niedziela, 5 czerwca 2016

Dorwać śmierciożercę, cz. 1

Cześć, kochani!
Przychodzę do Was z nowym dodatkiem, obiecanym „Dorwać śmierciożercę”. Dziś, co prawda pojawia się część pierwsza. Nie jest ona długa, wręcz przeciwnie, gdyż jest to taki wstęp. Najpewniej dodatków związanych z tymi wydarzeniami będzie trzy. Kolejne dwa będą dość długie, więc się nie przejmujcie! :D
Dziękuję serdecznie za komentarze pod dodatkiem „Malfoy&Granger”. To właśnie osobom, które poświęciły swój czas na napisanie tych kilku słów, a więc Arcanum Felis, Gwiazdeczce 21, Ivie Nerda, Zuzannie Pizun, Âri Tié i BiBi Black dedykuję ten dodatek! Dziękuję Wam jeszcze raz!
Oczywiście zachęcam do komentowania; bo pamiętajcie – Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna.
Kolejna cześć pojawi się w dniach od 16 czerwca.
Nie przedłużając, zapraszam serdecznie do czytania :)
Buziaki,
Charlotte
PS. - Osoby, które jeszcze nie czytały Dodatku 2, zapraszam TUTAJ :D

***

Dorwać śmierciożercę: nadejście

 30 stycznia 2000r., godzina 8.30,  biuro H. Granger
- Pani Granger, przepraszam, że tak wcześnie przeszkadzam, ale… - Sekretarka Ministra Magii, młodziutka Amber Harris zarumieniła się niczym dojrzała piwonia. Niecodziennie, bowiem widzi się Postrach Ministerstwa, siedzący na kolanach Ciacha Ministerstwa…!!! W jednym momencie Amber zrobiło się głupio, w drugim poczuła rozpacz, a już na końcu całe jej ciało wypełniła mieszanka gotowa w każdej chwili wybuchnąć. Największa plotka całego Ministerstwa Magii potwierdziła się, jej obawy były uzasadnione: Draco Malfoy autentycznie związał się z Hermioną Granger. Co ona biedna teraz pocznie? Aż skrzywiła się widząc pełne zmieszania, ale i surowe spojrzenie viceszefowej Biura Aurorów.  Mimo to w głowie wciąż dudniła jej jedna myśl: Draco już nigdy nie będzie jej…
- Co się stało, Amber? – zapytała uprzejmym głosem Hermiona. Sekretarka zagryzła wargi, ale po chwili wpłynął na nie delikatny uśmiech. Jednak jej dłonie wciąż pozostawały mocno zaciśnięte na teczce. – Musiałaś mieć naprawdę pilną sprawę, skoro wtargnęłaś tutaj bez pukania.
- I kultury – wtrącił cicho Draco, a następnie odchrząknął znacząco.
- Przepraszam, pani Granger. – Schyliła głowę w geście skruchy. Nawet nie spojrzała na Draco. – Minister prosił, abym pilnie przekazała pani pewne dokumenty i poinformowała o ważnej naradzie dziś wieczorem. Mają zjawić się na niej ważne osobistości, między innymi Ministrowie Magii z Francji, Rosji i Niemiec.
Hermiona zastanowiła się chwilę, a następnie skinęła ręką, aby Amber podeszła do biurka i to tam zostawiła wszystkie dokumenty. Sama zaś skierowała się do jednego z regałów i ze skupieniem przyglądała się pozytywce, zdobionej różanymi wzorami. Zupełnie od niechcenia przekręciła kluczyk, tak, aby pozytywka zaczęła grać. Niestety nie wydobył się żaden dźwięk. Hermiona westchnęła głośno.
- Nie działa, a ma tak piękną melodię, cóż, szkoda, że jej nie usłyszysz, Amber. – Panna Harris wyglądała na zdezorientowaną, ale kiwnęła głową i żegnając się cicho, wyszła z gabinetu.
Dosłownie kilka minut później dało się słyszeć delikatną, przyjemną melodię pozytywki.

***

Około godziny 12.00
Ulice Londynu były dziś wyjątkowo zatłoczone. Śpieszyła się, więc nic dziwnego, że mozolny krok przechodniów irytował ją ogromnie. Zdenerwowana poprawiła kołnierzyk płaszcza i przyśpieszyła, starając się umiejętnie omijać wszystkie osoby. Niestety pewien młody mężczyzna potrącił ją i omal nie straciła równowagi.
- Przepraszam panią – mruknął, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Prychnęła zdegustowana i ruszyła dalej.
Wszystko szło dziś nie po jej myśli. Najpierw dostała sowę od dyrektorki Hogwartu: Allison znów narozrabiała! Tym razem wraz z Astorią Greengrass rozzłościła hogwarcką ośmiornicę, tak, że zaatakowała ona Romildę Vane, koleżankę z roku dziewcząt! Doprawdy, Allison stwarzała jej same problemy, w dodatku narażała na szwank jej dobre imię i pozycję.
Pokręciła nerwowo głową, już ona się rozprawi z tym dziewuszyskiem, niech no tylko przyślę list z prośbą o galeony. Z uśmiechem skręciła w jedną z ciemnych uliczek. Z kieszeni płaszcza wyjęła różdżkę w celu teleportacji, jednak nagle została obezwładniona. Różdżka została jej odebrana, a jej ciało przeszył niewyobrażalny ból.  Silne zaklęcie wiązało jej nogi i ręce. Nie mogła krzyczeć, nie mogła się ruszyć, nic nie widziała. Usłyszała głośny śmiech, a potem uderzona potężnym czarem zemdlała.
Nikt nie zauważył zajścia, mimo że Londyn był dziś wyjątkowo zatłoczony.  

***

Około godziny 17.00
- Cześć, Blaise. – Rose niespodziewanie wpadła do jego gabinetu. Zaskoczony uniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. 
- Rosiczka – zaakcentował – nareszcie przyszłaś. Już myślałem, że ci się znudziłem.
- Nie zaczynaj, Blaise. – Zagroziła mu palcem, zupełnie oburzona. Z głośnym prychnięciem usiadła na fotelu naprzeciwko niego.
- Ale ja jeszcze nawet nie zacząłem zaczynać. – Mrugnął i przymilnie pochylił się w jej kierunku. – Czemu nie dostałem jeszcze buziaka, co?
- Bo nie zasłużyłeś? – odparła równie słodkim głosem.
- No, bez przesady. W ogóle, odnoszę wrażenie, że jesteś w stosunku do mnie zbyt oschła. – Skrzyżował ręce i opuścił głowę, udając głęboki smutek. – Ja potrzebuję czułości, wyrozumiałości, a przede wszystkim… - Podniósł głowę, by spojrzeć jej głęboko w oczy. Jedną z dłoni położył na jej. Westchnął smutno. – A przede wszystkim tego ciasta, które przyniosłaś.
Roześmiała się głośno i postawiła plastikowy pojemnik na biurku. Oczy Blaise pojaśniały, gdy zobaczył tiramisu. Z błogim uśmiechem odchylił wieczko i zaciągnął się zapachem.
- Jesteś gorszy niż pani Malfoy. – Co było nie lada wyczynem, wręcz niemożliwym? Nagle przed oczami zobaczyła panią Malfoy rzucającą się na ostatniego pączka. Całe szczęście, że stała wtedy w odpowiedniej odległości inaczej zostałaby zadeptana na śmierć!
- Nikt nie jest gorszy od ciotki Cyzii. Ja po prostu, jako jej chrześniak, staram się jej dorównać. Cukrożercą zawsze pozostanie ona.
- Tak, dobre określenie. – Ukroiła sobie kawałek ciasta i zaczęła delektować smakiem.
- Co nie zmienia faktu, że uwielbiam tiramisu. Czuję do niej to samo, co ciocia Cyzia czuje do szarlotek: niezmienną i wielką miłość – odparł jak gdyby nigdy nic.
- Mhm…
- A ty, Rose? Jaki jest twój ulubiony słodki przysmak? Taki, przez który stajesz się cukrożercą? – zapytał z uśmiechem. Był bardzo ciekaw, wciąż uważał, że wie zbyt mało o Rose, co było niedopuszczalne!!! On musiał wiedzieć wszystko…
- Mhm, uwielbiam flan pâtissier. – Blaise pierwszy raz słyszał jak mówi coś po francusku! Mimo, że była rdzenną francuską jej brytyjski akcent był tak doskonały, że całkowicie zapomniał, że ona nie jest Angielką!
Otrząsnął się z szoku i ignorując ironiczny uśmiech Rose zapytał się, co to jest to flo coś tam…
- Nie flo coś tam, a flan pâtissier, francuski jest łatwy, uwierz mi.
- Wolę włoski – mruknął urażony. Pomimo wielokrotnych prób nauczenia się francuskiego nigdy mu się to nie udało, jego nauczyciele załamywali ręce na okrągło powtarzając, że Blaise „nie czuje tego języka”. Ale nie martwił się tym, gdyż świetnie mówił między innymi w niemieckim i włoskim.
- Mówisz po włosku?
- No jasne, że tak, a najlepiej wychodzi mi liczenie…
- Tak?
- No tak, słuchaj: jeden włosek, dwa włoski, trzy włoski. – Uderzyła go w ramię, a on zaśmiał się głośno.
- Nie odpowiedziałaś mi, co to za danie, które tak lubisz? Nie często przebywałem we Francji, moja rodzina utrzymywała bliskie kontakty głównie z włoskimi rodami czarodziejów.
Oparł się wygodniej o fotel i zaczął ją obserwować z uśmiechem. Jej oczy błyszczały, a rude włosy były roztrzepane i poskręcane w sprężynki. Na dworze musiała być duża mgła i zapewne zbliżała się jakaś śnieżyca. Nie był tym faktem w ogóle zaskoczony, nad Londynem od kilku dni zbierały się czarne chmury.
- To tradycyjne francuskie danie. Tarta z kremem zapiekana na kruchym cieście. Przepyszna z bitą śmietaną! – Zastanawiała się chwilę, by dodać: – To coś w stylu waszej tarty z kremem angielskim, tylko znacznie lepsze. 
- Lepsze? Chyba żartujesz?!
- Nie, jestem w pełni poważna.
Już chciał rzucić jej ciętą ripostę, gdy do gabinetu wpadł zdyszany i zarazem blady niczym kreda pielęgniarz.
- Doktorze Zabini, jest pan pilnie potrzebny, sytuacja jest krytyczna! – Mężczyzna prawie wrzasnął, jego ręce trzęsły się i były całe we krwi.  Zabini, nie bacząc na Rose, wstał szybko z fotela i biegiem ruszył w stronę drzwi, po drodze chwytając jeszcze fartuch. Rose poszła jego śladem, zaciekawiona i zdezorientowana zarazem.
- Oh, Merlinie! – westchnęła Rose i oparła się o futrynę. Jej oczom ukazały się ciała, co najmniej piętnastu osób. Wszystkie miały ślady czarnomagicznych klątw i na każdym widniał wyryty, zakrwawiony napis: nadchodzimy.

***

Godzina 20.00
Hermiona krążyła po sali konferencyjnej przyglądając się uważnie każdej osobie. Zarówno Draco, Harry jak i Minister Magii przyglądali się jej z zaciekawieniem, zaś pozostali uczestnicy narady z zdezorientowaniem i roztargnieniem, wyczekując rozpoczęcia spotkania, które ona z takim spokojem opóźniała.
- Może pani usiądzie, panno Granger – powiedział złośliwie Gregory Fary, szef brytyjskiego Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
- A może pan przestanie w końcu odzywać się nieproszonym, panie Fray? – spytał Draco uprzejmym, ale pełnym jadu głosem.
Hermiona zignorowała ich i dalej przechadzała się po pomieszczeniu. W końcu zatrzymała się przed obrazem przedstawiającym czarodzieja z wyciągniętą lunetą. Obraz nie był nawiedzany przez ducha, był jedynie wymysłem jakiegoś artysty. Uśmiechnęła się lekko w jego kierunku i przekrzywiła głowę.
- Nie sądzicie, mili państwo, że piękny jest ten malunek? – zapytała delikatnie wodząc palcem po obiektywie lunety. – Taki niecodzienny i zarazem pospolity, co o nim sadzisz, Amber?
- Jest zwyczajny, pani Granger.
- Nie, nie – zaprzeczyła Hermiona. – On kryje w sobie tajemnicę, magię! – powiedziała z błyskiem w oku. – Jest tak przepełniony magią jak melodia z moje pozytywki, wciąż ubolewam nad tym, że niedane ci było jej wysłuchać.
Minister Magii i Harry wymienili się spojrzeniami. Hermiona jednak kontynuowała.
- Szkoda, bo nie wiem, kiedy ponownie będziesz miała taką okazję, możliwe, że nigdy…
- Przepraszam, że przerywam, Hermiono – odezwał się niespodziewanie Kingsley Shacklebolt – ale mam pewną prośbę do panny Harris. Otóż ostatnio zarządza Klubu Gargulkowego wysłał mi sprawozdanie finansowe i zupełnie wyleciało mi to z głowy, czy mogłabyś je przeanalizować? Mam jutro spotkanie z panem Magementem i nie chcę wyjść na głupca nieorientującego się w wydatkach Klubu! – Uśmiechnął się niepewnie. – Proszę, panno Harris to nadzwyczaj ważne.
- Czemu nie jestem zdziwiona, Kingsley! Jesteś taki roztargniony! – Roześmiała się głośno Laura Gemme, Francuska Minister Magii.
- On już taki zawsze pozostanie, Lauro – mruknął jej doradca, Pierre La Vie. Zarówno Pierre jak i Laura byli dobrymi znajomymi Kingsleya jeszcze z czasów młodości, kiedy to ich rodziny utrzymywały ze sobą bliskie kontakty.
Uśmiech Kingsleya poszerzył się i stał się śmielszy. Pewniej patrzył na swoją sekretarkę, która z ociąganiem wstała ze swojego miejsca.
- Oczywiście, pani Ministrze. Postaram się dokładnie przejrzeć wszystkie dokumenty. – Amber kiwnęła lekko głową i mozolnie ruszyła w kierunku drzwi. Gdy zamknęła je za sobą na sali zapanowała cisza. W końcu przerwała ją Hermiona, odzywając się swobodnym głosem.
- Czy ktoś jeszcze sądzi, że ten obraz marnuje się tutaj? Nie? Cóż, szkoda, pozwólcie proszę, że przeteleportuję go do swojego gabinetu. – Delikatnie machnęła różdżką w górą, a potem w lewo, a obraz niespodziewanie zamienił się pył.
- O, Morgano! – krzyknęła zaskoczona Laura.
- Och, złe zaklęcie. No cóż, żal obrazu, ale trzeba żyć dalej. – Hermiona wzruszyła ramionami, ale bez jakiejkolwiek skruchy, wręcz przeciwnie z ogromnym zadowoleniem. – Skoro wszystkie czynniki mogące w jakikolwiek sposób przerwać nasze zebranie zostały już usunięte, może zaczniemy?
Minister Magii chrząknął znacząco.
- Niestety, mam państwu do przekazania wiadomość mrożącą krew w żyłach, otóż… - zawahał się i spojrzał na wszystkim z niepewnością.
- Oni nadchodzą… – powiedziała za Kingsleya Hermiona, głosem wypranym z emocji, owianym grozą.

CDN

18 komentarzy:

  1. Po pierwsze: dziękuję za dedykację <3 Jest mi niezmiernie miło :)
    Po drugie: Bardzo mi się podobała ta część. Ma w sobie coś tajemniczego, ciekawego, coś takiego wow (wiesz co mam na myśli :D) Pierwsza scena perfekcyjna. Hermiona nieźle załatwiła sekretarkę ministra ;)
    Kolejną część mogłabyś mi wyjaśnić, bo nie ogarniam o kogo chodzi ^^
    Blaise i Rose uwielbiam kocham wielbię <3 nic dodać nic ująć.
    Zadziwiająca jest ta zdolność Hermiony do przewidywania tego co się stanie ale oczywiście czekam na więcej!
    życzę weny i czasu
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    PS. Dziękuję za odwiedziny na MM :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co dziękować :D Druga scena z tej części wyjaśni si już w następnej części. :D Oczywiście wszytko miało być takie tajemnicze, a nawet powiem Ci, że to tutaj, to tylko wstęp, planuję wszystkich zaskoczyć i namieszać, oj namieszać! :D
      Dziękuję za opinię! :*

      Usuń
  2. Dziękuję za dedykację! :D
    Super część - podoba mi się Twój styl, jest pełen takiej słodko-gorzkiej złośliwości. Rzadko kiedy spotykam się z czymś takim, więc jestem zadowolona :D
    Do zobaczenia 10, 11 albo 12 czerwca

    OdpowiedzUsuń
  3. Amber... pożegnanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. hejo hejoooo :D
    Dziękuję za dedykację :) Me serce się raduję :D
    no powiem szczerze, że dość tajemniczo nam się zrobiło za sprawą tej części... W pierwszej chwili myślałam, że bd chodziło o naszego kochanego Dracze, w końcu kiedyś tam był po ciemnej stronie mocy :p Jednak fakt, że nadal pozostaje tym dobrym, co więcej jest w związku z Herm zupełnie mi to wynagrodził! Oby tak dalej :D
    O zgrozo, te wszystkie ciała z napisami... brrr. Co jak co, ale umiesz zarysować mroczną atmosferę, czyli notabene zrobić coś, czego ja nigdy nie potrafiłam :D
    weny życzę!
    Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dziękuję bardzo, ale mrocznie to się dopiero zrobi! To tutaj, to malutki zalążek tego, co mam w planach :D Jeszcze raz dziękuję! :*

      Usuń
  5. Dziękuję za dedykację. Miniaturka genialna. Czekam na następną część. Wełny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być weny. Chrzaniona autokorekta

      Usuń
    2. Cóż, wełna też się przyda! :D W końcu przecież przyjdzie zima, prawda :D :D? Dziękuję serdecznie! :*

      Usuń
  6. Przeczytałam całego twojego bloga! Jest wspaniały! Dawno się tak na niczym nie śmiałam :). Dodaj szybko jakiś nowy dodatek bo nie mogę się doczekać! :)
    A i zapraszam Cię na bloga mojego i mojej przyjaciółki: tylkomiloscprzetrwawojne.blogspot.com (mam nadzieje ze przeczytasz to co narazić opublikowaliśmy i Ci się spodoba)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super dodatek! Sorki, że wtedy nie skomentowałam. Jestem na wycieczce, więc nie mam czasu na komentowanie. To jeszcze raz super :)
    Weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dziękuję za dedykację, jest mi bardzo miło :*
    Dodatek świetny, uwielbiam wszystko co napiszesz ^^
    Czekam na kolejny i weeny!
    ~gwiazdeczka
    PS przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej,byłam na wycieczce i dałam radę tylko przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Ci z całego serducha dziękuję za czas poświęcony czytaniu i komentowaniu! :*
      + Dziękuję za opinię! <3

      Usuń
  9. Do szesnastego jeszcze tylko 2 dni, a i tak bede odliczać sekundy. Historii tego typu jeszcze nie czytałam na twoim blogu (chyba). Na razie bardzo mi sie spodobała, jest taka trochę hmmm tajemnicza, owiana jakąś klątwa, nie mam zielonego pojęcia czego sie spodziewać w następnej części.
    NO I KIM KURCZAKI PIECZONE JEST TA CAŁA AMBER.?? I SKĄD HERMIONA WIEDZIALA, ŻE MOŻE IM ZASZKODZIĆ.???

    Czekam niecierpliwie na kolejna wspaniała część :)
    ~Mad

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, raczej nie było tutaj nic takiego :D Cieszę się, że Ci się podoba! :D :* Dziękuję! <3

      Usuń

- Jeśli weszłaś/eś na mojego bloga proszę pozostaw po sobie ślad, to nie dla ilości, a dla motywacji
- Nie przeklinaj w komentarzach!
- Krytykuj, ale uzasadnij swoją opinię.
- Nie obrażaj komentatorów, odwiedzających i autorki.
- Nie spamuj!