłości i to bez
użycia zmieniacza czasu i biegającej wszędzie swojej starej, wiernej kopii.
Mimo to wydawał się przejęty, zwłaszcza gdy Draco zdradził mu fakty dotyczące
niego.
– Będę miał
jakąś gorącą laskę? No wiesz – Blaise poruszył sugestywnie brwiami – niezwykłą.
– Och, Rose
jest niezwykła, ale w swojej złośliwości! – Zaśmiał się Draco.
– Co masz na
myśli?
– Twoja
dziewczyna będzie rudą, pełną seksapilu kobietą z paskudnym charakterem, ale –
z tego, co mi opowiadałeś – wnioskuję, że w łóżku jest niezwykła…
Blaise
początkowo zmarszczył brwi, ale zaraz potem wybuchł gromkim śmiechem i zamówił
sobie kolejną szklaneczkę whisky.
– To mi
wystarczy.
Od tamtej pory
wydawał się jedynie pewniejszy siebie i nieustannie starał się poderwać jakąś
rudą dziewczynę. Draco przyglądał się temu z powątpiewaniem i zrezygnowaniem. Był
coraz bardziej zmartwiony – nie miał prawa przebywać w tym świecie! Powinien
wrócić do swojego, w przyszłości. Westchnął przeciągle i rozejrzał się uważnie
po sali. Uczestniczył w wykładzie, tym samym, w którym już kiedyś brał udział.
Nie miał nawet siły na aktywne uczestnictwo w zajęciach, całą noc spędził na
przeszukiwaniu dzienników, które mogły mu się przydać – szukał, czy ktoś cofnął
się tak daleko w przeszłość i jakim sposobem. Ostatnim, co pamiętał była bitwa
w Niemieckim Ministerstwie i promień zaklęcia oszałamiającego mknący w jego
kierunku. Nie miał nawet możliwości uchylić się przed mknącym urokiem gdyż
walczył z płomieniami Szatańskiej Pożogi – był na straconej pozycji.
Westchnął
ponownie i udał, że notuje słowa starszego aurora. Nie rozumiał, po co w ogóle
Hermiona go tu wysłała. W ubiegłym tygodniu udowodnił jej niejednokrotnie, że
jest doskonale przygotowany do tego, by przejąć całkowicie obowiązki Weasleya. Uśmiechnął
się na wspomnienie ich ostatniej potyczki słownej.
– Nie musisz
mnie tak pilnować, Granger – rzucił. Już przyzwyczaił się, że znów jest
zmuszony mówić do niej po nazwisku. Choć nie raz jej imię cisnęło się na jego
usta, tęsknił za tym z jaką łatwością je wymawiał.
– Wolałabym, żebyś się nie zabił, Malfoy –
mruknęła, nawet na niego nie patrząc, była całkowicie skupiona na przeglądanych
papierach.
– Polubiłaś
mnie?
– Lubię swoją
pracę, a to wystarczający powód.
Nie zaszczyciła
go nawet jednym spojrzeniem, gdy dłonią wskazała mu drzwi. Był wówczas wściekły
i nie interesowało go to, ze wyraźnie, chce by opuścił jej gabinet. Nie myślał
nad tym, co robi: podszedł do jej biurka, wyjął jej z rąk pergaminy i pochylił
nad jej drobnym ciałem. Dopiero wówczas uniosła na niego swoje spojrzenie, a w
jej czekoladowych oczach igrało rozbawienie. Draco miał ochotę przekląć sam
siebie za to, że dał się sprowokować. Mimo wyraźnej złości, uśmiechnął się
szelmowsko i odchylając z jej twarzy brązowy lok, odezwał się niskim głosem.
– Okłamujesz
samą siebie.
Nie da się
opisać zaskoczenia, które malowało się na jej twarzy, ale szok, jaki wywołała u
niego swoją odpowiedzią był jeszcze większy.
– Może…
Ich relacja
była specyficzna. Zdecydowanie dziwniejsza niż wcześniej. Hermiona wyraźnie
podchodziła do niego z dystansem, co było niezwykle dostrzegalne i sprawiało,
że Draco zadawał jedno, ważne pytanie: dlaczego? Co powodowało u niej takie, a
nie inne zachowanie?
Zajęcia
skończyły się szybko i Draco, jako pierwszy wybiegł z sali wykładowczej. Kilku
innych czarodziejów szkolących się na aurorów pomknęło za nim wzrokiem, ale
nikt nie zawołał za nim. Każdy wiedział, że jest tutaj tylko ze względu na
kaprys szefostwa, dlatego że jego umiejętności nie wymagały szkolenia. Nawet
nauczyciele stwierdzili, że mógłby od zaraz, tak jak stoi, zostać wysłanym na
misję i dałby sobie radę. Draco w takich chwilach uśmiechał się z zadowoleniem,
pewnie, że dałby sobie radę, w końcu już niejednokrotnie w takiej misji
uczestniczył.
– No proszę –
zacmokał Draco. Tuż za rogiem stała Hermiona w towarzystwie Dmitrija. Z trudem
powstrzymał się przed zaciśnięciem dłoni w pięści.
– Witaj,
Malfoy – rzuciła Hermiona nawet na niego nie spoglądając. Wydawała się być
zafascynowana Rosjaninem.
Draco
zmarszczył brwi.
– Nie
przedstawisz nas sobie? – Wskazał na siebie i Dmitrija. Widząc, że kobieta nie
ma najmniejszego zamiaru zwracać na niego uwagi, sam wyciągnął dłoń w kierunku
mężczyzny. – Draco Malfoy.
– Dmitrij
Iwaszkov, chłopak Hermiony – powiedział z szerokim uśmiechem.
Draco niemal
zachłysnął się powietrzem, jednak nie dał po sobie poznać, jak słowa Dmitrija wpłynęły
na niego. Wydął lekko usta w geście, który miał przypominać rozbawienie i
uważnie przyjrzał się Rosjaninowi, jakby sprawdzał czy to możliwe, że Hermiona
byłaby z kimś takim. Dmitrij wyraźnie się spiął.
– Jak długo
się spotykacie? Hermiona nie miała okazji się pochwalić i zastanawiam się, co
mogło być tego powodem… – Zaśmiał się sarkastycznie i rzucił wyzywające
spojrzenie Hermionie.
– Nie sądzę,
aby to była twoja sprawa, Malfoy – mruknęła Hermiona, ale Dmitrij już zaczął
opowiadać.
– Od dwóch
tygodni! I to wszystko dzięki tobie, przyjacielu. Gdybyś nie spóźnił się do
pracy, nie mógłbym wpaść do Hermiony i zaprosić jej na kawę, a na kawie nie
mógłbym zaproponować jej randki. Na dobrą sprawę pomogłeś nam się zejść.
Nie ma słów,
które opisałyby teraz minę Draco. Na jego twarzy mieszała się frustracja, złość
i nieokiełznany żal. Uświadomił sobie, że gdyby w tej innej rzeczywistości
spóźnił się pierwszego dnia do pracy teraz najpewniej wszystko potoczyłoby się
tak jak w tym przypadku: Hermiona związałaby się z Dmitrijem! Westchnął
przeciągle, a na jego usta znów wpłynął uśmiech rozbawienie.
– Cóż,
pozostaje mi życzyć ci powodzenia: Granger to wyjątkowo trudna do okiełznania
istotka – zacmokał i ruszył w kierunku wyjścia. Jak na dziś miał dosyć.
Nie wiedział
jak to się stało, że znalazł się w jednym z lokali, do których często
przychodził z Blaise’em, a później i Potterem. Zamówił sobie szklaneczkę
najmocniejszego trunku i zaczął upijać się w swoich smutkach. Nie mógł
uwierzyć, że Hermiona związała się z Dmitrijem! Westchnął z głową opartą o
blat. Tragedia!
– Dziewczyna
pana rzuciła? – zagadnął barman, przecierając szklaneczki i ustawiając je w
równym rządku na półkach.
Draco tylko
pokręcił głową, ale odezwał się zdławionym głosem.
– Gorzej, w
ogóle nie byliśmy razem…
– Racja, to
najbardziej boli. – Zaśmiał się. – Wzięła bogatszego?
Draco uniósł
głowę z oburzeniem. Czy on wyglądał na biednego? Spojrzał na siebie; doskonale
skrojony garnitur, włosy w eleganckim nieładzie i olśniewający uśmiech! Jak
ktoś mógłby pomyśleć, że nie jest bogaty?
– Problem jest
taki, że to ja jestem bogatszy… – wysyczał zjadliwie.
Barman
wzruszył ramionami, jakby powątpiewając. Widząc to, Draco rzucił mu pod nos
pieniądze i z godnością oddalił się od baru kierunku wyjścia. Jest Malfoyem do
cholery! Nie podda się bez walki; już raz zdobył serce Granger, nic nie stoi na
przeszkodzie żeby zrobił to kolejny raz!
***
Poniedziałek
zaczął się dla Draco doskonale. Wziął orzeźwiający prysznic, ubrał się i ułożył
swoje włosy. Z zadowoleniem zauważył, że wygląda perfekcyjnie! Perfekcyjnie…!
– O, dla kogo
to? – szepnęła jego matka, gdy zobaczyła, że w rękach Draco trzyma wielki
bukiet róż.
– Dla pewnej
wyjątkowej dziewczyny! – mruknął Draco i uśmiechnął się szeroko.
– Dla panny
Greengrass? Pytała o ciebie ostatnio…
– Nie, to dla
kogoś innego! A w ogóle, która o mnie pytała? – zapytał wyraźnie
zainteresowany. W jego umyśle pojawił się obraz dwóch pięknych brunetek o
zielonych oczach i bystrych umysłach. Uśmiechnął się; zawsze jakoś bardziej
ciągnęło go do Astorii.
– Obie –
odparła Narcyza, a uśmiech Draco poszerzył się jeszcze bardziej.
W gabinecie
Hermiony jak zwykle panował ład i porządek. Draco westchnął i włożył bukiet do
wazonu, a ten ustawił na biurku dziewczyny. Hermiony jeszcze nie było, dlatego Draco
z zadowoleniem zajął jeden z foteli i uśmiechnął się: zaskoczy ją swoją
wcześniejszą obecnością.
– Dmitrij, daj
spokój. Zobaczymy się później – mruknęła Hermiona.
Draco poderwał
się z miejsca i spojrzał na nią. Opierała się o drzwi i wyraźnie starała się
zatrzasnąć je mężczyźnie przed nosem, ten jednak nie dawał za wygraną.
– Pa, kochanie
– mruknął Dmitrij i pochylił się, by pocałować Granger. Draco miał wrażenie, że
zaraz rozsadzi go od wewnątrz.
– Pa. –
Westchnęła i z ulgą zamknęła drzwi, aż podskoczyła, gdy zobaczyła poerającego
się o jej biurko Malfoya z bukietem róż przed sobą i szelmowskim uśmiechem.
– Chciałem cię
przeprosić, za te wcześniejsze lata. Teraz jesteśmy dorośli i moglibyśmy zacząć
od nowa naszą znajomość.
Hermiona spojrzała
na niego sceptycznie i pokręciła głową.
– Jasne,
Malfoy – rzuciła. Nawet nie spojrzała na bukiet w jego dłoniach.
***
Wtorek zapowiadał
się dla Draco wyśmienicie. Hermiona przywitała go względnie ciepłym uśmiechem i
nie rzucała mu złowrogich spojrzeń. Miał jednak dziwne wrażenie, że powodem jej
dobrego humoru była Rosjanin wychodzący z jej gabinetu na dosłownie kilka minut
przed przyjściem Draco.
– Co powiesz
na lunch? – spytał Draco. Niedawno skończyli wspólny trening, w czasie którego
Hermiona zdawała się być nawet miła dla niego.
– Przykro mi,
jestem już umówiona z Dmitrijem.
Draco myślał,
że wybuchnie ze złości.
***
Środa i
czwartek minęły Draco całkiem dobrze. Hermiona nie skakał mu do gardła, co było
wielkim plusem. Piątek jednak zdawał się być dla Draco koszmarny.
– Granger… –
zagadnął. Nie zamierzał się poddawać, nie mógł. – Masz jakieś plany na dzisiaj?
Hermiona
uniosła zaskoczona głowę znad sprawozdania, które czytała. Zmarszczyła brwi i
westchnęła głośno. Sprawiała wrażenie wyraźnie niezadowolonej z pytania
chłopaka. Draco opuściła cała pewność siebie, stał przed kobietą z napięciem
wymalowanym na twarzy.
– O co znów
chodzi, Malfoy?
– Miałabyś
ochotę na kolację? Wiesz, takie niezobowiązujące spotkanie… – plątał się w
swoich słowach, a Hermiona tylko wydęła usta i pokręciła głową.
– Przykro mi,
mam plany.
***
Draco siedział
w tym samym lokalu, co tydzień temu. Co więcej obsługiwał go ten sam barman,
który ostatnio go sprowokował.
– I co,
kolejny raz dała panu kosza? – Głos barmana ociekał drwiną.
– A co? Nie
masz swojego życia? – rzuciła wściekły Draco i jak ostatnio rzucił pieniądze na
blat przed barmanem. Tym razem nie zostawił napiwku.
***
Minął kolejny
tydzień, a Draco przez cały ten czas chodził spięty. Wszelkie jego próby
rozkochania w sobie Hermiony kończyły się niepowodzeniem. Teraz siedział w
gabinecie dziewczyny i przyglądał się jak notowała coś na pergaminie. W końcu
nie mógł wytrzymać i odezwał się zdławionym głosem:
– Czy ty i
Dmitrij to coś poważnego?
Uniosła
zaskoczona głowę i zmarszczyła brwi. Widząc jego zapalczywe spojrzenie i spiętą
sylwetkę, odezwała się znudzonym głosem.
– Wydaje mi
się, że tak.
Draco zemdlał
ze świadomością, że stracił dziewczynę swojego życia.
***
– Draco? –
Hermiona potrząsnęła chłopakiem. – Draco, idioto!
Docierały do
niego tylko skrawki wołania. Czuł, że ktoś trzyma go za ramię i potrząsa nim z
wyraźną frustracją. Otworzył oczy powoli i, tak jak się spodziewał, jego oczy
zaczęły łzawić o nadmiaru promieni.
– Gdzie ja
jestem – wychrypiał.
– O, całe
szczęście… – Hermiona oparła głowę na jego torsie. – Ten oszałamiacz nie był
jednak tak mocny jak de Terre sądził.
– De Terre? –
Poderwał się gwałtownie z miejsca mimo zawrotów głowy i porwał w ramiona zaskoczoną
Hermionę. – Merlinie, Herm, jak ja cię kocham!
Zmieszani
aurorzy, którzy zebrali się wokół Draco i Hermiony teraz wycofali się i zaczęli
oglądać zniszczenia głównego holu Ministerstwa.
– Co się
stało? – spytała zaskoczona.
– Wyjaśnię ci
wszystko, tylko najpierw muszę coś zrobić. – Złapał jej twarz w obie dłonie i
złożył na jej ustach mocny pocałunek. Jak stęsknił się za tym delikatnym
dotykiem. Jedno było pewne; nigdy nigdzie się nie spóźni. Teraz już wie, jak
wiele można przez to stracić.
Mi do szczęścia wiele nie trzeba, ale zupełnie nie rozumiem czym sie tak martwisz. Opowiadanie jest na tak samo wysokim poziomie jak zawsze. Delikatne, cudowne, sprawia, ze sie uśmiecham. Powiem Ci, że zdecydowanie warto było na nie czekać <3
OdpowiedzUsuń~Mad
Dziękuję! :* Poczułam wielką ulgę, gdy przeczytałam, że dodatek się spodobał! <3
UsuńNie mam pojęcia co Ci przeszkadzało w tym dodatku, jest tak samo świetny jak każdy poprzedni tekst ^^
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie zwątpiłam czy Draco wróci do swojej rzeczywistości...
Czekam na kolejny dodatek i weny :*
~gwiazdeczka
Cieszę się, że jednak przypadł do gustu! :* Dziękuję za ciepłe słowa! <3
UsuńCo by było gdyby? Dobrze, że tak nie było. Ale idealnie wprowadziles czytelnika w nastrój jakby to się potoczyło.
OdpowiedzUsuńNapisałaś bardzo ciekawie, chodź nie rumiem co ci się w nim nie podobało.
Tekst jest delikatny i subtelny.
Czekam na następny dodatek i rozdział Wschodu Słońca.
Pozdrawiam
Re(Beca)